Co was tak bolą te bootcampy?

0

Zawody regulowane prawnie to największa patologia.
Żeby zostać adwokatem czy lekarzem trzeba odbyć staż. Na taki staż dostaniesz się tylko po znajomości. Możesz być najlepszy na uczelni a nie zostaniesz adwokatem, bo miejsca są zarezerwowane dla rodziny. Gdyby tak samo było z programowaniem to nikt z Was nie był by programistą

0

Powinien być centralnie zaplanowany system wynagradzania i zatrudniania programistów, ukróciłoby to samowolkę różnych podejrzanych szkół programowania i innych szkodliwych elementów bazujących na naiwności motywowanych chęcią godnego zarobku obywateli. Winne istnieć trzy szkoły, których ukończenie daje możliwość pracy jako programista. Programistyczna Szkoła Zawodowa (PSZ), studia na kierunku Informatyka (I) oraz Państwowa Szkoła Uzupełnień (PSU) przeznaczona dla osób posiadających już jakieś wykształcenie techniczne, ale chcących się przebranżować. Ukończenie PSZ dawałoby zieloną kartę umożliwiającą dojście do poziomu stanowiska A i B (a to odpowiednik dzisiejszego juniora, a b regulara / mida), do poziomu C może dojść wyłącznie absolwent I. Ukończenie rocznego PSU daje możliwość np magistrowi fizyki dojście do poziomu B. W przypadku niedoborów czuwała by Programistyczna Komenda Uzupełnień (PKU), a polityka ministerstwa pracy musiałaby być prowadzona zgodnie z wytycznymi dotyczącymi zrównoważonego rozwoju i społecznej gospodarki rynkowej, tak aby uniknąć przesycenia rynku. Wynagrodzenie zależałoby od poziomu (ABC) oraz wysługi lat zgodnie z zakładową tabelą płac. Przykładowe widełki poziom A: 3000 podstawy, + 500 z każdym rokiem aż do 6000 po 4 latach. poziom B: od 6000 + 1000 zł z każdym rokiem aż do 12 000 po 6 latach (łącznie 10). Pozom C: od 12000 do 25000, 1000 po każdym roku (13 lat do maksa), tak więc łącznie po 23 latach jako programista można by dojść od kwoty 25000. Kwoty podane netto na UoP. Możliwość poziomu B po 4 latach na poziomie A, dojście do poziomu C po 6 latach B (łącznie 10 lat A + B). Do tego poza formalnymi wymogami uzyskanie licencji danego poziomu wymaga zdania egzaminu państwowego. Fajno?

0
GutekSan napisał(a):
Spine napisał(a):
drorat1 napisał(a):

Jak Wy sobie to wyobrażacie z tymi licencjami? Dziedzina informatyki jest bardzo rozległa, programowanie zresztą również. Jak wiadomo w C++, JAVA, C#, PHP, python, JavaScript i w każdym frameworku z tym związanym programuje się inaczej.

Zoba LEK (dawniej LEP). Da się? Da się ;)

A materiału też bardzo dużo (jak nie więcej).

  1. Egzamin na lekarza jest potrzebny, bo błędy lekarza kosztują dużo więcej niż błędy programisty

Błędy programisty nie raz kosztują miliony, jak firma się przez to skompromituje. Do szpitala, w którym lekarz się pomylil, wciąż będą przychodzić ludzie... Nie mają wyboru :D

  1. Egzamin na lekarza ma sens o tyle, że można określić pewien kanon wiedzy medycznej niezbędnego do wykonywania tego zawodu, który zbytnio się nie zmienia - wiedza o ludzkiej anatomii, o symptomach, o działaniu bakterii, wirusów, funkcji organizmu. W przypadku informatyki nie ma takiego kanonu.

Czy OOP się tak drastycznie zmienia? Czy komputer działa inaczej niż 5 lat temu? Cały czas mamy wątki, post, get, formularze, obiektówkę, regexpy, pętle. W Linuksie/Uniksie komend zbytnio nie przybywa... Jak z tego nie da się ułożyć w miarę stałego kanonu, to z medycyny tym bardziej... Skoro da się określić program studiów, minimum programowe itd. dla Informatyki, to nie widzę problemu w ustaleniu pytań na egzamin licencyjny.

Do LEKu często wprowadza się zmiany, dodaje pytania itd. Na egzaminie są też pytania z prawa medycznego, które stale się zmienia.

Na marginesie. W ciągu kilku lat potrafili nawet kilka razy zmienić strukturę recepty.

  1. Czy gdy wprowadzi się licencje to pani Basia z księgowości bez tej licencji będzie mogła sobie napisać makro w Excellu bez zagrożenia karą? Albo czy Jola z HR będzie mogła stworzyć w Outlooku regułę do filtrowania wiadomości od konkretnych nadawców? Czy bez licencji będzie można pisać skrypty w bashu? Robić proste strony HTML albo js w wewnętrznej sieci firmowej? Automatyzować jakieś nudne zadania pytonem?

Czy bez licencji możesz kupić leki w aptece i je zażywać?

Możesz też komuś poradzić zażycie jakiegoś leku, ale nie możesz wykonywać na nim operacji, czy przepisać mu ani sobie recepty na bardziej specjalistyczne leki.

0

Ja się zastanawiam, jak jest teraz z tymi gwarancjami pracy.

Tj. czy firmy, które robią bootcampy zajmują się również pośrednictwem pracy, czy działają jak agencje HR? Bo to by był fajny biznes - połączyć szkolenie ludzi, którzy chcą znaleźć pracę (ale nie umieją jeszcze wiele) z firmami, które chcą mieć świeży dopływ pracownika. Świeży dopływ przeszkolonych juniorów (jakieś korporacje mogłyby skorzystać).

1

Błędy programisty nie raz kosztują miliony, jak firma się przez to skompromituje. Do szpitala, w którym lekarz się pomylil, wciąż będą przychodzić ludzie... Nie mają wyboru :D

Przepraszam, ale czy przypadkiem za bledy programisty kosztujace miliony odpowiedzialni sa "absolwenci" bootcamp'ow, juniorzy lub samoucy ? Moze wrecz przeciwnie, seniorzy robiacy codereview, testerzy i ostatecznie leading decydujacy o merging'u ? Nie wiem jak u Was w Polsce, ale u nas za granica istnieje jakas procedura :D.

1
Spine napisał(a):
  1. Egzamin na lekarza jest potrzebny, bo błędy lekarza kosztują dużo więcej niż błędy programisty

Błędy programisty nie raz kosztują miliony, jak firma się przez to skompromituje. Do szpitala, w którym lekarz się pomylil, wciąż będą przychodzić ludzie... Nie mają wyboru :D

Za żaden błąd kosztujący milion nie odpowiada jeden programista. Nawet nie jeden zespół. Odpowiadają wszyscy, a zwłaszcza menedżerowie, bo to im się płaci za odpowiedzialność. Poza tym to tylko pieniądze, a przypadku błędu lekarza mówimy o ludzkim zdrowiu i życiu.

  1. Egzamin na lekarza ma sens o tyle, że można określić pewien kanon wiedzy medycznej niezbędnego do wykonywania tego zawodu, który zbytnio się nie zmienia - wiedza o ludzkiej anatomii, o symptomach, o działaniu bakterii, wirusów, funkcji organizmu. W przypadku informatyki nie ma takiego kanonu.

Czy OOP się tak drastycznie zmienia?

Ale OOP to tylko jeden z paradygmatów, a zmienia się podejście do nich. Może za parę lat języki się zmienią, powstaną inne paradygmaty, a OOP w niezmienionym stanie odejdzie na śmietnik. Poza tym czemu ktoś nawet dziś musi znać OOP jeśli pisze czysto funkcyjnie, albo proste skrypty?

Czy komputer działa inaczej niż 5 lat temu?

Pewne rzeczy, jak archutektura von Neumanna czy budowa bramek logicznych się nie zmieniły. Ale akurat to co wykonywania pracy nie jest zbyt potrzebne. A to co jest potrzebne akurat się zmienia. Kiedyś nie było procesorów wielordzeniowych, nie było USB, nie było smartfonów, nie było tak rozbudowanej komunikacji sieciowej. Programiści pracują na różnych warstwach abstrakcji - nie musi ich interesować co jest "pod spodem" dopóki skutecznie wykonują zadania na swojej warstwie.

Cały czas mamy wątki, post, get, formularze, obiektówkę, regexpy, pętle.

Nieprawda. Pamiętam czasy, kiedy nie pisało się wielowątkowo, a i teraz odchodzi się od ręcznego zarządzania wątkami na rzecz współbieżności zorientowanej zadaniowo.
Kilkanaście lat zajmowałem się programowaniem nie mając pojęcia co to jest REST, bo ta wiedza była mi po prostu zbyteczna.
Czasy bez obiektówki też pamiętam i jak pisałem nie zdziwię się gdy znowu zniknie.
Pętle już znikają na rzecz stosowania algorytmów uogólnionych, kontenerów, strumieni itp.

W Linuksie/Uniksie komend zbytnio nie przybywa...
Ale kiedyś Linuks/Unix moze zniknąć. Tak jak zniknął DOS.

Jak z tego nie da się ułożyć w miarę stałego kanonu, to z medycyny tym bardziej..

No właśnie się nie da. A jeśli nawet, to w odróżnieniu od lekarza, informatykowi ten kanon nie musi być wcale potrzebny.

  1. Czy gdy wprowadzi się licencje to pani Basia z księgowości bez tej licencji będzie mogła sobie napisać makro w Excellu bez zagrożenia karą? Albo czy Jola z HR będzie mogła stworzyć w Outlooku regułę do filtrowania wiadomości od konkretnych nadawców? Czy bez licencji będzie można pisać skrypty w bashu? Robić proste strony HTML albo js w wewnętrznej sieci firmowej? Automatyzować jakieś nudne zadania pytonem?

Czy bez licencji możesz kupić leki w aptece i je zażywać?

W większości przypadków nie. Ta licencja nazywa się "recepta".

Możesz też komuś poradzić zażycie jakiegoś leku, ale nie możesz wykonywać na nim operacji, czy przepisać mu ani sobie recepty na bardziej specjalistyczne leki.

Mogę polecić aspirynę, albo środki na ból głowy. O poważniejszych lekach decydują lekarze.

A jeśli, jak sugerujesz, makra w excellu i skrypty w bashu można będzie sobie pisać bez licencji, to gdzie jest granica?

1
GutekSan napisał(a):

Poza tym to tylko pieniądze, a przypadku błędu lekarza mówimy o ludzkim zdrowiu i życiu.

A winda? A automatyczny samochód?

1

@GutekSan: a co powiesz na IoT i np. możliwośc zhackowania domu? Hackujesz w zimie przy -20 i wyłączasz ogrzewanie :)

A poza tym proponuje Zablokowanie tworzenia tematów dotyczących bootcampów

0
drorat1 napisał(a):

Jak Wy sobie to wyobrażacie z tymi licencjami?

Tak jak to działa dzisiaj. Idziesz do korporacji "w biurowcu szklanych drzwi" w Śródmieściu to nawet dziewczyny na recepcji mają albo co najmniej licencjat z jakiejś socjologii albo magistra w drodze i zdane egzaminy z angielskiego.

U Interaktywnej Grażyna Media International z JSsowymi frameworkami i cięciem w Photoshopie wystarczy proste ogarnięcie tematu.

W korpo po bootcampie nie ma czego szukać. Grażyna przyjmie bez wahania bo bootcampowcowi może zapłacić 2000 brutto.

1

W ogromnej ilości przypadków to dzisiaj, nie tylko żeby nie klepać na nowo tego samego ale przede wszystkim chodzi o koszty to się wykorzystuje napisane przez wielu programistów z różnych krajów oprogramowanie OS na licencjach MIT, BSD czy nawet GPL, z repozytoriów githuba czy packagista. Oprogramowanie które mając na względzie postanowienia licencji jest napisane "jak jest" formalnie bez żadnej gwarancji nie tylko jeśli chodzi o błędy ale nawet przydatności do jakiegokolwiek zastosowania. Nawet Bitcoin jest na licencji MIT i jego źródła są na githubie. I wszystko wykorzystywane komercyjnie. I jakoś nikomu to nie przeszkadza.

Załóżmy że tylko w samej Polsce wprowadzono by wymóg posiadania takich licencji albo nawet na terenie całej Unii. I tylko zastanawiam się jak by to się miało do możliwości wykorzystywania OS a nawet utrzymywania działającego oprogramowania bo co do wynagrodzeń i dostępności programistów na rynku to raczej nie mam wątpliwości. Jeśli nawet z tych względów byłyby jakieś formalne ograniczenia co do wykorzystywania oprogramowania na licencjach Open Source (bo to przecież stworzył ktoś inny, może nawet z odległych zakątków świata) to też z całą pewnością miałoby to wpływ na to ile się płaci za używanie oprogramowania albo ile się płaci za reklamy w serwisach.

OK, zawód programisty jako zawód zaufania publicznego i to jest do zrozumienia. Ale to by dotyczyło chyba tylko pewnego zakresu z tego programowania a mając na względzie frameworki które już są sprawdzone ale są na licencjach bez formalnych gwarancji to tylko tak się zastanawiam kto tu by za wszystko odpowiadał?

0
drorat1 napisał(a):

W ogromnej ilości przypadków to dzisiaj, nie tylko żeby nie klepać na nowo tego samego ale przede wszystkim chodzi o koszty to się wykorzystuje napisane przez wielu programistów z różnych krajów oprogramowanie OS na licencjach MIT, BSD czy nawet GPL, z repozytoriów githuba czy packagista. Oprogramowanie które mając na względzie postanowienia licencji jest napisane "jak jest" formalnie bez żadnej gwarancji nie tylko jeśli chodzi o błędy ale nawet przydatności do jakiegokolwiek zastosowania. Nawet Bitcoin jest na licencji MIT i jego źródła są na githubie. I wszystko wykorzystywane komercyjnie. I jakoś nikomu to nie przeszkadza.

Jak pójdziesz do banku klepać te słynne javowe crudy to będziesz mógł robić wszystko, opierdzielać się 6 godzin co dzień, pisać służbowe maile do przerwy obiadowej. Nie będziesz mógł robić dwóch rzeczy. Używać bez specjalnego zezwolenia od samej góry otwartych bibliotek i w jakikolwiek sposób upubliczniać firmowego kodu.

Przy okazji, widział ktoś kiedyś zdjęcia z bankowego open space z widocznym gdzieś w tle kodem na monitorach? #pdk

Jak nie open source to co? Te same narzędzia tylko pisane od a do z w banku. Bank ma kasę, płaci, wymaga. Któryś ze starych wyjadaczy fajnie napisał, to jest korpo, robią co chcą, jak zechcą we wtorek zwolnić wszystkich na literę T to zwolnią.

1
Spine napisał(a):
GutekSan napisał(a):

Poza tym to tylko pieniądze, a przypadku błędu lekarza mówimy o ludzkim zdrowiu i życiu.

A winda? A automatyczny samochód?

Chyba autonomiczny :) To już większa odpowiedzialność spoczywa na monterze tej windy czy samochodu, bo ich błędy przekładają się bezpośrednio na zagrożenie życia. A mamy egzaminy państwowe na monterów? Poza tym praca przy systemach informatycznych mających bezpośrednie przełożenie na ludzkie życie i zdrowie stanowi może promil takich zadań. Chcesz żeby wszyscy klepacze webserwisów i gierek byli egzaminowani państwowo pod tym kątem? To już sensowniejsze jest oddanie odpowiedzialności za sprawdzenie umiejętności programistów firmom, które zajmują się takimi krytycznymi systemami. Mogą wtedy zrobić ci egzamin z MISRA, którego nie uczą na żadnym bootcampie :)

Poza tym nie wyobrażam sobie sytuacji by przy autonomicznym samochodzie ktoś popełnił błąd mogący mieć fatalne skutki w działaniu, bo nie ma podstawowej wiedzy. Ktoś kto nie ma podstawowej wiedzy nie dostarczy w ogóle rozwiązania, a nawet jeśli dostarczy, to nie przeszłoby ono QA. Jeśli ktoś tu może popełnić błąd, to raczej kompetentny inżynier, ale bardziej przez niedbałość a nie przez niewiedzę, a temu żaden egzamin państwowy nie zapobiegnie.

0

zawód programisty jako zawód zaufania publicznego i to jest do zrozumienia

No tutaj to kolega trochę pojechał ;)

Rozumiem, że jest cześć zadań, ktore są rzeczywiście bardzo istotne - oprogramowanie sprzętów medycznych, systemów bankowych czy serwerów rządowych, ale większość ludzi z tej branży zajmuje się głupotami, w stylu strony WWW salonu fryzjerskiego, programik który w jakiejś firmie zsynchronizuje baze danych z excelem czy gierka na androida. A nawet jeśli pracuje w czymś dużym, to ma zadanie w stylu poprawienia wyglądu nagłówka w generatorze drukującym raporty.

I nie ma w tym niczego złego, bo w każdym zawodzie tak jest. Lekarz kończy studia, robi specjalizacje i staże, żeby potem przez 6 godzin dziennie oglądać ludzi z katarem. Podobnie prawnik - takich pięknych przypadków walki w sądzie, jakie się ogląda w tv jest mało, większość pracy to pisanie wezwań do zapłaty i analizowanie umów. Mam znajomą, która pracuje w (chyba) największej polskiej telewizji jako grafik. I strasznie się wkurza, bo nie po to kończyła liceum plastyczne, a potem ASP, żeby robić jakieś komercyjne badziewia, które nie mają nic wspólnego ze sztuką. No ale że całkiem nieźle płacą, to jakoś zagryza zęby i siedzi tam dalej.

Jeszcze jedna myśl odnośnie "zawodu zaufania publicznego" - skoro informatyk, to czemu nie mechanik samochodowy? Codziennie miliony aut jeżdżą po Polsce, każdy z nich jest potencjalną maszyną do zabijania. I tylko dzięki ciężkiej pracy mechaników, każdego dnia nie dochodzi do tysięcy katastrof ;)

0
cerrato napisał(a):

zawód programisty jako zawód zaufania publicznego i to jest do zrozumienia

No tutaj to kolega trochę pojechał ;)

Nigdy nie pracowałem bezpośrednio w takim projekcie, ale...
Wealth Management oznacza, że pracuje się z dostępem do rzeczywistych danych rachunków klientów.
Całe "zaufanie publiczne" oznacza specjalny reżim prac, non-stop kamera na monitor, praca tylko przez zdalny pulpit, zakaz wnoszenia na wydzieloną salę telefonów, zakaz wynoszenia czegokolwiek zapisanego na papierze. Porypane zasady dostępu do sieci, StackOverflow zablokowany.
Z normalnym korpo open space wspólna jest kasa. Nie jest lepsza. Dziękuję, oby nigdy...

0
albundy napisał(a):

Bootcamp może być dobry gdy ktoś już coś potrafi, bo wiesz z czym możesz uderzać do mentora. Wiesz już jak pisać pętle, ify, metody, klasy. Natomiast bootcamp promuje naukę programowania "od zera do bohatera". Jak nigdy nie programowałeś to nie wiesz z czym uderzać do mentora. Siedzisz miesiąc nad pętlami, których mógłbyś nauczyć się w domu. Mało tego - inni też się nie nauczyli, więc mentor musi im tłumaczyć ify i pętle. Czas stracony.
a.) bootcampy uczą totalnych podstaw.
b.) są drogie.
Czy warto płacić kilka(naście) tyś za rozmowę z mentorem? Może lepiej iść na korepetycje albo po poradę z większym problemem/code review do programisty albo jakiegoś studenta, który umie więcej niż kursant, a samemu uczyć się z internetu?
Jeżeli ktoś traktuje bootcamp jako chwilowe przyspieszenie nauki i JEDNĄ Z WIELU dróg do zostania programistą, o ile nie szkoda kilku tyś bootcamp jest jakimś wyjściem. Ale większość bootcampowiczów podchodzi na zasadzie - 2 miesiące kursu i wysyłam CV na juniora za 4k miesięcznie. Po miesięcu "HUR DUR REKRUTERÓW POGIĘŁO, NIE CHCO ZATRUDNIĆ. W "portfolio" mają kalkulator i wysyłają masowo CV wszędzie i zalewają rynek słabymi CV.
Potem ogarnięty student czy samouk, co spędził rok czy dwa nad nauką ma problem ze znalezieniem pracy, bo jego dobre CV ginie w gąszczu słabych CV. Pracodawcy przez nadmiar słabych CV też nie mają czasu i pieniędzy, aby każdego na rozmowę zapraszać.

Bootcampy miałyby sens, gdyby nie były skierowane dla osób, które nic nie umieją, tylko dla tych z podstawami. Trwały dłużej, były tańsze i skupiały się np na projektach bardziej ambitnych niż kalkulator, pracy w grupie i nabywaniu umiejętności miękkich. Menotrzy musieliby dawać wskazówki i motywować, a nie dawać gotowe rozwiązania bez wysiłku. Taki bootcamp musiałby odwzorować pracę w korpo, czyli GIT, JIRA, taski, sprinty, terminy, code review, rozmowa z klientem itd. Tylko taki kurs musiałby trwać z rok, aby solidnie kursanta przeszkolić i pewnie kosztował z 30.000 - 50 000.

Tak więc nie ma i nigdy nie będzie sensowego bootcampu na rynku, tylko wyciąganie kaski od frajerów.

Wskaż mi konkretny bootcamp, na który idą ludzie wcześniej nigdy nie programujący.

0

yyy każdy prawie?

0
Zielony Pomidorek napisał(a):

yyy każdy prawie?

Zapytałbym czy znasz kogoś z bootcampu, czy nie, ale to nie ma znaczenia, bo w internecie możesz napisać sobie wszystko. Ja znam paru absolwentów, i o ile o samych bootcampach zbyt dobrej opinii nie mają, tak nikt z tych znajomych nie miał nawet jednej osoby w bootcampowej grupie, która by wcześniej nie programowała. Nauka wyglądała w ten sposób, że powtarzali sobie informacje z corowej części języka, a potem przechodzili w zasadzie do frameworków, wzorców projektowych, baz danych i tak dalej. Już o tym pisałem wczoraj, chyba nawet w tym temacie (albo w jakimś temacie obok). Sorry, ale Twoje wymysły z głowy wzięte nie są w stanie mnie w jakikolwiek sposób przekonać.

0

Ja znam paru absolwentów,

No co ty, jakich absolwentów, absolwentów czego.? Może, kup sobie absolwenta w monopolowym.
A dyplom i medal z ziemniaka dostali?

1
._. napisał(a):

Ja znam paru absolwentów,

Jakich absolwentów, no co ty, absolwentów czego.? Może, kup sobie absolwenta w monopolowym.
A dyplom dostali i medal z ziemniaka?

Bardzo wyrafinowana odpowiedź.

0
._. napisał(a):

Ja znam paru absolwentów,

Jakich absolwentów, no co ty, absolwentów czego.? Może, kup sobie absolwenta w monopolowym.
A dyplom dostali i medal z ziemniaka?

W sumie to siedź sobie przed komputerem i zamulaj, ja się zbieram na miasto wyrwać jakąś dwudziestkę, bo weekend przyszedł.

0

Żeby dostać się na bootcamp trzeba po prostu przejść najczęściej prosty test zdolności i zapłacić... Na bootcampach jest mnóstwo świeżaków, CHYBA, że jako 'wcześniej programujący" uznamy osoby co przerobiły kilka tutoriali z podstaw, to może i tak.

2

Jestem po bootcampie Kodilli i dostałem pracę po pierwszej rozmowie. Brzmi nieźle, ale to prawda. Oczywiście jest też "ale".
Kodilla wam to powie, ale część osób nie słucha, lub słyszy tylko co chce.
Jestem po studiach kierunkowych, uczyłem się dużo sam, Kodilla pomogła mi wejść poziom wyżej, dzięki tzw. mentorowi.

25% osób, które tam trafiły ze mną nie nadaje się na programistę. Nie ma znaczenia, że zrobili test predyspozycji.
25% być może się nada, nie mają studiów, nie robili nic z programowaniem, ale się przykładają ponad materiał znajdują pracę w okresie od 3 do 12 miesięcy po kursie.
50 % to ludzie po studiach technicznych, coś robili, ale nie w javie, przerabiają materiał z kursu plus dodatkowo robią coś więcej w efekcie robią własny projekt np. CRUD-a. Ta grupa znajduje pracę pod koniec kursu do max 3 miesięcy.

A teraz rzeczy, które Kodilla mówi, ale mam wrażenie, że nikt nie słucha:
Czy możesz być programistą bez studiów ?
Tak, ale połowa firm nawet z Tobą nie porozmawia, nie ważne jakie masz umiejętności. Plus czeka, Cię dużo nauki od siebie. Nie nauczą Cie algorytmicznego myślenia i rozwiązywania problemów. Tu masz codilility, code wars etc. do ćwiczeń. W firmie do, której trafiłem nie ma osób bez studiów kierunkowych. 100% dev ma wyższe.
Czy będę zarabiał mityczne 15K ?
Nie będziesz. Kilka razy jest podkreślone, że celujesz w pułap 2000-3000 netto na UoP lub odpowiednik. I bierzesz wszystko co da Ci komercyjne doświadczenie. Staż też jest bardzo dobry.
Czy wystarczy sam materiał z kursu, żeby dostać pracę?
Wg. mnie tak o ile na jego podstawie, potrafisz zrobić coś sam, nie "projekt do portfolio" z kursu. W praktyce, douczyłem się frontu( i nie tylko ja jak się okazało z rozmów grupy 50%). Skończyło się tak, że ja dostałem juniora, a ludzie zaraz po studiach staż. Umiem zauważalnie więcej typu SOLID to nie jest dla mnie agencja ochrony :). Przez umiem znaczy rozumiem i potrafię wytłumaczyć mojej babci.
Czy to dla mnie?
Tego nikt Ci nie powie. Zrób sobie parę kursów Udemy, bo są tanie, trochę darmowych tutoriali tak, żeby mieć podstawy i oceń po np. 2 miesiącach, czy chcesz tak pracować. Weź kurs na raty nigdy nie płać całości, można zrezygnować po np. miesiącu będziesz mniej stratny jak, nie będziesz się dobrze w tym czuł. Pierwsze 2 tygodnie/moduły z założenia są na 20 godzin każdy, ja je ogarnąłem w 3-4 godziny każdy. Jak potrzebujesz 40 godzin, to się zastanów, czy to dla Ciebie. Do 14 dni można odzyskać 100% pieniędzy. Moduł 3 i 4, to był banał jakieś instalki, ale potem się zrobiło grubo unit testy.

Wywaliłem kurs z linkedina i innych profili. Nie chwalę się tym. Jeżeli traficie na pierwsze 25%, które jakimś cudem trafi do Was do firmy to ja Wam współczuję. Nie chciałbym z takimi ludźmi być w zespole.

Kurs nie nauczy Cię być programistą, on przyspieszy Twoją naukę. Mnie zajęło 10 miesięcy, przy czym nie musiałem się uczyć działania pętli "FOR", algorytmów, czy SQL etc. Jeszcze raz, jeżeli tylko "zaliczysz" moduły to jest za mało. Brak studiów technicznych jest utrudnieniem. Chłopak z kursu, bardzo ogarnięty, szukał 3 miesiące pracy właśnie z tego powodu. Masz 20 lat idź na studia, masz 30-40 poucz się sam(książka, podstawy typu SQL etc. znajdź sobie to sam co potrzebujesz) przez parę miesięcy. Jak nie potrafisz sam znaleźć książki, kursów gdzie nauczysz się podstaw daj spokój sobie z kursem, za kilkanaście K, bo nie nadajesz się na programistę nawet jak zdasz test predyspozycji.

A teraz możecie mnie zjeść i obrzucić błotem.

1

Dobra kryptoreklama. A skąd masz te wszystkie szczegółowe dane, właściciel bootcampu mówił, czy może ty jesteś właścicielem?

1

25% osób, które tam trafiły ze mną nie nadaje się na programistę. Nie ma znaczenia, że zrobili test predyspozycji.

wypełniłem ostatnio dla jaj jakiś test dyspozycji na stronie jednego z bootcampów. Zrobiłem go kilka razy, zmieniając odpowiedzi za każdym razem. I jakkolwiek bym odpowiedział, wyszło to samo...

Nie pamiętam, jaka to był firma, ale zrobili fake-test, w którym zawsze wychodzi to samo :|

1

Absolwenci polskich elitarnych "uczelni" toczą gównoburze z absolwentami polskich elitarnych "bootkampów"

trzymajcie mnie

0
Czarny Kowal napisał(a):

Absolwenci polskich elitarnych "uczelni" toczą gównoburze z absolwentami polskich elitarnych "bootkampów"

trzymajcie mnie

Przeciętna "uczelnia" ze stanów lepsza? :D

0
Nieposkromiony Krawiec napisał(a):

Jestem po bootcampie Kodilli i dostałem pracę po pierwszej rozmowie. Brzmi nieźle, ale to prawda. Oczywiście jest też "ale".
Kodilla wam to powie, ale część osób nie słucha, lub słyszy tylko co chce.
Jestem po studiach kierunkowych, uczyłem się dużo sam, Kodilla pomogła mi wejść poziom wyżej, dzięki tzw. mentorowi.

25% osób, które tam trafiły ze mną nie nadaje się na programistę. Nie ma znaczenia, że zrobili test predyspozycji.
25% być może się nada, nie mają studiów, nie robili nic z programowaniem, ale się przykładają ponad materiał znajdują pracę w okresie od 3 do 12 miesięcy po kursie.
50 % to ludzie po studiach technicznych, coś robili, ale nie w javie, przerabiają materiał z kursu plus dodatkowo robią coś więcej w efekcie robią własny projekt np. CRUD-a. Ta grupa znajduje pracę pod koniec kursu do max 3 miesięcy.

A teraz rzeczy, które Kodilla mówi, ale mam wrażenie, że nikt nie słucha:
Czy możesz być programistą bez studiów ?
Tak, ale połowa firm nawet z Tobą nie porozmawia, nie ważne jakie masz umiejętności. Plus czeka, Cię dużo nauki od siebie. Nie nauczą Cie algorytmicznego myślenia i rozwiązywania problemów. Tu masz codilility, code wars etc. do ćwiczeń. W firmie do, której trafiłem nie ma osób bez studiów kierunkowych. 100% dev ma wyższe.
Czy będę zarabiał mityczne 15K ?
Nie będziesz. Kilka razy jest podkreślone, że celujesz w pułap 2000-3000 netto na UoP lub odpowiednik. I bierzesz wszystko co da Ci komercyjne doświadczenie. Staż też jest bardzo dobry.
Czy wystarczy sam materiał z kursu, żeby dostać pracę?
Wg. mnie tak o ile na jego podstawie, potrafisz zrobić coś sam, nie "projekt do portfolio" z kursu. W praktyce, douczyłem się frontu( i nie tylko ja jak się okazało z rozmów grupy 50%). Skończyło się tak, że ja dostałem juniora, a ludzie zaraz po studiach staż. Umiem zauważalnie więcej typu SOLID to nie jest dla mnie agencja ochrony :). Przez umiem znaczy rozumiem i potrafię wytłumaczyć mojej babci.
Czy to dla mnie?
Tego nikt Ci nie powie. Zrób sobie parę kursów Udemy, bo są tanie, trochę darmowych tutoriali tak, żeby mieć podstawy i oceń po np. 2 miesiącach, czy chcesz tak pracować. Weź kurs na raty nigdy nie płać całości, można zrezygnować po np. miesiącu będziesz mniej stratny jak, nie będziesz się dobrze w tym czuł. Pierwsze 2 tygodnie/moduły z założenia są na 20 godzin każdy, ja je ogarnąłem w 3-4 godziny każdy. Jak potrzebujesz 40 godzin, to się zastanów, czy to dla Ciebie. Do 14 dni można odzyskać 100% pieniędzy. Moduł 3 i 4, to był banał jakieś instalki, ale potem się zrobiło grubo unit testy.

Wywaliłem kurs z linkedina i innych profili. Nie chwalę się tym. Jeżeli traficie na pierwsze 25%, które jakimś cudem trafi do Was do firmy to ja Wam współczuję. Nie chciałbym z takimi ludźmi być w zespole.

Kurs nie nauczy Cię być programistą, on przyspieszy Twoją naukę. Mnie zajęło 10 miesięcy, przy czym nie musiałem się uczyć działania pętli "FOR", algorytmów, czy SQL etc. Jeszcze raz, jeżeli tylko "zaliczysz" moduły to jest za mało. Brak studiów technicznych jest utrudnieniem. Chłopak z kursu, bardzo ogarnięty, szukał 3 miesiące pracy właśnie z tego powodu. Masz 20 lat idź na studia, masz 30-40 poucz się sam(książka, podstawy typu SQL etc. znajdź sobie to sam co potrzebujesz) przez parę miesięcy. Jak nie potrafisz sam znaleźć książki, kursów gdzie nauczysz się podstaw daj spokój sobie z kursem, za kilkanaście K, bo nie nadajesz się na programistę nawet jak zdasz test predyspozycji.

A teraz możecie mnie zjeść i obrzucić błotem.

To super. Ja rok temu zacząłem się uczyć programowania na własną rękę - to był 2 semestr studiów. Po 6 miesuacach nauki własnej dostałem się na miesiąc praktyk na bodajże 3 rozmowie o pracę. Po praktykach udałem się na staż i po stażu Od razu dostałem zatrudnienie.

Wydzial AGH słynne samogłoski.

Teraz na 2 roku już praktycznie połowa wydziału pracuje. Niektórzy juz mają zaklepane miejscach na stażach wakacyjnych. Wasze smieszne kursy mają niską wartość w porównaniu do studiów.

0
Student AGH napisał(a):

To super. Ja rok temu zacząłem się uczyć programowania na własną rękę - to był 2 semestr studiów. Po 6 miesuacach nauki własnej dostałem się na miesiąc praktyk na bodajże 3 rozmowie o pracę. Po praktykach udałem się na staż i po stażu Od razu dostałem zatrudnienie.

Wydzial AGH słynne samogłoski.

Teraz na 2 roku już praktycznie połowa wydziału pracuje. Niektórzy juz mają zaklepane miejscach na stażach wakacyjnych. Wasze smieszne kursy mają niską wartość w porównaniu do studiów.

Kolego z tych słynnych samogłosek, ale zatrudnienie w Comarchu to nie jest coś, z czego możesz być dumny. Z wami studenciaki, tak samo z półinteligentami z bootcampach jest jeden poważny problem, myślicie, że coś w branży liczycie bo
A) Studiujecie na polskiej uczelni, które reprezentują żenujący poziom, każda z nich na kierunkach informatycznych
B) Skończyliście jakiś żenujący bootcamp i umiecie stworzyć cruda
Z doświadczenia powiem, że wolałbym pracować z typem po bootcampie, który to lubi niż ze studentem, który czuje się lepszy, bo dostał jakiś śmieszny dyplom. Sam jestem po studiach informatycznych, ale nie uważam to za coś cennego, ani tym bardziej "udaną" inwestycje.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1