Co was tak bolą te bootcampy?

1

Kurła mać.
Kiedy to się skończy...

0
Blade1231 napisał(a):

... Zastanawiam się co powoduje, że niektórym tutaj słowo bootcamp podnosi ciśnienie mocniej niż poranna kawa.

Butkampy obiecują, że:

  • szybko
  • łatwo
  • i tanio
  • nauczą Cię programować
  • no i zaraz po kursie znajdziesz prace

Tylko jest jeden problem.
WSZYSTKIE powyższe punkty są kłamstwem.
I to KŁAMSTWO podnosi nam ciśnienie.

0
PdP napisał(a):
Blade1231 napisał(a):

... Zastanawiam się co powoduje, że niektórym tutaj słowo bootcamp podnosi ciśnienie mocniej niż poranna kawa.

Butkampy obiecują, że:

  • szybko
  • łatwo
  • i tanio
  • nauczą Cię programować
  • no i zaraz po kursie znajdziesz prace

Tylko jest jeden problem.
WSZYSTKIE powyższe punkty są kłamstwem.
I to KŁAMSTWO podnosi nam ciśnienie.

Po pierwsze, 2, 3 i 5 punkt - wcale czegoś takiego nie obowiązuje, skąd masz takie informacje? Gwarancję pracy ma tylko kodilla i za dodatkową opłatą są 3 miesiące podczas których uczestnik uczy się jak zrobić dobre CV, szukać pracy, zostaje polecany itp.Fakt, ten punkt 5 jest trochę naciągany, bo zagwarantować mogą ci pracę w jakimś Janusz Sofcie za 2k brutto, ale to tylko 1 ze wszystkich 5 punktów.

Po drugie, dlaczego uważasz, że reszta jest kłamstwem (pkt 1 i 4)? Bo musisz mieć do tego jakieś powody, wyjaśnij.

3
Spyze napisał(a):

O 6:12 już na przerwie po pierwszej lekcji? Ciężkie to twoje technikum, nauka na 3 zmiany.

10

Moim skromnym zdaniem, jeżeli ktoś ma w CV wpisany jakiś bootcamp, to jest idealny powód, żeby go nie przyjąć. Kto o zdrowych zmysłach zapłaci 16k za coś takiego? No właśnie.. a nikt nie chce pracować z wariatami. Toż to już bardziej się opłaca znaleźć jakiegoś ogarniętego seniora, który na co dzień programuje w jakiejś sensownej firmie i jemu zapłacić za mentoring. Daj mu stawkę godzinową, czyli jakieś 150 zł za godzinę i ustaw się z nim raz w tygodniu na 2h, żeby wyjaśnić wątpliwości, przegadać projekt, zrobić jakieś code review czy cholera wie co. Ta sama cena, ale przynajmniej masz kogoś, kto faktycznie programuje, a nie uczy w szkole programowania, bo mu w życiu nie wyszło. Dodatkowy bonus tego rozwiązania jest taki, że jeżeli okażesz się dobry, to Twój mentor może Cie spróbować wkręcić do firmy, w której pracuje bo już jesteś sprawdzony. Win - win.

Jedyne co mnie boli, to fakt, że jest to naciąganie ludzi. Biedacy ciułają na te bootcampy, albo biorą kredyty w nadziei, że to zmieni ich życie, a prawda jest zupełnie inna. Co najlepsze wcale nie trzeba tyle płacić! Wystarczy kasa na jakiś średni laptop, kilka zł na kursy i książki i ogromna dawka samozaparcia.

Nie specjalnie rozumiem argumenty w stylu, że Ci ludzie po bootcampach przyjdą i nasrają mi do kodu. Nie wiem w jakich firmach pracujecie, ale u mnie ktoś taki po prostu nie przejdzie etapu rekrutacji ;)

0
Desu napisał(a):

Moim skromnym zdaniem, jeżeli ktoś ma w CV wpisany jakiś bootcamp, to jest idealny powód, żeby go nie przyjąć. Kto o zdrowych zmysłach zapłaci 16k za coś takiego? No właśnie.. a nikt nie chce pracować z wariatami. Toż to już bardziej się opłaca znaleźć jakiegoś ogarniętego seniora, który na co dzień programuje w jakiejś sensownej firmie i jemu zapłacić za mentoring. Daj mu stawkę godzinową, czyli jakieś 150 zł za godzinę i ustaw się z nim raz w tygodniu na 2h, żeby wyjaśnić wątpliwości, przegadać projekt, zrobić jakieś code review czy cholera wie co. Ta sama cena, ale przynajmniej masz kogoś, kto faktycznie programuje, a nie uczy w szkole programowania, bo mu w życiu nie wyszło. Dodatkowy bonus tego rozwiązania jest taki, że jeżeli okażesz się dobry, to Twój mentor może Cie spróbować wkręcić do firmy, w której pracuje bo już jesteś sprawdzony. Win - win.

Jedyne co mnie boli, to fakt, że jest to naciąganie ludzi. Biedacy ciułają na te bootcampy, albo biorą kredyty w nadziei, że to zmieni ich życie, a prawda jest zupełnie inna. Co najlepsze wcale nie trzeba tyle płacić! Wystarczy kasa na jakiś średni laptop, kilka zł na kursy i książki i ogromna dawka samozaparcia.

Nie specjalnie rozumiem argumenty w stylu, że Ci ludzie po bootcampach przyjdą i nasrają mi do kodu. Nie wiem w jakich firmach pracujecie, ale u mnie ktoś taki po prostu nie przejdzie etapu rekrutacji ;)

Ty jesteś normalny? Dlaczego uważasz osoby uczące programowania w szkołach za nieudaczników? Dlaczego zaglądasz ludziom do portfela? Jak kogoś stać to jego sprawa i pracodawcy nic do tego. Idąc takimi stereotypami to równie dobrze mogę powiedzieć, że wariactwem jest zatrudnianie osób, które zmarnowały 5 lat na studia i dalej nie potrafią programować.

Szkoła programowania zapewnia kilka rzeczy, których nie zapewni ci nikt inny.
1.) Wybranie odpowiednich narzędzi i technologii pod pracę. - Ludzie potrafią tkwić tygodniami w martwym punkcie, pytać co lepsze c++ czy java, w końcu próbować assemblera i cobola aby stwierdzić, że tak naprawdę nie wiedzą czym się różni skrót HTTP od HTML. Na kursie osoby odpowiedzialne tłumaczą ci ścieżki wyboru i nie musisz się martwić o technologie i googlować który język lepszy. Dla osób świeżych to jest idealne rozwiązanie, bo niweluje zmarnowany czas na przeglądanie ofert, forów i czytanie czego się warto uczyć, a czego nie.

Spójrz z perspektywy osoby nowej - osoba nowa nie wie co oznacza HTML, java czy c++. Przeczyta język programowania - ale dalej jej to nie będzie nic mówić. Ludzie zamiast pomóc napiszą takiej osobie WYGOOOOGLOOOJ sobie. Na kursie mają to załatwione już pierwszego dnia

2.) Wsparcie mentora - mentor czuwa 24/7, można się zgłosić z każdym problemem. W związku z czym zamiast spędzać dnie w internecie na poszukiwaniu problemu mentor pomoże rozwiązać problem w godzinkę-dwie i ruszyć kursantowi do przodu. W związku z czym te 300 godzin programowania na kursie to tak naprawdę odpowiednik 900 godzin jakbyś się uczył samemu w domu. Bo nie tracisz czasu na pierdoły tylko się uczysz.

3.) Masz aktualny materiał przystępnie wytłumaczony. - Dużym problemem obecnie jest szybko zmieniająca się technologia 90% kursów , fimików na yt udemy, blogów czy książek zawiera STARĄ wiedzę i ANTY-WZORCE. Uczą ludzi złych praktyk. Ludzie odpowiedzialni za bootcamp regularnie sprawdzają aktualne zmiany w językach i monitorują dobre praktyki.
Ucząc się z internetu masz sporą szansę na pisanie złego kodu i w rezultacie nikt cię na rozmowę o pracę może nie zaprosić. Na kursie masz zawsze aktualną wiedzę i mentorów, którzy forsują w tobie dobre praktyki, dzięki temu kod osoby po kursie jest lepszy niż kod typowego samouka czy studenta.

Czy więc 16.000 to duża kwota biorąc pod uwagę, że
1.) uczysz się 3 razy szybciej - 300 godzin na kursie = ~900 godzin pracy własnej.
2.) Masz wsparcie mentora 24/7
3.) Zawsze aktualny materiał łatwiejszy do przyswojenia niż dokumentacja, a nie wątpliwej jakości blogi z internetu
4.) Piszesz lepszy kod niż typowy student/samouk
5.) Cena za godzine kursu wynosi około 20-25 zł/h. Cena za godzinę angielskiego w Krakowie to nawet 60 zł / h.

Tak więc nie gadaj głupot bo tylko się ośmieszasz swoim brakiem argumentów.

9
Bootcamp is life napisał(a):

2.) Wsparcie mentora - mentor czuwa 24/7, można się zgłosić z każdym problemem. W związku z czym zamiast spędzać dnie w internecie na poszukiwaniu problemu mentor pomoże rozwiązać problem w godzinkę-dwie i ruszyć kursantowi do przodu. W związku z czym te 300 godzin programowania na kursie to tak naprawdę odpowiednik 900 godzin jakbyś się uczył samemu w domu. Bo nie tracisz czasu na pierdoły tylko się uczysz.

nie chciałbym was ranić, ale szukanie rozwiązania to często 90% pracy programisty, w tej pracy nie masz "mentora" za plecami który ci podaje rozwiązania ;)
(co być może tłumaczy niektóre wątki: "zacząłem pracę jako junior, nikt w firmie się mną nie zajmuje i nikt nie pomaga")

1
meego napisał(a):
Desu napisał(a):

Jedyne co mnie boli, to fakt, że jest to naciąganie ludzi. Biedacy ciułają na te bootcampy, albo biorą kredyty w nadziei, że to zmieni ich życie, a prawda jest zupełnie inna. Co najlepsze wcale nie trzeba tyle płacić! Wystarczy kasa na jakiś średni laptop, kilka zł na kursy i książki i ogromna dawka samozaparcia.

Chciałem odpowiedzieć pod wpisem z ofertą zdalnej pracy dla "Komentatora Internetu" (jakoś tak było nazwane to stanowisko, cytuję teraz z pamięci), ale zostawiłem sobie zakładkę, poźniej ją odświeżyłem, okazało się, że moderator już usunął wpis.

Z całej oferty pracy zdalnej od ludzi do pisania komentarzy na forach wymagali nie tylko rozeznania w branży HR i IT ale co najśmieszniejsze, zaznaczone było, że preferowani są studenci dziennikarstwa, socjologii, pedagogiki, marketingu. #pdk

chciałem odpowiedzieć na tę aplikację ale autor nie zostawił maila. Więc zostanę darmowym komentatorem - samoukiem XDDD

4

Idąc takimi stereotypami to równie dobrze mogę powiedzieć, że wariactwem jest zatrudnianie osób, które zmarnowały 5 lat na studia i dalej nie potrafią programować.

Na studia nie idzie się po to, żeby nauczyć się programowania. Kierunek nazywa się informatyka, a nie programowanie.

Dla osób świeżych to jest idealne rozwiązanie, bo niweluje zmarnowany czas na przeglądanie ofert, forów i czytanie czego się warto uczyć, a czego nie.

To nie jest zmarnowany czas. Jedną z najważniejszych umiejętności programisty jest umiejętność wyszukiwania i wartościowania informacji.WW sumie w dzisiejszych czasach, to powinna być umiejętność, którą każdy posiada. Jeżeli ktoś Ci poda wszystko na tacy, to tej umiejętności nie nabędziesz.

Przeczyta język programowania - ale dalej jej to nie będzie nic mówić.

Byłem, widziałem, wygooglowałem.

Wsparcie mentora - mentor czuwa 24/7, można się zgłosić z każdym problemem. (...) Bo nie tracisz czasu na pierdoły tylko się uczysz.

Jeszcze raz podkreślę - to nie są pierdoły. Umiejętność wyszukiwania informacji i samodzielnego rozwiązywania problemów jest bardzo ważna. Później ten sam bootcampowicz cały dzień zawraca gitarę ludziom w firmie pytając o podstawowe rzeczy, które można znaleźć w minutę czy dwie, ale mu się albo nie chce, albo nie potrafi.

Wiem to z autopsji. Miałem w zwyczaju "pomagać" juniorom w ten sposób. Jak się okazało robiłem im i sobie krzywdę. Junior nie potrafił nic znaleźć sam, a ja miałem zawaloną głowę pytaniami o funkcję z biblioteki standardowej... Dalej bardzo chętnie pomagam i dzielę się swoją wiedzą, ale jeżeli wiem, że coś jest w dokumentacji, albo sprawę załatwi krótki research na stackoverflow, to odsyłam petenta do googla.

To samo tyczy się umiejętności debugowania kodu. Tego też się trzeba nauczyć. Trzeba się nauczyć odpowiedniego myślenia, divide and conquer, czyli dzielenia problemów na mniejsze i wyszukiwania rozwiązań tych mniejszych problemów w internecie. Jeżeli mentor Ci powie: "O! Tu masz błąd, zmień to na to, tamto przenieś linijkę wyżej i zadziała", to uczeń to zrobi, ale dalej w przyszłości nie będzie sam potrafił znaleźć i naprawić błędu. Też kiedyś tak ludziom "pomagałem". Przestałem to robić i zauważyłem znaczną poprawę w zdolnościach moich podopiecznych.

Dużym problemem obecnie jest szybko zmieniająca się technologia 90% kursów , fimików na yt udemy, blogów czy książek zawiera STARĄ wiedzę i ANTY-WZORCE.

Znowu to samo. Umiejętność wyszukiwania i wartościowania wyszukanych informacji. Chyba rok temu kupiłem kurs do Angulara 2 (wtedy była 2). Kurs cały czas jest aktualizowany do najnowszych wersji Angulara.

0
Pani Frau napisał(a):
Spyze napisał(a):

O 6:12 już na przerwie po pierwszej lekcji? Ciężkie to twoje technikum, nauka na 3 zmiany.

Chłopie, szkoda gadać, masakra jakaś :v

0

Wy wszyscy nic nie umiecie ci po butcampach i po studiach, seniorzy ze swoimi encjami na twarz i juniorzy robiący 5 warstw do cruda. Najgorsi są samoucy, jak można się samemu nauczyć programowania bez mentora i nauczyciela przecież to niedorzeczne jak takiej osobie można zaufać?. Nie zatrudniłbym nikogo z wymienionych.

4

Bootcampy to dno ponieważ, to jest kłamstwo, że czegokolwiek się nauczysz w 3 miesiące, są drogie, bo może prowadzą je dobrzy programiści, ale co z tego? Dlaczego nie ma bootcampów dla prawników czy lekarzy? Może kiedyś były tylko spieprzenie operacji kosztowałoby życie a słaby performance na sali sądowej zmusiłby Cię do szybkiej zmiany zawodu. W przypadku programowania będzie to samo, niedługo boom minie, bo ludzie zdadzą sobie sprawę, że to nie jest łatwy "kawał" chleba. Po części to jest też wina środowiska programistów chwalipięt mówiących o super wysokich dochodach niskim kosztem. Znam wiele takich osób co siedzą w IT dla pieniędzy a jak projekt się kończy to uciekają na kolejny maintenace, no bo jak trzeba będzie napisać coś od zera dla klienta, to okaże się, że nie wystarczy dopisać kolejną warstwę abstrakcji do jakiegoś mega kolosa, tylko trzeba będzie napisać kolejkę obsługiwania wiadomości czy może jakiś serwis ("to nie dla mnie"). Ale dla mnie taka sytuacja jest spoko, nigdy nie poczuję się zagrożony tym, że zabraknie mi zleceń, bo jestem już za słaby, bo Ci ludzie nigdy nie dorównają jakością tym, którzy są w IT, bo są uzdolnieni matematycznie i od początku wiedzieli czego chcą.

1
gośćabc napisał(a):

Bootcampy to dno ponieważ, to jest kłamstwo, że czegokolwiek się nauczysz w 3 miesiące, są drogie, bo może prowadzą je dobrzy programiści

Kasa dla mentora to około 70 zł za godzinę.
Mentorzy to są studenci z praktyką 3 miesiące albo rok w firmie 'Samozatrudniony".
Studenci nie wstydzą się wpisywać doświadczenia "Mentor Bootcamp" dlatego nie jest tajemnicą kim są "doświadczeni programiści - mentorzy na bootcampie".

Google i LinkedIn twoimi wyszukiwarkami :)

3
Bootcamp is life napisał(a):

Dużym problemem obecnie jest szybko zmieniająca się technologia 90% kursów , fimików na yt udemy, blogów czy książek zawiera STARĄ wiedzę i ANTY-WZORCE. Uczą ludzi złych praktyk. Ludzie odpowiedzialni za bootcamp regularnie sprawdzają aktualne zmiany w językach i monitorują dobre praktyki.

Biorąc pod uwagę to, że większość tych szkoleniowców ma mniej niż 3 lata praktyki w zawodzie, to po prostu zamiast starych antywzorców będzie uczyła tych najnowszych. Nie wiem, czy to jest dużo lepsze.

1

E tam. Niech idzie na bootkamp. Przynajmniej będzię co czytać za te 3 miesiące (czy ile by tam nie trwał).
"Poszedłem na bootkamp i nikt nie przyjmuje mnie do pracy"
Nie ma co się tak produkować drodzy koledzy programiści. Nie za wasze pieniądze i raczej nie w waszych firmach będzie pracował.

4
Bootcamp is life napisał(a):

Ludzie potrafią tkwić tygodniami w martwym punkcie, pytać co lepsze c++ czy java,

To niech zamiast na bootcamp kupią sobie parę książek motywacyjnych na temat tego, w jaki sposób zwalczyć prokrastynację i zacząć działać, a nie tylko gadać o swoich planach i pogrążać się w paraliżu decyzyjnym.

Problem jest taki, że żyjemy w tak wielkim dobrobycie, że nie wiadomo co wybrać (nawet zakup piwa w hipermarkecie to problem w postaci "które z setek rodzajów piw dostępnych w sklepie kupić tym razem")?. Ale niestety czasem trzeba coś wybrać. Bo to cienka wymówka "nie wiem, co lepsze - C++ czy Java, bo w internecie jest za dużo informacji". To tak jakby ktoś się tłumaczył, że "nie mam czasu na naukę programowania, bo ciągle ktoś mi pisze na Facebooku albo ciągle mnie kusi, żeby przeglądać Instagrama".

aby stwierdzić, że tak naprawdę nie wiedzą czym się różni skrót HTTP od HTML.

Jeśli ktoś nie umie szukać w necie tego typu podstaw to znaczy, że nie powinien się łapać za pracę, w której szukanie informacji to codzienność. Dla takiej osoby takie zawody jak programista, bibliotekarz czy historyk raczej nie powinny w ogóle wchodzić w grę. Ba, nawet sprzedawca w sklepie nie wchodziłby w grę, bo sprzedawca też musi umieć choćby wyszukać dany produkt w katalogu.

Na kursie osoby odpowiedzialne tłumaczą ci ścieżki wyboru i nie musisz się martwić o technologie i googlować który język lepszy.
Dla osób świeżych to jest idealne rozwiązanie, bo niweluje zmarnowany czas na przeglądanie ofert, forów i czytanie czego się warto uczyć, a czego nie.

Bo ludzie biorą wszystko za poważnie. Googlują "który język lepszy", a lepiej by wyszli, gdyby zaczęli się jakiekolwiek języka uczyć. Ludzie nie mają pojęcia, jak wygląda zawód/kariera programisty (np. nie są świadomi, że zawsze można zmienić język programowania czy daną technologię i ważniejsze jest know-how, a nie znajomość API na pamięć).

Czyli ludzie sami sobie generują te problemy, bo mają błędne wyobrażenia na temat programowania.

Dobry mentor powinien być jak yoda i rozwalać w ludziach te fałszywe poglądy, dawać ludziom wędkę (bo nauka tylko o technologiach, z pominięciem miękkich aspektów to dawanie samej ryby).

Ludzie odpowiedzialni za bootcamp regularnie sprawdzają aktualne zmiany w językach i monitorują dobre praktyki.

monitorowanie dobrych praktyk? To chyba tylko we frontendzie XD W całej reszcie programowania, dobre praktyki ustalane są raz na kilkanaście, a czasem nawet na kilkadziesiąt lat. To we frontendzie "dobre praktyki" zmieniają się co kilka miesięcy (bo programista-celebryta napisze na Twitterze, że wymyślił jakiś wzorzec, a potem wszyscy będą to naśladować), w porywach co kilka lat (jak Google, Facebook czy Microsoft wypuści nowy "rewolucyjny" framework).

Sam piszę we frontendzie, ale jednak wolałbym żeby community frontendowe było nieco bardziej wyedukowane (zamiast wyważać otwarte drzwi) i refleksyjne (żeby myśleć o konsekwencjach swoich działań, a nie iść za hajpem).

0
gośćabc napisał(a):

Dlaczego nie ma bootcampów dla prawników czy lekarzy?

Bo to zawody regulowane prawnie?

0

Przecież najtańsze bootcampy są dostępne już za 4k zł (ja kojarzę w tej cenie bootcamp Akademii Kodu, nie wiem czy jest coś jeszcze. Nie wiem jak teraz prowadzą zajęcia, ale ktoś znajomy był na takim bootcampie z półtora roku temu i opinia o nim była koszmarna, natomiast na pewno sam kurs dał kopa motywacyjnego (znajomy rzucił programowanie lata wcześniej i nie potrafił się sam w sobie zebrać żeby zrobić coś więcej. W Javie, której go tam uczyli, pracy nie znalazł, ale dzięki wiedzy z programowania odnalazł się w IT i zarabia dwa razy więcej niż przed bootcampem, gdy nie miał za bardzo perspektyw na zmianę swojego losu) i mocno go ukierunkował w to jak wygląda praca w IT (poznał bazy danych, jak wyglądają operacje na xmlach, jsonach i tak dalej, takie tam pierdoły, które wydają się osobom ogarniającym śmieszne, ale bez czego chłopak by nie miał szans żeby się w ogóle odnaleźć). Jak się jest dobrym i ma się szczęście, że dostanie się do odpowiedniej firmy to te cztery tysiące można wykręcić w małym mieście na magazynie. Mieszkając z rodzicami i wegetując w formie wyjadania żarcia z ich lodówki w ciągu miesiąca można załatwić sobie hajs na coś, co oszczędzi masy kłopotów w czasie nauki języka programowania. Sam bootcamp programistą nie uczyni, ale na pewno sam proces znacznie przyspieszy.

Nie wiem jak Wy, ale kiedy ja się bawiłem w samouka to nad niektórymi trywialnymi pierdołami potrafiłem siedzieć tydzień i miałem ochotę się rozpłakać. Powiedzmy że mam taki problem i zgłaszam się do mentora. Znajduje rozwiązanie i jeszcze może przy okazji doradzi coś lepszego. Uderzam do niego z czterema-pięcioma takimi sprawami i już zwraca mi się miesiąc czasu. Czyli tyle, ile wydałem na tani bootcamp. Na samym czymś takim. Czas to pieniądz. W wielu przypadkach takie myślenie serio się kalkuluje. A jeśli komuś się nie kalkuluje to... trudno. Kto nie ryzykuje ten nic nie ma. To inwestycja. Jedni inwestują w buty, inni w firmy, inni w płyty, inni w winno, inni w obrazy, inni... no w bootcamp. Niektórzy na tym zarobią, inni nie. Nie da się zadowolić każdego.

3

Ja tu widzę podejście typu "Jak on może śmieć marzyć o wejściu do naszej elity? A nawet jakby liznął trochę nieba, to i tak będzie paziem". Skoro oni w nigdy w życiu nie będą na waszym poziomie, to po co te lamenty? "Po co strzępić r**a "

1

Bootcamp może być dobry gdy ktoś już coś potrafi, bo wiesz z czym możesz uderzać do mentora. Wiesz już jak pisać pętle, ify, metody, klasy. Natomiast bootcamp promuje naukę programowania "od zera do bohatera". Jak nigdy nie programowałeś to nie wiesz z czym uderzać do mentora. Siedzisz miesiąc nad pętlami, których mógłbyś nauczyć się w domu. Mało tego - inni też się nie nauczyli, więc mentor musi im tłumaczyć ify i pętle. Czas stracony.
a.) bootcampy uczą totalnych podstaw.
b.) są drogie.
Czy warto płacić kilka(naście) tyś za rozmowę z mentorem? Może lepiej iść na korepetycje albo po poradę z większym problemem/code review do programisty albo jakiegoś studenta, który umie więcej niż kursant, a samemu uczyć się z internetu?
Jeżeli ktoś traktuje bootcamp jako chwilowe przyspieszenie nauki i JEDNĄ Z WIELU dróg do zostania programistą, o ile nie szkoda kilku tyś bootcamp jest jakimś wyjściem. Ale większość bootcampowiczów podchodzi na zasadzie - 2 miesiące kursu i wysyłam CV na juniora za 4k miesięcznie. Po miesięcu "HUR DUR REKRUTERÓW POGIĘŁO, NIE CHCO ZATRUDNIĆ. W "portfolio" mają kalkulator i wysyłają masowo CV wszędzie i zalewają rynek słabymi CV.
Potem ogarnięty student czy samouk, co spędził rok czy dwa nad nauką ma problem ze znalezieniem pracy, bo jego dobre CV ginie w gąszczu słabych CV. Pracodawcy przez nadmiar słabych CV też nie mają czasu i pieniędzy, aby każdego na rozmowę zapraszać.

Bootcampy miałyby sens, gdyby nie były skierowane dla osób, które nic nie umieją, tylko dla tych z podstawami. Trwały dłużej, były tańsze i skupiały się np na projektach bardziej ambitnych niż kalkulator, pracy w grupie i nabywaniu umiejętności miękkich. Menotrzy musieliby dawać wskazówki i motywować, a nie dawać gotowe rozwiązania bez wysiłku. Taki bootcamp musiałby odwzorować pracę w korpo, czyli GIT, JIRA, taski, sprinty, terminy, code review, rozmowa z klientem itd. Tylko taki kurs musiałby trwać z rok, aby solidnie kursanta przeszkolić i pewnie kosztował z 30.000 - 50 000.

Tak więc nie ma i nigdy nie będzie sensowego bootcampu na rynku, tylko wyciąganie kaski od frajerów.

5

Jest wielu programistów czystej krwi (wielopokoleniowa rodzina co programuje) więc wiadomo, trochę ich to gryzie, że ludzie z ulicy chcą programować, mógłby być taki system oceny obywateli-programistów jak w Chinach, powiązany np. z githubem.
Być może regulacje państwowe z egzaminami to też jest wyjście, podobno ustawa jest w sejmie we współpracy z Polską Izbą Informatyki i Telekomunikacji, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Wtedy byłby pewne stopnie programistyczne i szklany sufit dla części osób, które nie kumają.
Słyszałem też o elektronicznych bramkach w firmach, na wzór tych z marketów, jak przechodzi ktoś po bootcampie to piszczy i ochrona odprowadza z powrotem na zewnątrz, podobno się sprawdza, widzę coraz więcej przetargów i implementacji.

0

Myślę że temat można zamknąć.
Pojawiły się tu już boty marketingowe które jakieś bzdury o mentorach tu wciskają.

0

Jak wprowadzano telefonię komórkową w Polsce, to nie trzeba było rejestrować numeru na osobę, żeby chętniej, szybciej i sprawniej rozprzestrzenić ten trend.
Teraz po latach, kiedy wszyscy mają przynajmniej jeden telefon, każdy numer musi być zarejestrowany.

To co pisze @czysteskarpety można by do tego odnieść. Kiedy programistów NAPRAWDĘ brakowało, to był to wolny zawód. Teraz, dzięki takim obowiązkowym licencjom, można by niekumatych bootcampowiczów odsiać jeszcze zanim pokażą CV.

0

Jestem za wprowadzeniem krajowego rejestru bootcampowiczów, koniec z pseudo wiedzą, spaghetti code, pełnych skyrznek mailowych działów HR.

0

Chodźcie zrobimy coś szalonego, zapiszemy się na bootcamp. Jeśli jesteś niezadowolony to w przeciągu dwóch tygodni możesz przerwać a Kodilla oddaje ci pieniądze. To jak dwa tygodnie za darmo!.

2

Jak Wy sobie to wyobrażacie z tymi licencjami? Dziedzina informatyki jest bardzo rozległa, programowanie zresztą również. Jak wiadomo w C++, JAVA, C#, PHP, python, JavaScript i w każdym frameworku z tym związanym programuje się inaczej. Jak mam rozumieć z tego też względu hipotetycznie powstaną jakieś kategorie jak na prawo jazdy i odpowiednie egzaminy i państwowe instytucje? Czy ktoś z Was zadał sobie trud żeby zbadać jak takie coś wpłynęłoby na rynek czyli dostępność programistów i ich wynagrodzenia? Teraz mówi się że specjalistów brakuje. Jeśli wejdą te licencje to co dopiero wtedy będzie? Przecież zgodnie z tą logiką, to każdy kto teraz gdzieś pracuje, po wprowadzeniu takiej ustawy nagle nie miałby prawa programować aż nie zda tych egzaminów, które zresztą mogłyby być bardzo trudne. Jeśli tak to wszystkie firmy informatyczne nagle (na jakiś czas) straciłyby ludzi do roboty. Już nawet nie mówię o małych firmach ale o przedsiębiorstwach będących na giełdzie.

Nie wiem, może nawet ktoś za tym lobbuje ale tak się zastanawiam w czyim interesie byłaby taka ustawa? Chyba szkółek i uczelni, bo na pewno nie firm, które zmagają się z brakiem doświadczonych programistów, mimo że obecnie żadnych takich licencji nie trzeba i teoretycznie to każdy może zostać programistą ze względu na brak barier tego typu. Wiem że są takie dziedziny, gdzie każdy nawet drobny błąd programisty mógłby skończyć się tragicznie (np. awaria rakiety podczas startu czy lądowania albo błąd systemu działającego gdzieś w szpitalu itd), tyle tylko że oprogramowanie to najpierw się testuje. Tak samo i z płatnościami to wiadomo że powszechnie testujecie na sandbox a nie w realu, żeby nikt przez Wasze błędy nie stracił większej ilości szmalu. Więc jak to właściwie z tym jest?

0
drorat1 napisał(a):

Jak Wy sobie to wyobrażacie z tymi licencjami? Dziedzina informatyki jest bardzo rozległa, programowanie zresztą również. Jak wiadomo w C++, JAVA, C#, PHP, python, JavaScript i w każdym frameworku z tym związanym programuje się inaczej.

Zoba LEK (dawniej LEP). Da się? Da się ;)

A materiału też bardzo dużo (jak nie więcej).

0

bądź wykopkiem korwinistą
hurr durr ograniczyć państwo, rynek zweryfikuje umiejętności
pojawia się konkurencja i strach o spadek zarobków motzno
HURR DURR trzeba wprowadzić licencję na programowanie, bo za dużo amatorów się pcha do zabawy

za każdym razem xDD

2

Są gdzieś nagrania z bootcampów? Chętnie bym zobaczył od środka jak to wygląda, a nie chce mi się wydawać kilku tysi i tracić czasu na jeżdżenie.

0
Spine napisał(a):
drorat1 napisał(a):

Jak Wy sobie to wyobrażacie z tymi licencjami? Dziedzina informatyki jest bardzo rozległa, programowanie zresztą również. Jak wiadomo w C++, JAVA, C#, PHP, python, JavaScript i w każdym frameworku z tym związanym programuje się inaczej.

Zoba LEK (dawniej LEP). Da się? Da się ;)

A materiału też bardzo dużo (jak nie więcej).

  1. Egzamin na lekarza jest potrzebny, bo błędy lekarza kosztują dużo więcej niż błędy programisty
  2. Egzamin na lekarza ma sens o tyle, że można określić pewien kanon wiedzy medycznej niezbędnego do wykonywania tego zawodu, który zbytnio się nie zmienia - wiedza o ludzkiej anatomii, o symptomach, o działaniu bakterii, wirusów, funkcji organizmu. W przypadku informatyki nie ma takiego kanonu.
  3. Czy gdy wprowadzi się licencje to pani Basia z księgowości bez tej licencji będzie mogła sobie napisać makro w Excellu bez zagrożenia karą? Albo czy Jola z HR będzie mogła stworzyć w Outlooku regułę do filtrowania wiadomości od konkretnych nadawców? Czy bez licencji będzie można pisać skrypty w bashu? Robić proste strony HTML albo js w wewnętrznej sieci firmowej? Automatyzować jakieś nudne zadania pytonem?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1