Jedną z głównych zasad na rozmowach jest to, żeby nie kłamać,
Ktoś ci bujd naopowiadał ;) Gdyby nikt nie kłamał, to nikt nie byłby zatrudniany, bo większość osób się dostaje i pozostaje w tej branży głównie dzięki udawaniu lepszego niż się jest (bo "Nobody is really smart enough to program computers").
Wiele firm również nie znalazłoby pracownika, jakby nie kłamano kandydatom.
Wyobrażasz sobie pójście do firmy, w której mówią ci całą prawdę na rozmowie? Czyli np. nasz kod jest gówniany, zarządzanie jest słabe, nasi programiści opierdalają się zamiast pracować (i będą przeszkadzać ci w pracy ciągłymi żartami), twoja praca będzie mało kreatywna i nie będziesz mógł się wykazać umiejętnościami?
No właśnie. Chyba nie za bardzo. Firmy kłamią na potęgę, żeby zwabić sobie pracownika.
ale też się często słyszy, żeby nie mówić źle o byłym pracodawcy.
I to jest ważniejsza zasada. Tylko, że w dorosłym życiu stosuje się bardziej białe kłamstwa i nazywa się je "dyplomacją", "dyskrecją", "pomijaniem szczegółów" czy "kurtuazją".
Tudzież "przedstawieniem sprawy w pozytywnym świetle", "umiejętnością sprzedania się" (jeśli mówisz o sobie) itp.