Może to zabrzmi dziwnie, ale gadaj sam do siebie.
Oczywiście - nic nie zastąpi prawdziwych rozmów i to z albo nativem, albo nauczycielem, ale kiedy jesteś sam też możesz ćwiczyć.
Wiadomo, że swoich błędów nie poprawisz (bo pewnie nawet ich nie zauważysz) ale w ten sposób będziesz nabywał pewnej wprawy w dobieraniu pasujących słów "w locie".
Założę się też, że jak będziesz gadał bez świadków - będzie Ci szło znacznie lepiej, niż podczas rozmowy. A czego to będzie dowodzić?. Tego, że tą umiejętność posiadasz, tylko osoby słuchające Cię są powodem stresu i powstawania blokady. Jak to do Ciebie dotrze - też część stresu powinna opaść. No bo skoro "na sucho" idzie Ci dobrze - znaczy to, że gadać umiesz, prawda? :)
Odnośnie gadania sam do siebie - pamiętam wieeele lat temu mój pierwszy dłuższy (kilka dni) pobyt za granicą. Nikogo mówiącego po polsku - wszystko jedynie angielski (sklep, restauracja, znajomi, ludzie na ulicy itp.). I w pewnym momencie sam siebie złapałem na tym, że w łazience sięgając po ręcznik zacząłem się zastanawiać "is it dry or wet". Takie przestawienie się robi kolosalną zmianę. Wtedy miałem naście lat (bliżej 12 niż 17), ale przez dość częsty kontakt z żywym/mówionym angielskim przez okres jakichś 2 lat - mam wrażenie, że mimo uboższego słownictwa i gramatyki - wtedy miałem większą płynność w rozmawianiu niż w późniejszych latach. I podejrzewam, że (mimo, że może się to wydawać, przynajmniej na początku, głupie) po paru tygodniach, podczas których będziesz się starał codziennie trochę do siebie pogadać, poczujesz różnicę. Odnośnie tego, co masz mówić... cokolwiek. Możesz komentować po ang. to, nad czym aktualnie pracujesz. Możesz bajerować wymyśloną dziewczynę albo ćwiczyć przemowę, jaką byś mógł wygłosić odbierając Oscara :D Pamiętaj - nikt Cię nie słucha, więc temat może być totalnie absurdalny i z d**y.
I na zakończenie jeszcze mogę polecić fajny kanał na YT - https://www.youtube.com/user/jezykalnia