Czy to najgorszy czas aby zostać programistą?

3

Zabawne jak ludzie narzekają, że na juniora wymaga się doświadczenia, a tego "nie ma jak zdobyć". Rynek pracy nie oferuje sprawiedliwości społecznej, trzeba samemu się o siebie zatroszczyć, a nie wymagać tego od pracodawców.

Open source przyjmuje z definicji każdego chętnego. Mając kilka lat doświadczenia przy średniej wielkości projekcie można spokojnie przebierać w ofertach, nawet bez doświadczenia "komercyjnego". Do tego środowisko nie jest ogromne, więc polsko brzmiące nazwiska się zapamiętuje. Parę razy już mi się zdarzyło, że nowo poznana osoba zna mnie po nazwisku, bo też pracowała przy tym czy innym projekcie floss.

Moją pierwszą pracę "15k" dostałem właśnie poprzez kolegę z projektu open source.

4

Wyrok: 5 lat za darmo w OpenSource

Na wyjściu szansa na etat w korporacji. Szok kulturowy i finansowy.

2

za darmo

Open source ani darmowość to nie jest wymóg. Jak nie open source, to można samemu pisać sobie projekty w piwnicy i sprzedawać przez neta za hajs albo zrobić drugiego Facebooka. Ale wtedy już żadna praca nie będzie potrzebna.

BTW 5 lat przygotowania do zawodu to jakoś super dużo?
Dla porównania: 5 lat trwają np. studia prawnicze, a i po studiach ponoć nie wszyscy znajdują pracę.

Czemu nie można byłoby nauczyć się prawa w domu szybciej i np. po kilku miesiącach poświęconych na czytaniu kodeksów i oglądaniu Anny Marii Wesołowskiej startować już do kancelarii? (a tego pragnie przecież wiele świeżo nawróconych programistów - coś się naumieją i już praca po chwili).

Czemu wszyscy naokoło propagują wizję programowania jako cudownego zawodu, w którym nie obowiązują zasady znane z większości innych zawodów? (choćby potrzeba wieloletniego przygotowania do pracy). Trochę jak Struś Pędziwiatr, który pokonuje prawa fizyki i zawsze wygrywa z Kojotem.

Może tak było kiedyś, ale mam wrażenie, że obecnie zawód programisty zaczyna się trochę normalizować, i sytuacja powoli zaczyna przypominać normalny zawód (chociaż dalej programiści są mocno uprzywilejowani jeśli chodzi np. o wysokość wynagrodzeń, ale to też pewnie jakoś się unormalizuje).

0
LukeJL napisał(a):

za darmo

Open source ani darmowość to nie jest wymóg. Jak nie open source, to można samemu pisać sobie projekty w piwnicy i sprzedawać przez neta za hajs albo zrobić drugiego Facebooka. Ale wtedy już żadna praca nie będzie potrzebna.

BTW 5 lat przygotowania do zawodu to jakoś super dużo?
Dla porównania: 5 lat trwają np. studia prawnicze, a i po studiach ponoć nie wszyscy znajdują pracę.

Czemu nie można byłoby nauczyć się prawa w domu szybciej i np. po kilku miesiącach poświęconych na czytaniu kodeksów i oglądaniu Anny Marii Wesołowskiej startować już do kancelarii? (a tego pragnie przecież wiele świeżo nawróconych programistów - coś się naumieją i już praca po chwili).

Czemu wszyscy naokoło propagują wizję programowania jako cudownego zawodu, w którym nie obowiązują zasady znane z większości innych zawodów? (choćby potrzeba wieloletniego przygotowania do pracy). Trochę jak Struś Pędziwiatr, który pokonuje prawa fizyki i zawsze wygrywa z Kojotem.

Może tak było kiedyś, ale mam wrażenie, że obecnie zawód programisty zaczyna się trochę normalizować, i sytuacja powoli zaczyna przypominać normalny zawód (chociaż dalej programiści są mocno uprzywilejowani jeśli chodzi np. o wysokość wynagrodzeń, ale to też pewnie jakoś się unormalizuje).

No bez przesady. Niektórzy po prostu przeczytają jedną książkę, kilkanaście poradników na yt, jakieś kursy, naskrobią kilka hello world i jedną aplikacje mająca więcej niż 1000 linijek kodu i już chcą prace. Zajmie to max 3 miesiące.

Po 5 latach nauki to raczej od razu na regulara a większość mówi tutaj o juniorze albo stażu. Kilka miesięcy to zdecydowanie za mało ale kilka lat na juniora to też przesada. 1-2 lata solidnej regularnej nauki 2-4 godziny dziennie powinno zapewnić odpowiedni poziom na juniora/staż

3
Areczek napisał(a):

Po 5 latach nauki to raczej od razu na regulara a większość mówi tutaj o juniorze albo stażu. Kilka miesięcy to zdecydowanie za mało ale kilka lat na juniora to też przesada. 1-2 lata solidnej regularnej nauki 2-4 godziny dziennie powinno zapewnić odpowiedni poziom na juniora/staż

Pierwszą pracę na etat zdobyłem jak miałem za sobą jakieś 8 lat kodowania.
Jakby do mnie przyszedł ktoś z 3- lub 6-miesięcznym doświadczeniem w programowaniu to bym chyba umarł ze śmiechu na rozmowie (gdybym go przesłuchiwał).
Są w ogóle takie miejsca gdzie takich ludzi przyjmują? Poza agencjami marketingowymi?

2

0

Najgorzej jest w środku lata, jedziesz na rozmowę, gorączka w chuuj, spocony i prawie spóźniony wchodzisz na rozmowę, łapy ci się trzęsą od mocnej kawy, którą wypiłeś na kacu.

Wyglądasz jak jakaś świnia, a śmierdzisz jeszcze bardzie, a co dopiero jak się zestresujesz i to w tak sprzyjających warunkach do tego.

Dlatego chłodne dni są najlepszymi na rozmowy o pracę.

2
LukeJL napisał(a):

za darmo

Open source ani darmowość to nie jest wymóg. Jak nie open source, to można samemu pisać sobie projekty w piwnicy i sprzedawać przez neta za hajs albo zrobić drugiego Facebooka. Ale wtedy już żadna praca nie będzie potrzebna.

BTW 5 lat przygotowania do zawodu to jakoś super dużo?
Dla porównania: 5 lat trwają np. studia prawnicze, a i po studiach ponoć nie wszyscy znajdują pracę.

Czemu nie można byłoby nauczyć się prawa w domu szybciej i np. po kilku miesiącach poświęconych na czytaniu kodeksów i oglądaniu Anny Marii Wesołowskiej startować już do kancelarii? (a tego pragnie przecież wiele świeżo nawróconych programistów - coś się naumieją i już praca po chwili).

Czemu wszyscy naokoło propagują wizję programowania jako cudownego zawodu, w którym nie obowiązują zasady znane z większości innych zawodów? (choćby potrzeba wieloletniego przygotowania do pracy). Trochę jak Struś Pędziwiatr, który pokonuje prawa fizyki i zawsze wygrywa z Kojotem.

Może tak było kiedyś, ale mam wrażenie, że obecnie zawód programisty zaczyna się trochę normalizować, i sytuacja powoli zaczyna przypominać normalny zawód (chociaż dalej programiści są mocno uprzywilejowani jeśli chodzi np. o wysokość wynagrodzeń, ale to też pewnie jakoś się unormalizuje).

Prawo jest zamknięte i tylko dlatego wymaga studiów, a same studia są tak naprawdę średnio wymagające i średnio przygotowują Cię do pracy. Brzmi podobnie? Ja jestem po prawie, nawet pracuję w zawodzie, ale też się powoli uczę programować. Szczerze mówiąc, ogarnięty człek w rok nauczy się więcej potrzebnych rzeczy w domu niż na 5 latach studiów, gdzie niepotrzebne rzeczy tylko rozpraszają. Np my mieliśmy MASĘ przedmiotów typu teoria państwa i prawa, filozofia prawnicza itp, po co to komu? Tak samo na Infie jest sporo zaawansowanej matmy i fizyki która zapewne 90% programistów się w pracy nie przydaje.

Powiedzmy sobie szczerze - to, że jest taki boom na branżę, nie wynika tylko z tego że ludzie pchają się bo chcą zarabiać te gigantyczne pieniądze za klikanie w komputer i jest to jakieś proste. Winę ponosi raczej system edukacji, który nie przygotowuje nas dostatecznie do podjęcia decyzji co byśmy chcieli robić przez te prawie 50 lat dorosłego życia. Ja straciłem już w sumie 7 lat na prawo. Jakbym zamiast tego wiedział z czym się je programowanie to byłbym dziś już pewnie jakimś midem. Z tym, że mi podczas 12 lat formalnej edukacji NIGDY nikt nie pokazał ani linijki kodu! W podstawówce graliśmy w Commandora Keena, w gimnazjum bawiliśmy się Excelem i Wordem a w Liceum to w ogóle nic nie robiliśmy bo nasz pan od infy miał ważniejsze rzeczy do roboty na zajęciach. Bawiłem się sam w HTMLu ale to były proste stronki na hiperłączach. Zawsze myślałem że programowanie to jakaś sztuka tajemna, nie miałem żadnego znajomego parającego się tym hobby.

No ale z racji że zawsze lubiłem coś dłubać na kompie, swego czasu bawiłem się grafiką w Photoshopach/Gimpach to siadłem zobaczyć z czym to się je. I wsiąknąłem. Teraz mam tyle rzeczy które chciałbym zrobić, a uciekło mi tak dużo czasu. Jestem w trakcie nauki, potrafię już kodować w c#, potrafię coś dłubnąć w asp.net mvc 5 i core, wpf, uczę się teraz powoli jakichś podstaw javascripta, a chciałbym jeszcze coś porobić w Unity... To wszystko zżera masakryczną ilość czasu.

I co, to moja wina że straciłem tyle życia na coś, o czym miałem mylne wyobrażenie? Oczywiście, w jakimś stopniu - ale gdyby nie nasz zwalony od podstaw system to pewnie prędzej bym doszedł do tego co chcę robić. Dziś mam 26 lat, za sobą pół roku nauki programowania, a przede mną pewnie drugie tyle zanim w ogóle zacznę się rozglądać za pracą. Później długie miesiące wdrażania mnie, pewnie zanim będę w stanie tworzyć wartość dodaną dla firmy będę miał ok. 28 lat. Czyli tyle ile w tych czasach potrafią już mieć seniorzy z 8+ lat doświadczenia komercyjnego...

Ale - to wciąż lepsze niż 35 lat zanim "prawdopodobnie mógłbym" zostać prokuratorem, byciem uwiązanym do miejsca w które mnie oddelegują, posiadania nad sobą bata i praktycznie niemożliwością pracy twórczej. Więc nie dziw się że niektórzy chcą zmienić branżę, a także może trochę inaczej spójrz na te "warunki które przecież panują w każdym zawodzie".

1

Długi post którego wartość merytoryczna sprowadza się do narzekania na system edukacji i że nie pokazano w szkole jak sie programuje.. biedny Ty:(
A ja bym chciał zostać nurkiem spawaczem .. straciłem tyle lat na to głupie programowanie bo nikt mi nie pokazał w szkole jak to jest być nurkiem. Biedny Ja, nie mogłem się tym zaineresować a włąsną rękę, bo źli orkowie trzymali mnie w klatce...

1
LukeJL napisał(a):

za darmo

Open source ani darmowość to nie jest wymóg.

Powiem więcej - te dwie rzeczy niekoniecznie się ze sobą muszą łączyć. Ja po jakimś czasie pracy "za darmo"* dostałem ofertę kontynuowania pracy za pieniądze (jeden z projektów związanych z Linuxem).

*) Jeżeli dla kogoś to jest "za darmo" (a nie "for fun"), to lepiej rzeczywiście niech się nie pcha we floss.

Czarzo napisał(a):

Tak samo na Infie jest sporo zaawansowanej matmy i fizyki która zapewne 90% programistów się w pracy nie przydaje.

Po moich studiach (informatyka na jednym z uniwersytetów) w pracy/hobby przydała mi się już zdecydowana większość przedmiotów.

0
Czarzo napisał(a):

Prawo jest zamknięte i tylko dlatego wymaga studiów, a same studia są tak naprawdę średnio wymagające i średnio przygotowują Cię do pracy. Brzmi podobnie? Ja jestem po prawie, nawet pracuję w zawodzie, ale też się powoli uczę programować. Szczerze mówiąc, ogarnięty człek w rok nauczy się więcej potrzebnych rzeczy w domu niż na 5 latach studiów, gdzie niepotrzebne rzeczy tylko rozpraszają. Np my mieliśmy MASĘ przedmiotów typu teoria państwa i prawa, filozofia prawnicza itp, po co to komu? Tak samo na Infie jest sporo zaawansowanej matmy i fizyki która zapewne 90% programistów się w pracy nie przydaje.

Jak ktoś uważa się za "ogarniętego" to nawet po ukończonych studiach prawniczych nie potrafi się odnaleźć.

Chłopie, jak ty po prawie nie potrafisz trzepać kasiory bo ci studia prawa pakowały do głowy mnóstwo niepotrzebnej teorii to nie marnuj wieczorów na naukę programowania.

0
Wet Duck napisał(a):
Czarzo napisał(a):

Prawo jest zamknięte i tylko dlatego wymaga studiów, a same studia są tak naprawdę średnio wymagające i średnio przygotowują Cię do pracy. Brzmi podobnie? Ja jestem po prawie, nawet pracuję w zawodzie, ale też się powoli uczę programować. Szczerze mówiąc, ogarnięty człek w rok nauczy się więcej potrzebnych rzeczy w domu niż na 5 latach studiów, gdzie niepotrzebne rzeczy tylko rozpraszają. Np my mieliśmy MASĘ przedmiotów typu teoria państwa i prawa, filozofia prawnicza itp, po co to komu? Tak samo na Infie jest sporo zaawansowanej matmy i fizyki która zapewne 90% programistów się w pracy nie przydaje.

Jak ktoś uważa się za "ogarniętego" to nawet po ukończonych studiach prawniczych nie potrafi się odnaleźć.

Chłopie, jak ty po prawie nie potrafisz trzepać kasiory bo ci studia prawa pakowały do głowy mnóstwo niepotrzebnej teorii to nie marnuj wieczorów na naukę programowania.

Właśnie widać jakim mózgiem trzeba być żeby najwidoczniej zostać programistą, ani Ty ani panowie wyżej nie potraficie nawet czytać ze zrozumieniem tylko przepisujecie Stacka i macie się za nie wiadomo co.

Nie narzekam na zarobki, po prostu prawo nie sprawia mi tyle frajdy co klepanie kodu. Mógłbym zarabiać jako prawnik i 100k miesięcznie ale nie chcę nim być. I tyle.

Mówili mi że programiści to specyficzni ludzie ale wy wyżej robicie kupę niż macie dupę :)

0

A ja bym mógł nawet wyrwać Lewandowską kiedy jeszcze nie nazywała się Lewandowska.

0

Powiedzmy sobie szczerze - to, że jest taki boom na branżę, nie wynika tylko z tego że ludzie pchają się bo chcą zarabiać te gigantyczne pieniądze za klikanie w komputer i jest to jakieś proste**.Winę ponosi raczej system edukacji, który nie przygotowuje nas dostatecznie do podjęcia decyzji co byśmy chcieli robić przez te prawie 50 lat dorosłego życia.** Ja straciłem już w sumie 7 lat na prawo.

Ja się z tym zgodzę, w 100%, bo wśród znanych mi osób do 35 roku życia, to poza branżą IT, chyba z 3/4 nie chce pracować w wyuczonym zawodzie. Ktoś po zarządzaniu odkrywa, że chce być trenerem psów, po ekonomi, że administratorem baz danych, po bankowości, że psychoterapeutą, po administracji, że go interesuje budownictwo.
No i jest dużo ludzi, którzy 3-4 lata po maturze wiecznie zaczynają jakieś nowe studia, bo im się żadne nie podobają.

Natomiast faktem, też jest, iż jak ktoś robi dużą woltę, żeby iść w IT, to jak myśli rozsądnie, idzie na studia-zaoczne, uzupełniające magisterskie, czy choćby podyplomowe. Różnica między studiami humanistycznymi a technicznymi jest kolosalna i osoby, bez wyrobienia sobie przez kilka lat mindsetu bardziej problem-oriented, zupełnie się nie nadają do pracy z technologią.

0

Zauważ też, że dzisiejsi 30 a zwłaszcza 35+,40+ latkowie nie mieli szansy na własny komputer (a kafejki kosztowały krocie). Owszem, niektórzy mieli bogatych rodziców to im się poszczęściło. Pamiętajcie, że w połowie lat 90 dobra pensja to było już 1000 zł a PC kosztował ponad 4000 i tylko znikoma część w dużych miastach miała dostęp do netu. Oni dopiero dzisiaj odkrywają, że to ich pociąga i chcą w tym uczestniczyć. A wy im chcecie tego zabronić, bo okazuje się często, że mają więcej samozaparcia, silnej woli i są bardziej inteligentni od 20 paro latków, którym wydawało się i ciagle wydaje się że to praca tylko dla nich , a reszta do łopaty.

0

Iść na ten kurs, przemęczyć się trzy miesiące, coś porobić w domu, być może zarwać wakacje
Ale po wszystkim zacząć zarabiać 5000, później 10000 a może i 15000

0

Winę ponosi raczej system edukacji, który nie przygotowuje nas dostatecznie
do podjęcia decyzji co byśmy chcieli robić przez te prawie 50 lat dorosłego życia.

Zgadzam się, że system edukacji jest do d**y, ale z drugiej strony nie ma płakać nad rozlanym mlekiem (no chyba, że ktoś chce zmienić system edukacji w Polsce na stałe, dla przyszłych pokoleń, to wtedy jest pole do rozmyślań, jak edukacja powinna wyglądać. Ew. jak nie powinna wyglądać. Może warto wreszcie zlikwidować obowiązek chodzenia do szkoły).

Ja straciłem już w sumie 7 lat na prawo.

Nikt cię nie zmuszał. W sensie rozumiem obwinianie szkoły (podstawowej, gimnazjum, liceum), ale na studia każdy idzie z własnej woli. I zawsze można zrezygnować w trakcie jednych studiów i zacząć robić drugie (albo w ogóle rzucić studia).

To, że informatyka się opłaca i zawód programisty jest opłacalny na topie, to było już wiadomo od dawna. Jednak dopiero od niedawna się o tym mówi w mainstreamowych mediach, i stąd chyba nagły wysyp programistów.

Jakbym zamiast tego wiedział z czym się je programowanie to byłbym dziś już pewnie jakimś midem

Po części cię rozumiem, z drugiej strony sam wybrałeś.

Ja np. zawsze chciałem nauczyć się rysować i też żałuję, że nikt mnie tego w szkole nie uczył (na całą edukację to pamiętam tylko jednego nauczyciela, który pokazywał jakiekolwiek techniki z plastyki, i to też jakoś krótko mnie uczył - ja pamiętam z całej szkoły słownie JEDEN rysunek, na przykładzie którego nauczyciel faktycznie tłumaczył zasady rysowania).

No ale mogłem kupić podręczniki do rysowania, i uczyć się z podręczników (albo, w dzisiejszych czasach - z youtube). I czasem się brałem, ale było to krótkotrwałe.

Poza tym grafika. Zawsze sobie obiecuję, że nauczę się robić zaawansowaną grafikę 3D - i zawsze jest to słomiany zapał.

Ale to mój wybór jednak. Zamiast uczyć się grafiki, wolę pisać kod. Tak samo ty wolałeś studiować prawo. To, że wybrałeś tak a nie inaczej (będąc już dorosłym) to był twój wybór, nawet jeśli wygodniej zrzucić to na system edukacji.

Ktoś po zarządzaniu odkrywa, że chce być trenerem psów, po ekonomi, że administratorem
baz danych, po bankowości, że psychoterapeutą, po administracji, że go interesuje budownictwo.

To chyba normalne. Jak się studiuje to się człowiek pochłonięty studiami i tym, żeby zaliczyć, a potem się budzi i myśli co go naprawdę interesuje (no chyba, że trafił na odpowiednie studia).

0

Sprzedawało się z taką przebitką że można było brać hurtem. BTW: Ciekawe ile polskich januszów zdobywało pierwsze szlify kapitalizmu na czymś takim :) - loza_szydercow 13 minut temu

Daleko nie trzeba szukać >>> CEO Cin_______.pl. :)

0
LukeJL napisał(a):

Winę ponosi raczej system edukacji, który nie przygotowuje nas dostatecznie
do podjęcia decyzji co byśmy chcieli robić przez te prawie 50 lat dorosłego życia.

Zgadzam się, że system edukacji jest do d**y, ale z drugiej strony nie ma płakać nad rozlanym mlekiem (no chyba, że ktoś chce zmienić system edukacji w Polsce na stałe, dla przyszłych pokoleń, to wtedy jest pole do rozmyślań, jak edukacja powinna wyglądać. Ew. jak nie powinna wyglądać. Może warto wreszcie zlikwidować obowiązek chodzenia do szkoły).

Ale czy to w ogóle możliwe żeby szkoła przygotowała do wyboru 'zawodu' w wieku ~18-19 lat? Bo właśnie w takim wieku podejmujemy decyzję która w pewnym stopniu definiuje nasze następne 5-6 lat. Biorąc pod uwagę, że mózg ostatecznie ogarnia się dopiero jak osiągamy 24-25 lat to nie jestem przekonany na ile można pomóc młodym przy wyborze.

Ja np. jedyne czego byłem pewien w tym wieku to to, że chcę mieć do czynienia z czymś pochodnym do matematyki/fizyki. Trochę programowalem, trochę śrubki skręcałem, trochę się cieszyłem jak diody się zapalały.

I co, to moja wina że straciłem tyle życia na coś, o czym miałem mylne wyobrażenie? Oczywiście, w jakimś stopniu - ale gdyby nie nasz zwalony od podstaw system to pewnie prędzej bym doszedł do tego co chcę robić. Dziś mam 26 lat, za sobą pół roku nauki programowania, a przede mną pewnie drugie tyle zanim w ogóle zacznę się rozglądać za pracą. Później długie miesiące wdrażania mnie, pewnie zanim będę w stanie tworzyć wartość dodaną dla firmy będę miał ok. 28 lat.

Trochę tak, bo nawet jeżeli nie mialeś pojęcia jak to wygląda mając 19 lat to jednak w trakcie studiów warto było się dokładniej zainteresować (praktyki jakieś?) tym bardziej, że wtedy już byłeś dużo bliżej tego środowiska. Jednak jest to dla mnie ciągle zaskakujące, łatwiej mi zrozumieć elektroników którzy odkrywają pasję do programowania niż humanistów. Nie mniej, powodzenia!

0

Może problemem jest, że w szkole i na studiach głównie uczymy się teorii, więc skąd mamy wiedzieć co nam się podoba. Ludzie często mają pierwszy kontakt ze swoim zawodem na praktykach po trzecim roku, ze swoim który już wybrali, a co tu dopiero mówić o próbowaniu jakichś innych zawodów.

Może lepiej by było gdyby szkoła średnia nie polegała tylko na zakuwaniu do matury, ale na próbowaniu różnych rzeczy. Wtedy też kryterium przyjmowania na studia powinno się zmienić, żeby rzeczywiście mówiło czy ktoś na te studia się nadaje. Zresztą w systemie edukacji jest wiele do zmiany, ale zdaję sobie sprawę że to nie takie proste. Ktoś potem za takie drastyczne zmiany musi wziąć odpowiedzialność, a złe zmiany mogą być katastrofalne w skutkach.

1
Fedaykin napisał(a):
LukeJL napisał(a):

Winę ponosi raczej system edukacji, który nie przygotowuje nas dostatecznie
do podjęcia decyzji co byśmy chcieli robić przez te prawie 50 lat dorosłego życia.

Ale czy to w ogóle możliwe żeby szkoła przygotowała do wyboru 'zawodu' w wieku ~18-19 lat? Bo właśnie w takim wieku podejmujemy decyzję która w pewnym stopniu definiuje nasze następne 5-6 lat. Biorąc pod uwagę, że mózg ostatecznie ogarnia się dopiero jak osiągamy 24-25 lat to nie jestem przekonany na ile można pomóc młodym przy wyborze.

Ja np. jedyne czego byłem pewien w tym wieku to to, że chcę mieć do czynienia z czymś pochodnym do matematyki/fizyki. Trochę programowanie, trochę śrubki skręcałem, trochę się cieszyłem jak diody się zapalały.

System edukacji jest bardzo istotny np. w odniesieniu do sytuacji kobiet.
Jak prymus gimnazjalny, chłopak, chciałby iść do klasy humanistycznej, to wszyscy nauczyciele, zaczną wybijać mu to z głowy, bo przecież on powinien być w przyszłości inżynierem. A jak to dziewczyna, to jakoś nikt tak specjalnie nie będzie protestował i w najlepszym razie, trafi ona na mat geo. I tym sposobem najzdolniejsze kobiety przez lata, trafiały na ekonomię, zarządzanie i bankowość, ginąc w masie przeciętności. Dopiero ostatnie 8-10 lat trochę poprawiło sytuację. Ale nadal fizyka jest uważna, że nie dla dziewczynek, więc pomimo, że kobiet mnóstwo teraz na politechnikach, to jednak, to nie są zwykle te najbardziej oblegane wydziały, gdzie fizyka jest wymagana i potrzebna do studiowania.

3

@sqlka: aż głowa boli od tych bzdur. Serio, mam wrażenie że realia szkolno-uczelniane znasz tylko z amerykańskich filmów.

Jak prymus gimnazjalny, chłopak, chciałby iść do klasy humanistycznej, to wszyscy nauczyciele, zaczną wybijać mu to z głowy, bo przecież on powinien być w przyszłości inżynierem

No jeśli jest prymusem z matematyki i fizyki to całkiem możliwe i sensowne zresztą. Ale jeśli gość na charyzmę i gadane a z matmy jest słaby to wątpię żeby ktoś mu sugerował inżynierię, prędzej prawo czy jakieś nauki polityczne czy dziennikarstwo.

Zresztą smieszy mnie takie feministyczne gadanie że to szkoła utrwala złe wzorce i dziewczynki nie idą na studia inżynierskie bo w szkole im wpoili że to nie dla nich. A kto uczy w tej szkole i im to wpaja? 82% nauczycieli w szkole to kobiety, a jakby odliczyć WF i Religię to wpadnie jeszcze kilka dodatkowych %.

nadal fizyka jest uważna, że nie dla dziewczynek, więc pomimo, że kobiet mnóstwo teraz na politechnikach, to jednak, to nie są zwykle te najbardziej oblegane wydziały, gdzie fizyka jest wymagana i potrzebna do studiowania.

No tak, bo fizyka nie jest potrzebna w Chemii, Inżynierii Biomedycznej, Architekturze czy Inżynierii Materiałowej (to są kierunki z przeważającą liczbą kobiet).

A może po prostu ludzie idą na takie studia na jakie chcą? Ja nie zostalem lekarzem, ale nie próbuje zrzucić winy za to na fakt, ze kierunki medyczno-biologiczne są domeną kobiet. Ot po prostu zainteresowało mnie coś innego i tym się zająłem.

1

ale offtopic się zrobił ;)

0

System edukacji jest bardzo istotny np. w odniesieniu do sytuacji kobiet.
Jak prymus gimnazjalny, chłopak, chciałby iść do klasy humanistycznej, to wszyscy nauczyciele, zaczną wybijać mu to z głowy, bo przecież on powinien być w przyszłości inżynierem. A jak to dziewczyna, to jakoś nikt tak specjalnie nie będzie protestował i w najlepszym razie, trafi ona na mat geo. I tym sposobem najzdolniejsze kobiety przez lata, trafiały na ekonomię, zarządzanie i bankowość, ginąc w masie przeciętności. Dopiero ostatnie 8-10 lat trochę poprawiło sytuację. Ale nadal fizyka jest uważna, że nie dla dziewczynek, więc pomimo, że kobiet mnóstwo teraz na politechnikach, to jednak, to nie są zwykle te najbardziej oblegane wydziały, gdzie fizyka jest wymagana i potrzebna do studiowania.

Fantazjujesz. Nikt nikomu niczego nie zabrania, no chyba że w jakiejś patologicznej rodzinie siedzisz. Jak ja byłem młody i dużo siedziałem przy kompie to rodzice, babcia, siostra itd wszyscy się wściekali na mnie, bo twierdzili że tylko gram na kompie zamiast robić cokolwiek pożytecznego. To było dobre paręnaście lat temu i wtedy w sumie nikt nie wiedział, że klikanie na kompie będzie żyłą złota jednak tak czy siak musiałem być uparty, by móc sobie pokodować. Gdyby to się działo dzisiaj to pewnie rodzice byliby zadowoleni, że rozwijam się w branży w której można dobrze zarobić. Absurdalnym wydaje mi się, by rodzice którzy mają choćby odrobinę oleju w głowie protestowali, gdy ich pociecha odnosi sukcesy w dziedzinie w której można dobrze zarobić.

O próbach płciowego wyrównywania naboru na studia już kiedyś pisałem: Polityczne absurdy

Zacytuję cały artykuł prasowy (bo może zniknąć):

Szwecja rezygnuje z parytetu płci na wyższych uczelniach

O przyjęciu na szwedzkie uczelnie mają decydować wyniki w nauce, a nie parytet płci - ogłosił szwedzki minister szkolnictwa wyższego i nauki. Powód? W wielu przypadkach przepis mający pierwotnie pomagać przede wszystkim kobietom dyskryminuje je, promując mniej zdolnych mężczyzn.
"System edukacji powinien otworzyć drzwi młodym kobietom mającym motywację do nauki" - twierdzi minister szkolnictwa wyższego i nauki Tobias Krantz.
Minister zamierza doprowadzić do zmiany przepisu w ustawie o szkolnictwie wyższym, który dotychczas umożliwiał stosowanie przez uczelnie w czasie procesu rekrutacji kryterium płci.
Problem dotyczy zwłaszcza sytuacji, kiedy na popularne kierunki studiów jest bardzo dużo chętnych ze znakomitymi wynikami w nauce, a dostają się osoby o gorszych wynikach, których płeć jest w mniejszości. Paradoksalnie uderza to przede wszystkim w zdolne kobiety, które chcą studiować stomatologię, psychologię czy weterynarię, czyli sfeminizowane kierunki. Tam dziś większą szansę mają będący w mniejszości ich słabsi koledzy.
Krantz przedstawił dane, z których wynika, że w zeszłym roku spośród wszystkich odrzuconych ze względu na płeć kandydatów na wyższe uczelnie aż 95 proc. stanowiły kobiety.
"W przypadku innych kierunków, gdzie dominują mężczyźni, system nie działa tak samo, ponieważ jest tam niewiele kandydatek" - wskazuje minister.

Wiele prób płciowego wyrównywania to kosztowne idiotyzmy. Czytałem o sytuacji w Norwegii - tam norweski rząd mocno finansował i promował typowo męskie zawody jak np budownictwo kobietom i pompowanie masy pieniędzy poskutkowało tym, że statystyki nieco drgnęły. Drgnięcie było jednak małe, a po ustaniu kroplówki z kasą sytuacja szybko wróciła do poprzedniego stanu. Niektóre parytety natomiast pociągają za sobą niebezpieczeństwo, np obniżenie wymagań fizycznych dla policji, straży pożarnej, etc po to by móc nawpychać więcej kobiet.

W USA są bardzo "postępowe" uczelnie wyższe, które chętnie rozdają dyplomy za płeć bądź kolor skóry. Pracodawcy jednak traktują dyplomy takich uczelni dużo gorzej. W efekcie studiowanie na takich uczelniach to strata czasu.

Mam nadzieję, że doczekam czasów kiedy ludzi będzie oceniać się merytorycznie zamiast zaklinać rzeczywistość.

9

Jeżeli ktoś uważa, że jakiś "system edukacji" powinien mu wybrać zawód i zdecydować o całym dorosłym życiu, to powinien się przenieść do Korei Północnej, bo widać lubi być trzymany za pysk i możliwość wolnego wyboru go zwyczajnie uwiera.

1
Shalom napisał(a):

@sqlka: aż głowa boli od tych bzdur. Serio, mam wrażenie że realia szkolno-uczelniane znasz tylko z amerykańskich filmów.

Według mnie to Ty jesteś oderwany od realiów bardziej niż ja,bo to ja mam dużo kontaktów z osobami, które są świeżo po studiach lub jeszcze studiują w polskich realiach i są to zwykłe osoby, a nie "śmietanka" wybitnie zdolnych, którą ściągają zagraniczne firmy do Big data itp.

No jeśli jest prymusem z matematyki i fizyki to całkiem możliwe i sensowne zresztą. Ale jeśli gość na charyzmę i gadane a z matmy jest słaby to wątpię żeby ktoś mu sugerował inżynierię, prędzej prawo czy jakieś nauki polityczne czy dziennikarstwo.

W gimnazjum słowo prymus oznacza kogoś, kto ma piątki i szóstki od góry do dołu i średnią 5,3 Takie osoby moga iść jeszcze w każdym kierunku.

Zresztą smieszy mnie takie feministyczne gadanie że to szkoła utrwala złe wzorce i dziewczynki nie idą na studia inżynierskie bo w szkole im wpoili że to nie dla nich. A kto uczy w tej szkole i im to wpaja? 82% nauczycieli w szkole to kobiety, a jakby odliczyć WF i Religię to wpadnie jeszcze kilka dodatkowych %.

No własnie!!! Nauczyciele w większości, to kobiety, które wychowano w przekonaniu, że kobieta to ma gotować mężowi obiad, a na studia iść na pedagogikę, biologię, języki itp. Jakie wzorce dotyczące emancypacji i równouprawnienia mogą przekazywać takie kobiety?

No tak, bo fizyka nie jest potrzebna w Chemii, Inżynierii Biomedycznej, Architekturze czy Inżynierii Materiałowej (to są kierunki z przeważającą liczbą kobiet).

To są, z wyjątkiem architektury, kierunki kategorii B lub C jeśli chodzi o progi rekrutacyjne, gdzie idą masowo dziewczyny po biol-chemie, gdzie jest przewaga dziewczyn. Biologia i chemia są jak najbardziej "dziewczyńskie".
Mają tam solidne podstawy fizyki, fakt.

A może po prostu ludzie idą na takie studia na jakie chcą?

No tak. Bo kobiety, które idą na materiałoznastwo lub geodezję idą tam, bo się tym pasjonują,a nie bo łatwiej się im tam dostać i utrzymać, niż np. na telekomunikacji.

Jak się ma 16 lat to się nie wie czego się chce, w 90% przypadków. Robisz to co ci podpowiedzą rodzice lub nauczyciele. Jak źle wybierzesz klasę w liceum, to możliwości się ograniczają.

Wibowit napisał(a):

Absurdalnym wydaje mi się, by rodzice którzy mają choćby odrobinę oleju w głowie protestowali, gdy ich pociecha odnosi sukcesy w dziedzinie w której można dobrze zarobić.

Zdziwiłbyś się. Większość ojców wcale nie marzy by mieć bardziej wykształcone i ogarnięte córki od siebie.
Raczej żeby ładnie wyglądały i znalazły sobie męża, ogarniętego inżyniera.

Minister zamierza doprowadzić do zmiany przepisu w ustawie o szkolnictwie wyższym, który dotychczas umożliwiał stosowanie przez uczelnie w czasie procesu rekrutacji kryterium płci.

Bo polityka dotycząca wyrównywania różnic tego typu powinna być pod koniec szkoły podstawowej, a nie przy rekrutacji na wyższą uczelnię. Jak w liceum się dobrze nie ukierunkujesz, to później pewne rzeczy sa prawie niemożliwe do nadrobienia.

Wiele prób płciowego wyrównywania to kosztowne idiotyzmy

Zgadza się, te polityki są w większości do kitu. Nie znaczy, to jednak, że nie ma problemu, tylko, że podejmowane rozwiązania są niewłaściwe.

0

Zdziwiłbyś się. Większość ojców wcale nie marzy by mieć bardziej wykształcone i ogarnięte córki od siebie.
Raczej żeby ładnie wyglądały i znalazły sobie męża, ogarniętego inżyniera.

Znasz takich czy tylko ktoś w telewizji poopowiadał historie? W moich okolicach były przypadki wielu rodzajów patologii, ale o zabranianiu komuś nauki jakiegoś przedmiotu nie słyszałem. Zrozumiałbym, gdyby chodziło np o pracę fizyczną wymagającą siły i wytrzymałości - od tego na pewno w jakimś tam stopniu odwodzono dziewczynki. Ale nikt nie sprawdzał czy fizyka jest męska czy nie. Siedzenie w książkach było postrzegane jako zajęcie typowe dla kujonic, obojętnie o czym by te książki były.

W gimnazjum słowo prymus oznacza kogoś, kto ma piątki i szóstki od góry do dołu i średnią 5,3 Takie osoby moga iść jeszcze w każdym kierunku.

Ja pod koniec gimnazjum miałem średnią 5.0 Z matematyki miałem 6, z polskiego 4 (przez to, że zbyt mocno przeszkadzałem nauczycielce w lekcjach), a z reszty 5. Wiele 5 dostałem, bo nauczyciel spytał się czy potrzebuję 5 do paska na świadectwie - zawsze mówiłem, że tak :] Ogólnie te oceny na świadectwach w gimnazjum to był cyrk. Jak ktoś miał znajomości to miał wyższe oceny.

Z testu pod koniec gimnazjum dostałem 49 pkt/ 50 z części matematyczno-przyrodniczej i 47 pkt/ 50 z części humanistycznej. W liceum z polskiego natomiast cienko przędłem. Tylko z ortografii byłem orłem, ale dyktand było jak na lekarstwo (jak na złość).

4

Jak źle wybierzesz klasę w liceum, to możliwości się ograniczają.

Nic nie ograniczają XD To wymówki. Do matury można się samemu przygotować poza szkołą. Są kompendia maturzysty, zbiory zadań, kiełbasy i inne.

6
sqlka napisał(a):

Według mnie to Ty jesteś oderwany od realiów bardziej niż ja,bo to ja mam dużo kontaktów z osobami, które są świeżo po studiach lub jeszcze studiują w polskich realiach i są to zwykłe osoby, a nie "śmietanka" wybitnie zdolnych, którą ściągają zagraniczne firmy do Big data itp.

Wiesz co to jest dowód anegdotyczny? Jeżeli nie, to czym prędzej się dowiedz. Pani z "okienka" pracująca w Urzędzie Pracy będzie znała tysiące kobiet ze złamanymi karierami, które nie mogą znaleźć pracy. Z kolei pani prezes znanego banku będzie się obracała w towarzystwie dziesiątków czy setek kobiet, które odniosły podobny do niej sukces zawodowy. Pomimo posiadania wielu kontaktów żadna z pań, nie zna rzeczywistości, ponieważ zna tylko mały jej wycinek.

0
Haskell napisał(a):

Wiesz co to jest dowód anegdotyczny? Jeżeli nie, to czym prędzej się dowiedz. Pani z "okienka" pracująca w Urzędzie Pracy będzie znała tysiące kobiet ze złamanymi karierami, które nie mogą znaleźć pracy. Z kolei pani prezes znanego banku będzie się obracała w towarzystwie dziesiątków czy setek kobiet, które odniosły podobny do niej sukces zawodowy. Pomimo posiadania wielu kontaktów żadna z pań, nie zna rzeczywistości, ponieważ zna tylko mały jej wycinek.

Kierując się waszą logiką, o tym, że kobiety mają inne zainteresowania od facetów stąd nierównowaga w dyscyplinach technicznych, to ja mam bardziej reprezentatywną perspektywą, gdyż jako wścibska plotkara, wypytuję ludzi o rzeczy, o które żaden normalny facet, by nie zapytał.
Ale nie śmiałabym się wypowiadać jak wygląda, życie wybitnego algorytmika, czy prezesa znanego banku, bo nie mam o tym pojęcia. Wiem natomiast, że te osoby nijak się mają do średniej.
I żeby było jasne. Ja bardzo szanuję i zazdroszczę ludziom z IQ 150, po topowych uczelniach. Ale wiem, też, iż statystycznie takich osób praktycznie nie ma w populacji.

0 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 0