Szukając intensywnie pracy, po przejściu wielu rozmów kwalifikacyjnych, w tym dwuetapowych, zawsze dochodzi do sytuacji, że na otatnim etapie rekrutacji - osoby rekrutujące muszą się zastanowić i podjąć decyzję i dadzą odpowiedź "do końca tygodnia", "za 3 dni", "w ciągu tygodnia". Później dziękują.
Padają też dość często pytania o plany macierzyńskie. W 9-letniej historii (jeszcze sprzed wejścia ustawy o urlopach macierzyńskich - teraz przymusowych) nie byłam ani na jednym urlopie. 9 lat temu z łatwością znalazłam pracę w Warszawie (po 2 rozmowach kwalifikacyjnych).
Teraz mam wrażenie, że te rozmowy odbywają się pro-forma, rekruterzy często nie są w stanie odpowiedzieć na proste pytania - zalecane nawet na portalach od interview, przykładowo: "Czy stanowisko ... na które aplikuję jest nowym miejscem pracy?", "jak często były zmiany personalne na stanowisku na które aplikuję w ciągu ostatnich 3 lat?". Pytania od rekruterów są też bardziej pro-forma, nie chcą nawet głębiej mnie poznać, wielokrotnie wyszło, że nie zapoznali się nawet z moją stroną internetową i programami. Widzę to po logach, ponieważ nie było pobrań programów między wysłaniem CV a zaproszeniem na rozmowę, często nawet po 1-3 dni.
Co może być źródłem problemu? Co można zrobić, w sytuacji, gdy pracodawcy boją się obowiązkowych urlopów macierzyńskich, jak ich przekonać do siebie będąc kobietą?
PS. Do porad z niektórych stron typu "a na jakiej podstawie prawa zadaje pan/pani to pytanie" się nie
stosuję - zdaję sobie sprawę czym takie interview się skończy.