Witam,
sytuacja wygląda następująco - pracuję już ponad rok na froncie bez wykształcenia kierunkowego, ogólnie rzecz biorąc do tej pory praca mi odpowiadała, mała firma bez korpo pomysłów, nieupierdliwi właściciele, no nie było na co narzekać, szczególnie że to pierwsza komercyjna fucha i pierwszy rok doświadczenia. Jednak ostatnio poszedłem po podwyżkę, bo jednak kasa zaczęła mi się nie zgadzać, biorąc pod uwagę, że od dłuższego czasu jestem samodzielny i sam stawiam projekty, a i ciągnę innych juniorów. Okazało się, że podwyżki nie dostanę, zarząd zaczął trochę wymyślać jakieś powody, że niby słaba kondycja finansowa firmy, że ostatnio mieli sporo wydatków etc, i żebym przyszedł za pół roku. Szczerze powiedziawszy, nie bardzo uśmiecha mi się pracowanie kolejnych 6 mc-y za stawkę, którą większość firm daje juniorom na okresach próbnych, szczególnie, że mówimy o utrzymaniu w stolicy :/
Postanowiłem poprzeglądać trochę ofert pracy oraz pytań rekrutacyjnych, i uderzyła mnie jedna rzecz - na wiele z nich znałbym odpowiedź, ale z powodu braku "środowiskowego obycia" po otrzymaniu niektórych z nich po prostu nie wiedziałbym, o czym jest mowa. Wiele nazw po prostu nic mi nie mówi albo rozumiem ich znaczenie intuicyjnie, i obawiam się, że istnieje spora szansa, iż w przypadku rozmowy kwalifikacyjnej po prostu bym się ośmieszył dopytując o co właściwie chodzi.
Oczywiście, rozwiązaniem jest samodzielne wkuwanie formułek po godzinach pracy, ale po pierwsze, tego czasu po pracy niestety nie mam wiele, a po drugie, umiejąc w zasadzie rozwiązać problem praktyczny, czułbym że trochę marnuję czas zamiast rozwijać dodatkowe skille (no, po części też to kwestia tego, że wkuwanie formułek jest zajęciem nudnym i żmudnym :)).
Czy moje obawy są uzasadnione? Może ktoś był w podobnej sytuacji i ma jakieś rady?
Pozdro.