Już tłumaczę, dlaczego nie ujawniamy nazw firm:
(1) bo prosi nas o to klient w sytuacji, w której zwalnia określoną osobę, rekrutuje na jej stanowisko i nie chce, żeby ta się o tym dowiedziała lub/i nie chce, żeby nagle tysiąc agencji zwróciło się do niego z informacją, że też mogą im znaleźć kandydatów lub/i nie chce tłumaczyć się z tej rekrutacji pracownikom z jakiegoś powodu
(2) jak już napisałam wcześniej: większość klientów po pierwsze zrzuca do nas rekrutacje, których nie chce mu się samemu prowadzić z różnych powodów (za trudne, za dużo CV do przejrzenia, poszukiwanie nieistniejącej osoby, projekty na direct search, relokacja, itp.), a po drugie - PRACUJE NA SUCCESS FEE i czasami wychodzą z założenia, że skoro i tak płacą od zatrudnienia, to dlaczego nie wynająć do dostarczania kandydatów od razu tysiąca agencji.
ERGO
Konsultant, który jest odpowiedzialny nie tylko za realizację, ale także POZYSKANIE procesu rekrutacyjnego, i który otrzymał go po setnym czy dwusetnym telefonie do firm, z pytaniem, czy nie potrzebują wsparcia w jakiejś rekrutacji, najzwyczajniej w świecie NIE CHCE, żeby milion konkurujących z nim konsultantów zwaliło się na ten sam proces, bo nie odbywa się to z korzyścią ani dla agencji, ani dla kandydata (nie można udzielić kandydatowi wiarygodnej informacji, na temat tego, jak długo proces będzie się ciągnął i ilu kandydatów klient bierze pod uwagę). A uwierzcie mi, że tak jest - firmy nawet rezygnują często z podawania swojej nazwy na Pracuj.pl, bo zamiast tysiąca kandydatów dzwoni do nich dwa tysiące konsultantów z setki agencji z pytaniem, czy radzą sobie z rekrutacją sami, czy przypadkiem nie potrzebują pomocy. Niestety, zdarza się, że się do nich zaliczam, bo w gorszych miesiącach nie mam wyjścia.
(3) Agencja najczęściej nie ma prawa do publicznego korzystania z nazwy klienta i ujawniania informacji na temat organizacji.
(4) Bardziej uświadomieni kandydaci często robią taki psikus, że kiedy tylko dowiadują się, jaka jest nazwa firmy, aplikują tam szybko sami, zanim zdążymy ich zarekomendować, bo sądzą, że firma chętniej na nich spojrzy, wiedząc, że nie musi bulić dodatkowo agencji za zarekrutowanie ich. Zazwyczaj działa to tak, że ani kandydat nie dostaje pracy, bo jego CV ginie wśród tysiąca innych, ani my nie możemy go "sprzedawać", bo jego CV figuruje już w bazie firmy i nie mamy tzw. "własności kandydata" na tę osobę.
Mało tego, zdarzało mi się, że kandydaci, którzy mnie wyjątkowo lubili i współpracowali ze mną długo, często dzwonili do mnie, mówiąc "Adecco chce mnie zarekomendować do firmy XYZ, ale wolę, żeby Pani to zrobiła". Szczerze? Wszystko fajnie, ale ciężko jest odzyskać do kandydatów pełne zaufanie po czymś takim.
Powiem ze swojego doświadczenia tak: zdarzają mi się procesy bardzo fajne i niespotykane na rynku i zdarzają mi się procesy beznadziejne, realizowane tylko po to, żeby nabić KPIs, które mnie utrzymują w pracy (niestety rozliczamy się z takich pierdół jak liczba spotkań z kandydatami, liczba spotkań z klientem, liczba godzin na telefonie, liczba spotkań klienta z kandydatem, liczba tzw. placementów (czyli zatrudnienia naszych kandydatów), a oprócz tego oczywiście - przede wszystkim - realizacja targetów finansowych, uzależniona od liczby zatrudnień.
Siłą rzeczy - zależy nam na zatrudnianiu naszych kandydatów, bo mamy zrealizowany target (= nie wywalą nas z pracy za miesiąc) i pobieramy prowizję do pensji w postaci % od zainkasowanej przez firmę kwoty ALE - nie będę ukrywać - nie wszystkie procesy są super i czasami sami mamy ochotę olać ten zawód, bo nie tylko ze strony klientów, ale i kandydatów serwuje się nam podwyższenie ciśnienia.
MIMO TO - uważam, że pracować z agencjami warto i wielu moich zadowolonych kandydatów do tej pory wysyła mi życzenia świąteczne za to, że znalazłam im fajną pracę.
A już na pewno nie można oceniać całej agencji, zatrudniającej 100 konsultantów, z których każdy realizuje 20 procesów miesięcznie (każdy z innym klientem) na podstawie JEDNEGO PROCESU z udziałem konsultanta X i klienta Y.
Mam nadzieję, że doceniacie moją szczerość :)