Dlaczego agencje rekrutacyjne nie podają w ofercie dla jakiej firmy przeprowadzają rekrutacje?

0

Tylko "dla naszego klienta, prężnie rozwijającej się firmy z sektora IT, blalablablala". Czy nie wydaje wam się to nieuczciwe?

0

Pewnikiem potemu,że mają z firmą umowę-jak znajdą dla owej firmy pracownika,to firma odpali agencji jakąś dolę za to.
Podając nazwę firmy narażają się na to,iż ludzie uderzą bezpośrednio do tej docelowej firmy z pominięciem agencji,a wtedy wiadomo-no money.

Ale poczekaj,co bświerczynski powie,nie znam kompetentniejszej osoby w tych tematach u nas na 4p

0

LOL, nie wiem czemu uważasz, @MasterBLB, za taką osobę akurat mnie, ale owszem, mam pewne doświadczenia z firmami rekrutacyjnymi. Nie pracowałem jednak dla żadnej, więc mogę jedynie spekulować.

Generalnie może być tak, jak napisałeś. Same firmy docelowe, paradoksalnie, też mogą nieraz nie chcieć się przyznawać, że poszukują nagle 20 programistów w technologii X -- bo może to być cenna informacja dla ich konkurencji. Wątpię jednak, by zwykle chodziło właśnie o to.

Zwykle firmom rekrutacyjnym -- jak by się nie tłumaczyli (a tłumaczą się np. tak, jak wyżej napisałem) -- zależy głównie na ich własnym interesie. Nie chcą, by inne firmy rekrutacyjne wiedziały, że dana firma docelowa poszukuje pracowników, bo zwykle nie mają przecież z firmą docelową umowy na wyłączność i inne firmy rekrutacyjne mogłyby zgarnąć jakiś wakat (=pieniądze) dla siebie.

Głównie chodzi jednak zapewne o to, by kandydaci nie dogadywali się z firmą docelową "pod ladą". Gdy szukasz pracy i idziesz do pośrednika rekrutacyjnego, to często zanim dadzą Ci konkretne oferty, wymagają podpisania umowy, że jak Ci jakąś firmę wskażą, to już nie uderzysz do nich samodzielnie.

Nie chodzi jednak tylko o to, że za zdobycie kogoś firma rekrutacyjna dostaje jednorazową opłatę. Zdarzają się firmy (lub nawet tacy jakby wolni strzelcy, tj. jednoosobowe "firmy") rekrutacyjne, które są jakby firmami kontraktorskimi. Podpisują umowę z jednej strony z firmą docelową, z drugiej -- z Tobą. I np. z firmą docelową negocjują sobie stawkę 10 tys. zł miesięcznie za Ciebie, a z Tobie proponują np. 7000 zł. Czyli mają z Ciebie 3000 zł miesięcznie, praktycznie nie ponosząc w związku z Tobą żadnych dalszych kosztów i praktycznie niczego Ci już nie oferując :). Wtedy jednak nie masz umowy o pracę u firmy docelowej, tylko jesteś u nich "kontraktorem" (czy jak to tam nazwać).

Dla pracownika nie podawanie nazwy firmy w ogłoszeniu jest negatywne. Czy opłaca się to de facto firmom rekrutującym? Nie wiem. Może szacowali sobie ilu tracą kandydatów, którzy widząc słabą ofertę bez nazwy firmy docelowej po prostu ją olewają. Może wyszło im, że mimo wszystko to się opłaca... A może robią głupio.

Co cwańsze firmy, szczególnie te "kontraktorskie", co prawda nie podają nazwy firmy docelowej, ale podają... widełki płacowe. Czasem nader atrakcyjne. Tacy potrafią zgarnąć i niezłych programistów, ale u nas na forum coś się nie pojawiają.

0
bswierczynski napisał(a)

Głównie chodzi jednak zapewne o to, by kandydaci nie dogadywali się z firmą docelową "pod ladą". Gdy szukasz pracy i idziesz do pośrednika rekrutacyjnego, to często zanim dadzą Ci konkretne oferty, wymagają podpisania umowy, że jak Ci jakąś firmę wskażą, to już nie uderzysz do nich samodzielnie.

To ma sens w przypadku pośrednictwa w nieruchomościach, gdy obie strony są klientami agencji i każda ponosi opłatę. Wówczas faktycznie pozbycie się agencji z łańcuszka to zysk, na którym może zależeć poszukującemu mieszkanie.
A w przypadku pracy? Jako poszukujący pracy nie ponoszę żadnych kosztów dla agencji, czemu miałoby mi zależeć na ominięciu agencji i pójściu bezpośrednio do firmy?

Zdarzają się firmy (lub nawet tacy jakby wolni strzelcy, tj. jednoosobowe "firmy") rekrutacyjne, które są jakby firmami kontraktorskimi. Podpisują umowę z jednej strony z firmą docelową, z drugiej -- z Tobą. I np. z firmą docelową negocjują sobie stawkę 10 tys. zł miesięcznie za Ciebie, a z Tobie proponują np. 7000 zł. Czyli mają z Ciebie 3000 zł miesięcznie, praktycznie nie ponosząc w związku z Tobą żadnych dalszych kosztów i praktycznie niczego Ci już nie oferując :).

Znam jedną taką firmę, ale to wygląda inaczej. Kwota za pośrednictwo jest jawna i wynosi 20% wynagrodzenia, a gdy skończy się kontrakt z jednym klientem, znajdują następnego. Zaś stawki są bardzo dobre, nie wiem czy samodzielnie znalazłoby się tak bogatego klienta, jakiego potrafi znaleźć taka "firma kontraktorska".

0
somekind napisał(a)

A w przypadku pracy? Jako poszukujący pracy nie ponoszę żadnych kosztów dla agencji, czemu miałoby mi zależeć na ominięciu agencji i pójściu bezpośrednio do firmy?

W przypadku "agencji kontraktorskich":
a) żeby wycyganić od firmy docelowej te 10 tys. zł miesięcznie zamiast 7 tys. jakie proponuje firma kontraktorska
b) żeby zatrudnić się bezpośrednio w firmie docelowej na umowę o pracę, podczas gdy nie jest to możliwe wraz z firmą pośredniczącą

Powyższe przykłady zdają się nie działać w przypadku agencji rekrutacyjnych, którzy pobierają jednorazową opłatę za znalezienie pracownika. Chyba że człowiek dogadałby się "pod ladą" z pracodawcą docelowym tak, że ten zamiast płacić np. 5 tys. agencji, zapłaci 2.5 tys. jednorazowej premii pracownikowi, lub po prostu da mu np. 300 zł więcej wynagrodzenia miesięcznego (ale ta droga nie wydaje się praktyczna).

somekind napisał(a)

Znam jedną taką firmę, ale to wygląda inaczej. Kwota za pośrednictwo jest jawna i wynosi 20% wynagrodzenia, a gdy skończy się kontrakt z jednym klientem, znajdują następnego. Zaś stawki są bardzo dobre, nie wiem czy samodzielnie znalazłoby się tak bogatego klienta, jakiego potrafi znaleźć taka "firma kontraktorska".

Ja znam kilka takich firm, ale u nich -- z tego co wiem -- narzut pośrednictwa nie jest jawny. Na pewno też nie jest tak, że jak człowiek "od nich" odejdzie z firmy docelowej, to mają od razu przygotowanego kolejnego, bo to fizycznie niemożliwe: ten "kolejny" nie przeszedł przecież (wymagającej) rekrutacji. A z podsuwania losowych kandydatów pożytek niewielki.

Znam też następujące fakty:
a) zdarza się, że dla firmy docelowej, dla której pracują ludzie przez firmy pośredniczące, można też się dobrać bezpośrednio, na etat -- umowę o pracę (dlatego firmy pośredniczące podpisują z kandydatami umowy na wyłączność)
b) zdarza się, że NIE MOŻESZ pracować bezpośrednio dla firmy docelowej w inny sposób niż na umowę o pracę; tj. jeśli chcesz np. mieć umowy bez przywilejów pracowniczych, ale i na znacznie wyższą stawkę, to MUSISZ zatrudnić się przez pośrednika -- nawet jeśli masz jednoosobową firmę (działalność), firma docelowa nie podpisze z Tobą umowy

Z tych punktu a) wynika, że szary obywatel jak najbardziej MOŻE znaleźć sobie bezpośrednio pracę u firmy docelowej -- tej bogatej i dobrze płacącej. Jeśli jednak ma zastosowanie punkt b), to faktycznie -- paradoksalnie -- wyraźnie większą stawkę godzinową uzyskasz u pośrednika, mając własną działalność. Tylko że to jest jakby wyrównywane przez fakt, że "urlop" możesz sobie sam zrobić, ale nikt Ci za niego nie zapłaci. Podatki swojej firmy pokrywasz sam (więc widzisz wyraźniej, jak jesteś przez to okradany), no i nie masz benefisów u pracodawcy docelowego (te mogą być spore: samochód czy telefon służbowy, opłacone wyjazdy z dobrymi hotelami, szkolenia, konferencje, prywatna opieka medyczna, dodatkowe ubezpieczenie etc. etc.). Ale jeśli wolisz liberalne, minimalistyczne podejście to może wolisz dostawać 100 zł na godzinę i samemu sobie opłacić to co musisz i to co chcesz, niż 50 zł już na rękę + bonusy.

Ale tak, zgadzam się, że u firm pośredniczących stawki mogą być bardzo atrakcyjne. Tym zabawniej, że oni negocjują z drugiej strony jeszcze lepsze, i to wyraźnie lepsze.

0
bswierczynski napisał(a)

a) żeby wycyganić od firmy docelowej te 10 tys. zł miesięcznie zamiast 7 tys. jakie proponuje firma kontraktorska

Firma docelowa nie ma w tym żadnego zysku, bo i tak płaci tyle samo. Ponieśliby wręcz stratę, bo sami musieliby go dodatkowo rekrutować.

b) żeby zatrudnić się bezpośrednio w firmie docelowej na umowę o pracę, podczas gdy nie jest to możliwe wraz z firmą pośredniczącą

A jeśli firma docelowa nie chce nikogo zatrudniać tylko woli płacić firmie kontraktorskiej za załatwienie i dostarczenie im specjalistów wtedy, kiedy są oni akurat potrzebni?

Czy firma docelowa będzie chciała gadać z jakimś gościem z ulicy, podczas gdy firma kontraktorska na jej zlecenie szuka zespołu specjalistów? Nie sądzę, żeby taki manewr w poważniej firmie przeszedł. Chyba po to znalezienie ludzi zlecają zewnętrznej firmie po to, żeby dostać pracowników i samemu się nie bawić w ich poszukiwanie. :)

Na pewno też nie jest tak, że jak człowiek "od nich" odejdzie z firmy docelowej, to mają od razu przygotowanego kolejnego

Może źle się wyraziłem - chodziło mi o to, że gdy skończy się kontrakt w firmie docelowej, to firma konraktorska znajduje nowe zajęcie dla swojego "pracownika". On nie musi szukać samodzielnie nowej, dobrze płatnej pracy.

0
somekind napisał(a)

Firma docelowa nie ma w tym żadnego zysku, bo i tak płaci tyle samo. Ponieśliby wręcz stratę, bo sami musieliby go dodatkowo rekrutować.

Z tym się w większości (*) zgodzę.

Ale ja nie pisałem tego fragmentu od strony firmy docelowej, tylko od strony pracownika. Odpowiadałem na Twoje pytanie, które brzmiało: "Jako poszukujący pracy [...] czemu miałoby mi zależeć na ominięciu agencji i pójściu bezpośrednio do firmy?".

Zauważ, że gdyby firmy pośredniczące podawały nazwy firm docelowych, to poszukujący pracy po prostu uderzyłby bezpośrednio do tej firmy i nikt by się nawet nie musiał dowiedzieć, że nakłoniło go do tego ogłoszenie firmy pośredniczącej.

Jeśli firma docelowa zatrudnia bezpośrednio "podwykonawców", czyli ludzi z własnymi jednoosobowymi firmami, to czemu by mieli nie przyjąć takiej osoby? Tym bardziej, że może zatrudniliby takiego delikwenta dając mu nie 10 tys. (ile życzy sobie firma pośrednicząca), tylko 9 tys. Delikwentowi by się opłacało (bo miałby 9, a nie 7 dla siebie), a i firma docelowa byłaby tysiaka miesięcznie do przodu.

(*) Co do do tego, że "firma docelowa poniosłaby wręcz stratę, bo musiałaby kandydata rekrutować". Ponieważ mówimy o przypadku kolesia, który już do nich uderzył (bo widział ogłoszenie firmy pośredniczącej) rozumiem, że z tą rekrutacją chodzi Ci o testy kwalifikacyjne etc. Otóż dobre "firmy docelowe" jak najbardziej potrafią mieć taką politykę, że testują wszystkich samodzielnie tak czy siak. Zarówno ludzi z ulicy, jak i tych podsyłanych przez firmy kontraktorskie. Zaufaj mi: jeśli poprzeczkę stawiasz wysoko, to przynajmniej w niektórych branżach zdarza się, że firmy kontraktorskie podsyłają czasem kolesi dużo poniżej tej poprzeczki. Oczywiście, CV mają wypasione i są ponoć super specjalistami. A jak się spojrzy w ich kod (z poprzednich projektów, z projekcika rekrutacyjnego) i jak się z nimi pogada, to... no, wygląda to "średnio".

somekind napisał(a)

Czy firma docelowa będzie chciała gadać z jakimś gościem z ulicy, podczas gdy firma kontraktorska na jej zlecenie szuka zespołu specjalistów?

Na pewno zdarza się, że firma zatrudnia z jednej strony kontraktorów (wyłącznie przez pośredników), a z drugiej strony -- bezpośrednio -- pracowników na umowę o pracę. Na w miarę te same stanowiska (developerskie), tylko na nieco innych zasadach.

Jak zapotrzebowanie duże, to i firma szuka wykwalifikowanych roboli ;) na wszystkie możliwe sposoby. Współpracuje nie z jedną, tylko z co najmniej kilkoma firmami kontraktorskimi. I zatrudnia na własną rękę, mając rozbudowany dział HR. I daje własne ogłoszenia. I pojawia się na targach pracy. I i tak wciąż brakuje kandydatów na odpowiednim poziomie... Mówię tu o korporacjach, bo one mają takie zapotrzebowanie. Otworzenie jednej placówki dla kilkuset osób naprawdę nieźle drenuje lokalny rynek pracy, nawet w sporym mieście (gdzie przecież jest kilka takich korporacji...). O byle jakich koderów łatwo, o dobrych -- znacznie trudniej.

PS. Dla firmy docelowej zatrudnianie przez pośrednika ma ten plus, że teoretycznie może takiego pracownika w każdej chwili "zwolnić". Bez problemów i bez osłabienia statystyk kwartalnych, bo w końcu ów jegomość nigdy w tej firmie nie pracował, tylko oferował swoje usługi na kontrakcie (co się zwie nieraz "consultingiem", mniej lub bardziej trafnie). Choć w praktyce jakoś nie słyszałem o masowym zwalnianiu kontraktorów, ale też szczęśliwie nie mam chyba znajomych w dużych firmach, które popadłyby w tarapaty.

0
bswierczynski napisał(a)

Odpowiadałem na Twoje pytanie, które brzmiało: "Jako poszukujący pracy [...] czemu miałoby mi zależeć na ominięciu agencji i pójściu bezpośrednio do firmy?".

No tak racja. Ale to byłby zysk dla pracownika tylko wtedy, gdyby faktycznie w docelowej firmie przyjęli za wyższą kwotę. A to w sumie jest uzależnione od charakteru tej firmy i tego, czy chce jej się bujać we własną rekrutację.

Na pewno zdarza się, że firma zatrudnia z jednej strony kontraktorów (wyłącznie przez pośredników), a z drugiej strony -- bezpośrednio -- pracowników na umowę o pracę. Na te same stanowiska.

Pewno jest i tak, ale pewno są i takie, które potrzebują zespołu np. do zrealizowania jednego projektu, a potem nie będą już potrzebni. Stąd może wynikać chęć przeprowadzenia procesu rekrutacji przez zewnętrznych specjalistów. Przecież np. firma farmaceutyczna nie będzie budowała sobie działu programistów, żeby stworzyć sobie jednorazowo CRMa, ani też rozbudowywać działu HR tak, aby potrafił znaleźć tych programistów.

PS. Dla firmy docelowej zatrudnianie przez pośrednika ma ten plus, że teoretycznie może takiego pracownika w każdej chwili zwolnić. Bez problemów i bez osłabienia statystyk kwartalnych, bo w końcu ów jegomość nigdy w tej firmie nie pracował. Choć w praktyce jakoś nie słyszałem o masowym zwalnianiu kontraktorów, ale też szczęśliwie nie mam chyba znajomych w dużych firmach, które popadłyby w tarapaty.

Tutaj chyba również sprawdza się opisana przeze mnie sytuacja drużyny na jeden projekt.

0

Znam przypadki gdzie ludzie którzy zostali zatrudniony przez firmę pośredniczącą Y i pracował jak kontraktor w firmie programistycznej Z, wyciągali więcej niż gdyby próbowali startować bezpośrednio do firmy Z. Jest nawet lepszy przypadek: gość zatrudnił się w firmie pośredniczącej X, która przekierowała go do firmy pośredniczącej Y, która przekierowała go do firmy programistycznej Z i też wyciągnął większą kasę z tego.
Dlaczego tak się dzieje? Dla firmy programistycznej Z kontraktorzy to był bufor, który można szybko zwolnić (bo tak na prawdę kontraktor jest zatrudniany przez firmę pośredniczącą a nie przez firmę docelową). Druga sprawa jest taka, że firma Z to była korporacja a w korporacjach nie wszystkie decyzje wydają się bardzo logiczne ;)

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1