Degrowth

1

Bardzo ciekawy artykuł, który pokazuje, że w kwestii dobrobytu należy wykroczyć poza schematy narzucone w XVIII w., a których neoliberałowie wciąż się kurczowo trzymają.

http://wyborcza.pl/Jutronauci/7,165057,25187395,szalencza-pogon-za-wzrostem-gospodarczym-w-koncu-nas-zabije.html

Płacz lokalnych konfederatów, że "komune chco wprowadzić" za 3... 2... 1...

0

Straszenie końcem świata po raz 321.

1

Koniec świata za 3, 2, 1, ... :-D :-D :-D

1

Ich główne postulaty to:

  • stworzenie specjalnej komisji ds. degrowth w PE,
  • ustanowienie ministerstwa ds. przemian gospodarczych w każdym kraju.
  • ograniczenie produkcji,
  • rezygnację z opodatkowywania napraw sprzętu
  • opodatkowanie lotów
  • podatek węglowy
  • wprowadzenie dochodu podstawowego
  • ograniczenie czasu pracy.

:D

Proponuję jeszcze stworzenie ministerstwa ds. feminatywów, ministerstwa ds. gwałconych krów i ministerstwa ds. ochrony kornika drukarza.
Towarzysze już nie wiedzą co wymyślić, żeby tylko brać hajs za pierdzenie w stołek :D

To ja już wolę bulić na madki z bombelkami :]

4

Ale, że niby co, że prawiczki zrozumieją, że PKB nie jest wyznacznikiem jakości życia?

No to to się nie uda, musieliby się znać na ekonomii, co z kolei wymaga poświęcenia czasu, którego przecież nie maja, bo szukają homoseksualistów w internecie.

1
somekind napisał(a):

Ale, że niby co, że prawiczki zrozumieją, że PKB nie jest wyznacznikiem jakości życia?

Sam to sobie wymyśliłeś albo powtarzasz za ekonomistami co do których nie wiadomo jakie masz podejście (możesz się określić, masz okazję). W końcu to ekonomiści zaczęli sprowadzać wszystko do jednego wskaźnika (PKB), za nimi poszli politycy (teksty w TVPiS, że w Polsce wzrost PKB jest tak wysoki, że Szwecja czy tego typu kraj nam zazdrości) i przez to dzieją się różne rzeczy, które ten PKB pompują. Dla przykładu opłaca się zadłużać i wydawać kasę, bo to pompuje wzrost PKB. Słabo.

Wolnościowcy proponują (w oficjalnym programie politycznym) obniżkę podatków, a nie maksymalizację wskaźnika PKB każdym możliwym sposobem. O wskaźniku PKB mówi się głównie dlatego, że ekonomiści i politycy o tym mówią, a więc w zasadzie każdy kto choć trochę interesuje się sytuacją polityczno-ekonomiczną słyszał o PKB i jest to w miarę znajomy termin. Z drugiej strony, dla przykładu krzywa Laffera to już mniej znane pojęcie, więc też rzadziej się go używa w debatach.

1
tajny_agent napisał(a):

Proponuję jeszcze stworzenie ministerstwa ds. feminatywów, ministerstwa ds. gwałconych krów i ministerstwa ds. ochrony kornika drukarza.

Już nie miałeś się do czego przyczepić tylko do ministerstwa? Uważasz, że ministerstwo przemian gospodarczych za równie niedorzeczny pomysł co "ministerstwo gwałconych krów"?
Obśmiać wszystko łatwo. Zwłaszcza jak się nie rozumie problemu.

1
Wibowit napisał(a):

Wolnościowcy proponują (w oficjalnym programie politycznym) obniżkę podatków, a nie maksymalizację wskaźnika PKB każdym możliwym sposobem. O wskaźniku PKB mówi się głównie dlatego, że ekonomiści i politycy o tym mówią, a więc w zasadzie każdy kto choć trochę interesuje się sytuacją polityczno-ekonomiczną słyszał o PKB i jest to w miarę znajomy termin. Z drugiej strony, dla przykładu krzywa Laffera to już mniej znane pojęcie, więc też rzadziej się go używa w debatach.

Oj weź przestań. Wolnościowcy na każdym kroku krzyczą o "napędzaniu gospodarki", ciągle podpierają się PKB, każdy zły pomysł jest zły bo "uderza w rozwój gospodarki". Posłuchaj swojego guru Mentzena. Wolnościowcy zrobili z rozwoju gospodarczego złotego cielca i oceniają wszystko wyłącznie pod kątem wpływu na ten rozwój. Po co chcą obniżyć podatki? Właśnie po to by stymulować rozwój. Nie zwalaj wszystkiego na ekonomistów i polityków, bo wolnościowcy to też politycy i też pewna grupa ekonomistów.

0

Założenie kapitalistów jest takie, że rozwój gospodarczy przekłada się na wzrost jakości życia. Rozwój gospodarczy czy jakość życia można mierzyć różnymi wskaźnikami jak https://en.wikipedia.org/wiki/Gross_domestic_product per capita czy https://en.wikipedia.org/wiki/Human_Development_Index ale ostatecznie te wskaźniki mają mniej więcej tyle sensu co iloraz inteligencji - statystycznie, z grubsza, w wielu przypadkach można z nich coś wywnioskować, ale ani PKB, ani HDI, ani IQ nie są definitywnymi wskaźnikami. Tego się właśnie uczepiłem. @somekind nie napisał o tym, że wzrost gospodarczy jest wyznacznikiem jakości życia tylko konkretnie napisał o PKB:

somekind napisał(a):

Ale, że niby co, że prawiczki zrozumieją, że PKB nie jest wyznacznikiem jakości życia?

Nie polemizowałem natomiast z samym pomysłem zrównoważonego rozwoju, bo jeszcze mi się nie zachciało o tym czytać (wole czytać o innych rzeczach).

2
Wibowit napisał(a):

Założenie kapitalistów jest takie, że rozwój gospodarczy przekłada się na wzrost jakości życia.

No i właśnie ten artykuł pokazuje, że założenie to, w ogólności, jest już błędne. Co nie znaczy, że nie bywa prawdziwe w przypadkach szczególnych.

Na poziom jakości życia składa się wiele czynników. Wzrost gospodarczy jest zapewne jednym z nich. Kapitaliści wierzą, że najważniejszym. Jednak wielkość tego wpływu zależy też właśnie od poziomu gospodarczego, czyli im wyższy poziom, tym jego dalszy wzrost nie przekłada się już tak bardzo na wzrost jakości życia. Można powiedzieć - podlega saturacji. Jednocześnie wzrost gospodarczy może wpływać negatywnie na inne czynniki, które również składają się na ogólny poziom jakości życia, takie jak środowisko naturalne, rozwarstwienie społeczne, poczucie bezpieczeństwa, opieka zdrowotna, dobro publiczne. Dochodzi do tego fakt, że niektóre z tych negatywnych efektów nie widzą granic międzypaństwowych i w związku z tym wszyscy rozwijający się oddziałują też trochę negatywnie na sąsiadów. W efekcie całkowity wpływ rozwoju gospodarczego wcale nie musi przekładać się na wzrost jakości życia, i to właśnie obserwujemy.

Oczywiście, jeśli weźmiemy jakieś zacofane kraje, to tam wzrost gospodarczy faktycznie jest potrzebny. Tylko, że jeśli mamy do czynienia ze światowym wyścigiem na ten wzrost, to żadnemu państwu nie zależy, by stymulować ten wzrost u rywali.

2
tajny_agent napisał(a):

Towarzysze już nie wiedzą co wymyślić, żeby tylko brać hajs za pierdzenie w stołek :D

Racja!

"dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze"

"protesty klimatyczne to skutek »ekologizmu« - wmawiania ludziom, że są największym wrogiem przyrody, a zasoby przyrodnicze trzeba przed nami chronić"

"Nie trzeba pomagać w sposób sztuczny w budowie żłobków, przedszkoli i tych innych rzeczy. To są sprawy chwilowe, jako spuścizna po poprzednim systemie komunistycznym i po PO"

0

@GutekSan: jednym z podstawowych założen Austriackiej Szkoły Ekonomii jest sprzeciw wobec ślepej wiary w metryki takie jak wzrost PKB, właściwie to była jedna z przyczyn dla których zainteresowali mnie swoimi tezami ci arcywibitni ekonomiści jak Ludwig von Mises który przewidział kryzys w 1929
Nie będę wchodził w dyskusje z Tobą tylko po prostu chciałem o tym napisac
PS.
Jak czytam słowo "neoliberał" to już wiem że trudno autora traktowac poważnie

1

Jednocześnie wzrost gospodarczy może wpływać negatywnie na inne czynniki, które również składają się na ogólny poziom jakości życia, takie jak środowisko naturalne, rozwarstwienie społeczne, poczucie bezpieczeństwa, opieka zdrowotna, dobro publiczne.

Rozwarstwienie społeczne wpływa negatywnie na jakość życia wtedy, gdy nakręca się hejt na bogatych ludzi zamiast się nimi inspirować. Lepiej żeby biedni zarabiali 5k, a bogaci 50k, niż żeby biedni zarabiali 2k, a bogaci 5k. Wszystkim wtedy będzie łatwiej uskładać kasę na leki, ubezpieczenia, etc Zresztą jak pokazuje praktyka duże rozwarstwienie społeczne (na poziomie w miarę lokalnym) to i tak stan przejściowy w konsekwentnie rozwijającej się gospodarce, bo szeroki wybór ofert pracy powoduje, że mało kto wybiera prace o najniższej płacy i pracodawcy muszą zwiększać stawki, by zachęcić kandydatów. Stąd np u nas jest przyciąganie pracowników z Ukrainy - nie mają tak wysokich oczekiwań jak Polacy.

1
Wibowit napisał(a):

Rozwarstwienie społeczne wpływa negatywnie na jakość życia wtedy, gdy nakręca się hejt na bogatych ludzi zamiast się nimi inspirować.

Pierdzielenie ludziom, że od "pucybuta do milionera" faktycznie trochę pomaga, jeżeli na podobny awans są jakiekolwiek realne szanse. W praktyce, jak urodziłeś się biedny, to masz 9x%, że umrzesz biedny, bo nie zdobędziesz odpowiedniego wykształcenia, nie poznasz odpowiednich ludzi, a tatuś nie da ci 10 baniek, na otwarcie pierwszego biznesu.

Lepiej żeby biedni zarabiali 5k, a bogaci 50k, niż żeby biedni zarabiali 2k, a bogaci 5k. Wszystkim wtedy będzie łatwiej uskładać kasę na leki, ubezpieczenia, etc

Pod warunkiem, że ci bogaci będą płacić adekwatne do swoich przychodów składki i podatki. W praktyce bywa nawet dokładnie odwrotnie, bo bogatych stać na "optymalizację podatkową", wyniesienie się do rajów podatkowych itp. Popatrz np. jakie (dosłownie) groszowe podatki płaci w Europie Google.

Zresztą jak pokazuje praktyka duże rozwarstwienie społeczne (na poziomie w miarę lokalnym) to i tak stan przejściowy w konsekwentnie rozwijającej się gospodarce, bo szeroki wybór ofert pracy powoduje, że mało kto wybiera prace o najniższej płacy i pracodawcy muszą zwiększać stawki, by zachęcić kandydatów. Stąd np u nas jest przyciąganie pracowników z Ukrainy - nie mają tak wysokich oczekiwań jak Polacy.

No i sam sobie pięknie zaprzeczyłeś. Jak zatem widzisz, wcale nie muszą zwiększać stawki, bo zawsze mogą zatrudnić imigrantów z biednych krajów, albo w ogóle wynieść całą swoją produkcję do biednych krajów. Ktoś to ładnie nazwał eksportowaniem wyzysku. Ale lokalna siła robocza też przez to traci.

0

Po 1. Z tym brakiem możliwości awansu społecznego bym nie przesadzał. Z roku na rok widzę jak o ten awans jest co raz łatwiejszy. Dobrym przykładem są choćby programiści, którzy niejednokrotnie zwiększyli zarobki rodziców 10x.
Po 2. idea nawet ok, ale nad nazwą mogliby popracować. Jak będę mógł pracować 4h i mieszkać w mieście bez smogu to zdecydowanie bedzie to 'growth'.
Po 3. to rezygnowanie z dzieci dla planety wśród ludzi zachodu jest śmieszne

0

Pierdzielenie ludziom, że od "pucybuta do milionera" faktycznie trochę pomaga, jeżeli na podobny awans są jakiekolwiek realne szanse. W praktyce, jak urodziłeś się biedny, to masz 9x%, że umrzesz biedny, bo nie zdobędziesz odpowiedniego wykształcenia, nie poznasz odpowiednich ludzi, a tatuś nie da ci 10 baniek, na otwarcie pierwszego biznesu.

Niestety, za komuny było dość podobnie. Jak ktoś miał znajomości i dojścia to miał mieszkanie i samochód 20 lat wcześniej niż inni, mógł spędzać wakacje za granicą co roku, itp itd Różnica jest taka, że obecnie można awansować na bardziej uczciwych warunkach. Wiedzę można w dużej części zdobyć za darmo z Internetu (oczywiście magistra się w ten sposób nie zrobi, ale czy ktoś u nas ma problem ze zrobieniem magistra z powodu biedy? Magistrów jak psów, jest ich za dużo). Kiedyś wiedzę było dużo trudniej zdobyć. Znajomości zawsze są w cenie i nic nie jest w stanie ich zastąpić. Jak nie poświęcasz w ogóle czasu by poznawać wartościowych ludzi, którzy już coś osiągnęli to się nie dziw, że nikt cię nie rekomenduje do dobrej roboty.

Pod warunkiem, że ci bogaci będą płacić adekwatne do swoich przychodów składki i podatki. W praktyce bywa nawet dokładnie odwrotnie, bo bogatych stać na "optymalizację podatkową", wyniesienie się do rajów podatkowych itp. Popatrz np. jakie (dosłownie) groszowe podatki płaci w Europie Google.

Im bardziej skomplikowany system podatkowy tym więcej trzeba zainwestować, by go obejść. Stąd skomplikowane systemy podatkowe służą bogatym, bo ci mają biznesy na taką skalę, że stały koszt omijania podatków łatwo im się amortyzuje. Rozwiązaniem jest uproszczenie systemu podatkowego. Wtedy bogaci nie będą mieć aż takiej przewagi.

No i sam sobie pięknie zaprzeczyłeś. Jak zatem widzisz, wcale nie muszą zwiększać stawki, bo zawsze mogą zatrudnić imigrantów z biednych krajów, albo w ogóle wynieść całą swoją produkcję do biednych krajów. Ktoś to ładnie nazwał eksportowaniem wyzysku. Ale lokalna siła robocza też przez to traci.

  1. Minimalne stawki tak czy siak rosną, bo imigranci nie wypełniają całej luki.
  2. To się nazywa globalizacja. Dzięki temu wzrost stawek jest nie tylko na poziomie lokalnym, ale też na poziomie globalnym. Pracodawcy z Ukrainy teraz muszą podnieść stawki, by ich pracownicy nie uciekli do Polski. Podobny efekt ma otwieranie zagranicznych filii w biednych państwach. Bogata zagraniczna firma może nie oferuje zawsze najwyższych płac (ciężko tego w typowym przypadku oczekiwać), ale z drugiej strony ma na tyle funduszy by zaoferować całkiem atrakcyjne stawki, by szybko rozkręcić biznes w nowym miejscu. To znowu powoduje, że ci płacący najmniej tracą pracowników najszybciej.
2
tdudzik napisał(a):

Po 1. Z tym brakiem możliwości awansu społecznego bym nie przesadzał. Z roku na rok widzę jak o ten awans jest co raz łatwiejszy. Dobrym przykładem są choćby programiści, którzy niejednokrotnie zwiększyli zarobki rodziców 10x.

Programista, nawet taki 14k, to jednak ciągle tylko wysoko wykwalifikowany robotnik w fabryce, która należy do kogoś innego i której posiadanie wiąże się z prawdziwymi pieniędzmi.

0
Freja Draco napisał(a):
tdudzik napisał(a):

Po 1. Z tym brakiem możliwości awansu społecznego bym nie przesadzał. Z roku na rok widzę jak o ten awans jest co raz łatwiejszy. Dobrym przykładem są choćby programiści, którzy niejednokrotnie zwiększyli zarobki rodziców 10x.

Programista, nawet taki 14k, to jednak ciągle tylko wysoko wykwalifikowany robotnik w fabryce, która należy do kogoś innego i której posiadanie wiąże się z prawdziwymi pieniędzmi.

Dla Piotra Szumlewicza oligopol korporacyjny jest jednak lepszy niż dynamiczna wolność gospodarcza. Woli jeśli prawie wszyscy ludzie są korpoludkami zarabiającymi zbliżone pieniądze niż sytuację gdzie duże firmy regularnie powstają: www.youtube.com/watch?v=gYx_Da-1xGM W Szwecji nie powstają już od dawna wielkie korporacje, są tylko te co powstały kilkadziesiąt lat temu, a ludzie mogą sobie co najwyżej urządzać wyścigi szczurów, a nie tworzyć własne duże firmy.

0
Wibowit napisał(a):

Niestety, za komuny było dość podobnie. Jak ktoś miał znajomości i dojścia to miał mieszkanie i samochód 20 lat wcześniej niż inni

A za feudalizmu to już w ogóle.

Niestety, to że gdzieś indziej biją murzynów nie zmienia faktu, że rozwarstwienie majątkowe jest niekorzystne dla społeczeństwa.

czy ktoś u nas ma problem ze zrobieniem magistra z powodu biedy?

Jeśli musi pracować, żeby się utrzymać może stanowić to utrudnienie.

Poza tym zdajesz się nie rozumieć jak działa bieda. Mieszkasz w domu bez książek z 2-3 rodzeństwa. Na dokładkę dostajesz pijaństwa i awantury w domu. Twoje podwórko to jakieś szemrane typy, dla których wyznacznikiem wartości jest pozom chlania i poziom rozróby. Twój byt określa twoją świadomość. Trudno w takich warunkach stać się intelektualistą czy informatykiem.

3
Freja Draco napisał(a):

Poza tym zdajesz się nie rozumieć jak działa bieda. Mieszkasz w domu bez książek z 2-3 rodzeństwa. Na dokładkę dostajesz pijaństwa i awantury w domu. Twoje podwórko to jakieś szemrane typy, dla których wyznacznikiem wartości jest pozom chlania i poziom rozróby. Twój byt określa twoją świadomość. Trudno w takich warunkach stać się intelektualistą czy informatykiem.

Prawie dokładnie w takich warunkach się rozwijałem. 2 rodzeństwa. Policja przyjeżdżała do domu regularnie (tata kiedyś od alkoholu nie stronił). Z kolegów w podstawówce i gimnazjum nikt orłem nie był. Ja pomagałem rodzicom w pracach domowych, hodowli zwierząt, naprawianiu starych gratów, pracach wykończeniowych, a nawet w machaniu łopatą. Oficjalny dochód na rodzinę wynosił 0 złotych 0 groszy. Programowania nauczyłem się z Internetu (nie oszukujmy się, komp czy net to nie jest gigantyczny wydatek, teraz to już każdy Sebix to ma). Wychowywałem się na wsi. Rodzice nie mieli żadnych specjalnych znajomości. Trzeba coś dodawać?

1
Wibowit napisał(a):
Freja Draco napisał(a):

Poza tym zdajesz się nie rozumieć jak działa bieda. Mieszkasz w domu bez książek z 2-3 rodzeństwa. Na dokładkę dostajesz pijaństwa i awantury w domu. Twoje podwórko to jakieś szemrane typy, dla których wyznacznikiem wartości jest pozom chlania i poziom rozróby. Twój byt określa twoją świadomość. Trudno w takich warunkach stać się intelektualistą czy informatykiem.

Prawie dokładnie w takich warunkach się rozwijałem. 2 rodzeństwa. Policja przyjeżdżała do domu regularnie (tata kiedyś od alkoholu nie stronił). Z kolegów w podstawówce i gimnazjum nikt orłem nie był. Ja pomagałem rodzicom w pracach domowych, hodowli zwierząt, naprawianiu starych gratów, pracach wykończeniowych, a nawet w machaniu łopatą. Oficjalny dochód na rodzinę wynosił 0 złotych 0 groszy. Programowania nauczyłem się z Internetu (nie oszukujmy się, komp czy net to nie jest gigantyczny wydatek, teraz to już każdy Sebix to ma). Wychowywałem się na wsi. Rodzice nie mieli żadnych specjalnych znajomości. Trzeba coś dodawać?

No to mam mam ogromny szacunek dla tego, co udało ci się zrobić ze swoim życiem pomimo tak niesprzyjających warunków startowych.

Ale czy uważasz, że to, co udało ci się osiągnąć jest normą w podobnej sytuacji?

2
Freja Draco napisał(a):

Programista, nawet taki 14k, to jednak ciągle tylko wysoko wykwalifikowany robotnik w fabryce, która należy do kogoś innego i której posiadanie wiąże się z prawdziwymi pieniędzmi.

A co w tym złego? Czy świat powinien się składać tylko z właścicieli fabryk?

1

Ja znam osobę która musiała w kiblu uczyć się medycyny bo nie miała miejsca w domu żeby się uczyć...

2
Freja Draco napisał(a):

No to mam mam ogromny szacunek dla tego, co udało ci się zrobić ze swoim życiem pomimo tak niesprzyjających warunków startowych.

Ale czy uważasz, że to, co udało ci się osiągnąć jest normą w podobnej sytuacji?

Myślę, że nie jestem jakoś wybitnie waleczny jeśli chodzi o radzenie sobie z przeciwnościami życiowymi. Po prostu ty przesadzasz z tymi niesprzyjającymi warunkami. Bardzo duża część nieudaczników życiowych z biednych domów ma warunki do nauki, ale nie chce się uczyć tylko woli sobie bimbać. Ja chętnie pomagałem kolegom w nauce, ale niewiele to dawało. Większość jedyne co chciała to zerżnąć zadanie domowe lub dostać podpowiedzi na sprawdzianie (czasami tak dużo czasu mi schodziło na sprawdzianach na pomaganiu kolegom, że własnego nie kończyłem). Mało inteligentnego kolegę nauczyłem bardzo ładnie chemii, ale przy odpowiedzi przy tablicy zamiast cokolwiek pomyśleć zaciął się i nic nie powiedział. Zero chęci kombinowania, po prostu się poddaje. Co ja mam wtedy zrobić? Zdemotywowało mnie to i już mi się go odechciało uczyć. Innemu koledze pożyczyłem książkę o programowaniu i zaoferowałem pomoc w nauce. Nic z tego nie wyszło. Stwierdził, że go to nudzi (jest dość temperamentny, ale nie jest głupi). Dzisiaj struga sztućce z drewna za śmieszne pieniądze i narzeka, że szef go wyzyskuje, a sam nie ma możliwości poprawy jakości swojego życia. Zapytałem czy nie wyjechałby do UK do pracy tak jak jego młodszy brat - stwierdził, że nie zna języka, więc odpada. Widocznie nauka angielskiego w dzisiejszych czasach wymaga sprzyjających warunków. Jest sam (tzn bez żony, dzieci, etc) i mieszka z rodzicami.

1

@Freja Draco: : awans do klasy średniej to nadal awans. Poza tym, 14k to nie jest sufit jeżeli chodzi o programistów. Równie dobrze możesz zarabiać 30. I w tym przypadku ograniczeniem nie jest już wychowanie w biedzie (kiedy ma się już te 14k), ale ciężka praca, talent i trochę szczęścia. Kiedy ma się już te 30 można przestać być robotnikiem lub można zostać tym "dobrym starym" który może nie da 10 baniek, ale chociaż jedną. I tu jest właśnie największa siła posiadania potomstwa. Imperiów nie buduje się z dnia na dzień.

Poza tym przypadek który opisujesz to nie jest bieda materialna ale umysłowa i to ona jest większym problemem. Sam wychowywałem się raczej w niedostatku pieniędzy i jakoś daje radę. Na studia dzienne zarabiam po prostu programowaniem, którego nauczyłem się z internetu i książek. Już dawno przegoniłem poziomem życia nie tylko rodziców, ale też ludzi z tych bardziej majętnych domów. A to przecież dopiero początek. ;) No i najbardziej zdolna osoba jaką znam też nie pochodzi z bogatej rodziny, a nie przeszkodziło jej to w osiągnięciu sporych sukcesów (to co jej pomogło to np to że zbiera wszystkie stypendia pewnie już od podstawówki).

No i jeszcze co do biznesów. Podejrzewam, że obecnie na rynku pieniądze po prostu leżą na ulicy. Jak ktoś przyjdzie z dobrze opracowanym pomysłem to i 10 baniek się znajdzie.

1
Wibowit napisał(a):

Rozwarstwienie społeczne wpływa negatywnie na jakość życia wtedy, gdy nakręca się hejt na bogatych ludzi zamiast się nimi inspirować.

Inspirować? Brać przykład? Ale kiedy w końcu zrozumiecie albo jeśli rozumiecie, to przyznacie, że ta inspiracja dla większości jest złudzeniem, marchewką na patyku, która się cały czas oddala. A jest tak przynajmniej z dwóch powodów: Jeden to taki, że w kapitalistycznym modelu nie wszyscy mogą być bogaci, co więcej, nawet nie większość i nie zauważalna mniejszość, tylko jakiś skrajny margines. Drugi to taki, że jesteśmy ograniczeni przez zasoby naszej planety. Nie jest możliwe by wszyscy ludzie osiągnęli dobrobyt wg dzisiejszych standardów. A ten standard jest jeszcze sztucznie zawyżany przez kreowanie u ludzi potrzeb i poczucia niezaspokojenia.

Zachęcanie do inspiracji bogatymi przypomina zaproszenie do gry w "brakujące krzesła", gdzie przy muzyce 10 osób pląsa wokół 9 krzeseł i na sygnał mają te krzesła zająć. Tyle, że w rzeczywistości to nie jest już tylko gra, jest 1 krzesło na 1000 osób, a w zasadzie nie krzesło tylko złoty, wysadzany brylantami tron. I ty mówisz tym 999, żeby brali inspirację z tego jednego, co to krzesło zajął. No doprawdy genialne! A na sensowną propozycję, że w sumie po kiego grzyba nam złoty tron, zróbmy za jego równowartość 1000 normalnych, prostych krzeseł, na których każdy sobie będzie mógł usiąść, rozlega się płacz, że socjalizm, że "biedę chcą dzielić", bo jakiś tam procent z tego 1000 ma niezrozumiałą potrzebę rozpostarcia się na tym tronie i patrzenia z góry na innych i naiwną wiarę, że akurat oni się na ten tron wdrapią.

Zresztą jak pokazuje praktyka duże rozwarstwienie społeczne (na poziomie w miarę lokalnym) to i tak stan przejściowy w konsekwentnie rozwijającej się gospodarce,

Kolejne kłamstwo. Polaryzacja bogactwa w społeczeństwie, a co za tym idzie jego rozwarstwienie, postępuje. Tu masz kilka wykresów, które to obrazują:
https://inequality.org/facts/global-inequality/

Wynika to z prostej zasady: im masz większy udział w globalnym bogactwie, tym masz większe możliwości zwiększenia tego udziału. Piszę właśnie o "udziale" a nie o bogactwie, właśnie po to by nikt nie mydlił oczu fałszywymi mnożnikami i porównywaniem 2K i 5K kontra 5K i 50K, bo w rzeczywistości to się sprowadza do 2/7 i 5/7 kontra 1/11 i 10/11.

0
GutekSan napisał(a):

Bardzo ciekawy artykuł, który pokazuje, że w kwestii dobrobytu należy wykroczyć poza schematy narzucone w XVIII w., a których

neoliberałowie wciąż się kurczowo trzymają.

neoliberałowie czyli kto? Przecież nie istnieje coś takiego, lewica używa tego słowa na określenie osób, z którymi się nie zgadza.

Płacz lokalnych konfederatów, że "komune chco wprowadzić" za 3... 2... 1...

Czyli użyłeś słowa przeegzaltowanego "neoliberał", a potem zarzucasz innym, że używają przeegzaltowanych słów.

Na dodatek ośmieszasz ten artykuł rzucając jakiś śmieszny atak na nieistniejących neoliberałów i dodając politykę do posta, a w artykule nie ma nic specjalnie kontrowersyjnego (odkrywczego też. Może kilka lat temu jeszcze byłby odkrywczy, ale piszą w nim to, z czego już wszyscy zdają sobie sprawę. Z drugiej strony co zrobisz? Mentalność ludzi jest jaka jest. Jeśli chcą jeździć samochodami w dużym mieście, mimo, że mają komunikację miejską, to nic nie zrobisz. Jeśli chcą kupować nadmierne ilości ciuchów (i tym sposobem napędzają produkcję i niszczą środowisko naturalne) to też nic nie zrobisz. Systemowo to można rozwiązać np. kwestie recyklingu czy energetyki - a to, w jaki sposób ludzie będą konsumować, to już inna kwestia (chociaż już widać trend do ograniczania konsumpcji, less waste itp. - ale raczej już wśród młodych ludzi i to też nie wśród wszystkich).

2
scibi92 napisał(a):

Ja znam osobę która musiała w kiblu uczyć się medycyny bo nie miała miejsca w domu żeby się uczyć...

Pfff... w kiblu. Szczęściarz. Ja znałem osobę, której nie stać było na kibel i musiała się uczyć w pudełku na buty...
(Dla niekumatych - "4 Yorkshiremen")

1
LukeJL napisał(a):

neoliberałowie czyli kto? Przecież nie istnieje coś takiego, lewica używa tego słowa na określenie osób, z którymi się nie zgadza.

Czyli użyłeś słowa przeegzaltowanego "neoliberał", a potem zarzucasz innym, że używają przeegzaltowanych słów.

Co jest przeegzaltowanego w słowie "neoliberał"? To normalne pojęcie, wg mnie nawet nie pejoratywne. Opisuje współczesnych zwolenników wolnorynkowego liberalizmu.

Z drugiej strony co zrobisz? Mentalność ludzi jest jaka jest. Jeśli chcą jeździć samochodami w dużym mieście, mimo, że mają komunikację miejską, to nic nie zrobisz.

Oczywiście, że można zrobić. Mentalność ludzi można kształtować, i jest ona kształtowana cały czas. Kwestia tylko, które idee zwyciężają w wyścigu do ludzkich głów.

4
GutekSan napisał(a):

Zachęcanie do inspiracji bogatymi przypomina zaproszenie do gry w "brakujące krzesła", gdzie przy muzyce 10 osób pląsa wokół 9 krzeseł i na sygnał mają te krzesła zająć. Tyle, że w rzeczywistości to nie jest już tylko gra, jest 1 krzesło na 1000 osób, a w zasadzie nie krzesło tylko złoty, wysadzany brylantami tron. I ty mówisz tym 999, żeby brali inspirację z tego jednego, co to krzesło zajął. No doprawdy genialne! A na sensowną propozycję, że w sumie po kiego grzyba nam złoty tron, zróbmy za jego równowartość 1000 normalnych, prostych krzeseł, na których każdy sobie będzie mógł usiąść, rozlega się płacz, że socjalizm, że "biedę chcą dzielić", bo jakiś tam procent z tego 1000 ma niezrozumiałą potrzebę rozpostarcia się na tym tronie i patrzenia z góry na innych i naiwną wiarę, że akurat oni się na ten tron wdrapią.

Jakość życia społeczeństwa bierze się przede wszystkim z wysiłku, który przynosi pożądany efekt. Jeśli ktoś odkryje na własnej posesji górę diamentów o wadze tryliarda ton i będzie ją sobie po prostu posiadał przez 100 lat i nic z nią nie będzie robił to nie wpłynie to w ogóle (albo wpłynie w znikomym stopniu) na gospodarkę. Zamiast więc skupiać się na tym kto ma najwięcej pieniędzy trzeba się skupić na tym na co jest przeznaczany ludzki wysiłek. Jeśli 90% ludzi buduje złote trony dla bogaczy to rzeczywiście jest źle. Ale jeśli 90% ludzi produkuje towary i świadczy usługi między sobą to pracują dla siebie nawzajem i zwiększając produktywność zwiększają nawzajem jakość życia. To jest koncept prawdopodobnie zbyt trudny do ogarnięcia dla lewicowych myślicieli.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1