Tak w skrócie wygląda mechanizm coraz większego bogacenia się prezesów spółek.
Dziękuję za uchylenie rąbka tajemnicy. Napisz do New York Timesa.
Nie sądzę by to była tajemnica dla kogokolwiek poza Tobą :) Z pewnością nie dla NYT.
Jedni CEO zarabiają coraz więcej, inni CEO tracą pracę (jeśli dwie firmy się połączą to jeden CEO zarobi więcej, a drugi będzie musiał sobie poszukać pracy gdzie indziej), rynek rośnie lub maleje, itd jest mnóstwo czynników. Ty widzisz tylko jedną rzecz - ile razy więcej zarabia CEO od szeregowca.
Ależ ja właśnie widzę te czynniki. Tylko jaka jest Twoja konkluzja? Że CEO to mają jednak ciężko? Ryzyka czyhają z każdej strony, i w ogóle stres, nadciśnienie, wrzody i depresja? I trzeba im to zrekompensować płacąc 400x tyle co zwykłemu robotnikowi (który przecież wcale nie ma zmartwień ;) ), żeby mogli sobie co wieczór łzy obcierać tym plikiem dolarów, jak Woody Harrelson?
Jak już napisałem - sprawdź ile % zysku z całej firmy idzie do CEO, wtedy porównanie będzie bardziej sensowne.
A czemu właśnie CEO miałby dostawać jakiś stały % od zysku firmy? Można przyjąć, że zysk jest liniowo zależny od liczby pracowników, czasem nawet bardziej przez efekt synergii. Czy jego rola jest trudniejsza w takim samym stopniu? Moim zdaniem nie, bo trudności są proporcjonalne do rzędu wielkości firmy, czyli jak pisałem log10.
A co z firmami, które latami nie wykazują zysków by nie płacić podatków, choć wiedzie im się bardzo dobrze? Czy ich CEO też mają nic nie zarabiać?
Dlaczego prezesi firm z 1k, 10k i 100k pracowników mieliby zarabiać tyle samo? Przecież to się nie kalkuluje. Zła decyzja tego ostatniego kosztuje 100x więcej niż zła decyzja pierwszego, więc przy 100k pracowników trzeba znaleźć znacznie lepszego CEO niż przy firmie 1k pracowników.
Nie mówiłem że tyle samo. Tylko jakie konsekwencje ponoszą prezesi za swoje złe decyzje? Czasem żadnych, czasem jedynie przestają być prezesami, czyli odcięcie od korytka. Podobne konsekwencje za złe decyzje prezesa ponoszą zwykli pracownicy, czyli zwolnienia.
Poza tym, czy myślisz, że jak standardy płac prezesów się obniżą, to będzie trudniej znaleźć dobrego prezesa? Przecież liczba ludzi nadających się do tej roli nie zmaleje, konkurencja nie podkupi takiego prezesa, bo sama nie będzie płaciła więcej.
Poza tym, log10? W takim razie CEO 1000 osobowej firmy z nisko opłacanymi pracownikami (np 3k brutto) zarabiałby mniej niż przeciętny programista. Prezes firmy z milionem pracowników zarabiały wtedy tyle co dobry programista. Co najmniej lekka patologia.
Jak żeś to wyliczył? Nigdzie nie podałem bezwzględnej wartości tych pensji, tylko relację między zarobkami prezesów dużych i małych firm, więc chyba coś sobie dopowiadasz.
PS:
Skoro chcesz ograniczać pensje CEO, to może też ograniczymy pensje sportowców? Tiger Woods wielokrotnie zarabiał ponad 10 mln USD rocznie:
https://www.liveabout.com/tiger-woods-salary-1566363
Mediana zarobków w USA to poniżej 50k USD rocznie, a więc Tiger Woods zarabiał (grubo?) ponad 200x tyle co przeciętny Amerykanin.
Dużo zarabiają też aktorzy. Ci najlepiej opłacani aktorzy w Hollywood zarabiają pewnie ponad 100x tyle (albo i 1000x tyle) co ci niepopularni. Oprócz tego mamy np lekarzy czy nawet prawników. Niektórzy z nich mają gigantyczne majątki.
Zgadza się. A z czego wynikają te wszystkie wysokie zarobki? Z mechanizmu lewarowania pracy. Jeden wysiłek jest mnożony wielokroć przez liczbę sprzedanych produktów (CEO), przez liczbę widzów filmu (aktorzy holywoodzcy) czy meczu (sportowcy), sprzedanych piosenek, widzów koncertu (muzycy). Taki aktor teatralny robi tę samą robotę co aktor filmowy, może nawet trudniejszą bo nie ma dubli, a zarabia dużo mniej, bo film lewaruje się milionami widzów, a spektakl - zaledwie setkami. Powiesz - kto mu broni grać w filmie. No nikt, więc czasem idzie i gra. Tylko jaka jest jego zasługa, że akurat robi coś co da się lewarować? Są bardzo potrzebne i pożyteczne zawody, których nie da się lewarować, a z pewnością nie na miliony ludzi - pielęgniarka, nauczyciel, ratownik. To są zawody wymagające bezpośredniego kontaktu z innym człowiekiem. Znowu padnie argument: "kto broni pani Asi, która jest pielęgniarką, zostać aktorką". Tylko ludzie, którzy zadają takie pytania nie rozumieją, że czy pielęgniarką nie byłaby pani Asia, Basia, czy Stasia, pielęgniarka i tak będzie zarabiała te 2500 brutto., bo jej zawodu nie da się lewarować. A jako społeczeństwo bez aktorek poradzimy sobie prędzej niż bez pielęgniarek.
Mnie nie chodzi o to by ograniczać ludziom zarobki, tylko by korzyści wynikające wyłącznie z mechanizmu lewarowania pracy były dystrybuowane na wszystkich, tak jak wszyscy czerpiemy korzyści z odkryć innych ludzi. Bo czemu pielęgniarka ma być winna temu, że nie odkryliśmy sposobu jak jednym ruchem mogłaby podać basen milionom pacjentów, choć odkryliśmy jak aktorka może wywołać emocje u milionów widzów?