Wątek przeniesiony 2017-07-07 16:10 z Kariera przez aurel.

Nowoczesna postuluje wprowadzenie zakazu pracy dla studentów

0

Polityk Nowoczesnej, profesor Tadeusz Gadacz wygłosił tezę, którą można streścić w zdaniu: „jeżeli studenci chcą studiować za publiczne pieniądze, to powinni mieć zakaz pracy”.

0

Tak uważa wiele profesorów na uczelniach, że student dzienny nie powinien pracować.

To nie jest stanowisko partii: https://wiadomosci.wp.pl/zakaz-pracy-dla-studentow-nowoczesna-tlumaczy-sie-z-kontrowersyjnego-pomyslu-6140555272730753a

1

Problem wynika z masowości studiów, z tego że stały się one kolejnym etapem edukacji dla każdego, drugą maturą.
Przestać wpuszczać tyle ludzi na studia i problem się rozwiążę. Studiowali będą ci, którzy są zainteresowani nauką, a nie pracą.

3

Właśnie co z problemem jeżeli student no nie ma jak opłacić życia w obcym mieście gdzie jest na uczelni. Czyli co studia staną się tylko dobrem luksusowym na które stać studentów, którym płacą rodzice ? System stypendialny socjalnego jest wadliwy - przykład co wtedy kiedy rodzina studenta ma duży dochód, ale np. nie chce dawać na utrzymanie syna/córki. Co wtedy ma zrobić student?

4

Co za idiotyzm. A gdy chodzą na piwo zamiast na wykłady? Zakazać im kupna alkoholu od października do czerwca?
Dodatkowo podobne pomysły powiększają szarą strefę i koszty związane z egzekwowaniem takich przepisów.

3
mariano901229 napisał(a):

System stypendialny socjalnego jest wadliwy - przykład co wtedy kiedy rodzina studenta ma duży dochód, ale np. nie chce dawać na utrzymanie syna/córki. Co wtedy ma zrobić student?

Jeżeli państwo przestanie opłacać studia dla 90% obiboków, to będzie stać na stypendia dla tych 10%, które chcą się uczyć.

Wyższe wykształcenie to nie obowiązek, a studia nie powinny być produktem masowym.

2

Wbrew pozorom nie jest to nic dziwnego. Najlepsze uczelnie na swiecie od dawna tak mają. W europie np. w Szwajcarii jest to zupełnie normalna sprawa i studenci mają sztywne limity ile mogą sobie legalnie "dorabiać". Jeśli kogos nie stać to są stypendia i możliwość dorabiania pracą na uczelni.

0

@mariano901229 Pamiętam że dało się "zarejestrować" to że jesteś niezależny od rodziców, więcej było z tego przekrętów ale ok. Problem jest w tym że ludzie sobie dorabiają na gorszych studiach papierki (i to jeszcze skąpią na zaoczne :D) jako wypełniacz czasu po pracy. Czyli typowo problemem są wydział gier i zabaw, zakopmy skutek.

0

Jestem teraz na studiach przez cały rok opuściłem łącznie ok 7-8 dni, w których 5 dni byłem chory(ale jak było kolokwium to zwlokłem się z łóżka, poszedłem, napisałem i do domku) no i też się złożyło kilka razy że po prostu nie mogłem iść na wszystkie zajęcia w danym dniu to liczę jako nieobecność cały dzień. Co do opuszczania wykładów... to niektóre są naprawdę słabe i nie wiele dające, posłużę się przykładem z podstaw programowania czy omawianie przez pół godziny pętli for lub while ma sens? moim zdaniem nie. No i takie wykłady są opuszczane przez większość ludzi. Jeśli któremuś prowadzącemu zależy na obecności to wprowadza listy obecności i przychodzą prawie wszyscy, nie liczę małej głupy osób które na nic nie chodzą ale są na liście studentów.

2

Taaaak .... a potem będziemy mieli tak jak w USA, gdzie rodzice całe życie tyrają by dzieciak miał kasę na studia/koledże. A jak nagle ktoś się pochoruje lub kasa zniknie to dzieciak nie spełni żadnych swoich marzeń (no chyba że jest popularnym futbolistą).
Tak na szybko znalazłem jakiś koszt studiów na harvardzie - 48 tys. dolarów, (bo tyle wynosi roczne czesne)

0

Nowoczesna z tym pomysłem pojechała jak PO z migrantami. Nowoczesna jest za a nawet przeciw.

1

To uwazasz, ze teraz mamy zdrowsza sytacje? Tysiace mlodych "wyksztalconych" bezrobobiologow?

2

Dla mnie to patologia że student 1-go czy drugiego roku idzie na full etat.
Owszem, jakieś prace dorywcze spokojnie może wykonywać, ale jak on ma się czegoś nauczyć jak wpadnie po 5-8h pracy do akademika czy na uczelnie?
Marnowanie naszej kasy. Produkcja niby-magistrów - ot co.

Z drugiej strony zajęcia z pętli "for" powinny być po prostu zakończone egzaminem a sprawdzanie obecności to jakiś defekt systemu, w którym zastępuje się konkretne egzaminy wymogiem duposiedzenia.
Jeśli ktoś jest doświadczony dzięki nauce przed studiami to nie powinien być ciągany po salach jeśli nie ma takiej potrzeby.

1

Ja uważam, że przede wszystkim trzeba wyplenić przekonanie że "trzeba iść na studia, bo potem pracy nie dostaniesz". To tak jakby mówić "chodźmy wszyscy do tej restauracji, bo tam kolejek nie ma" :D
Przekonanie jakie powinniśmy wpajać młodym to bardziej coś w stylu - "rób to co lubisz i rób to dobrze, a kasa przyjdzie z czasem"

5

Jeszcze nie tak dawno pisaliście że jak ktoś nie pracuje najpóźniej od 2 roku studiów to marnuje te lata i obudzi się potem z ręką w nocniku. Przykro mi, ale nie da się mieć doświadczenia bez pracy.

2

Najlepiej wprowadzić płatne studia. Niekoniecznie płatne z góry za semestr. Niech będą płatne np w ratach rozłożonych na 5 lat, najpóźniej można zacząć spłacać 2 lata po obronie magistra, coś jak teraz kredyt studencki. I problem tysięcy magistrów bez pracy zniknie - nikt nie pójdzie na studia tylko po to, żeby mieć magistra, wybierając przy tym beznadziejny kierunek. Ludzie będą mieli motywację do nauki - a nie jak teraz, że jak go wywalą na 3 roku to w sumie nic sie nie stanie.

7

Znałem osobę, która:

  • studiowała dziennie kierunek nie oferowany na uczelniach prywatnych
  • pracowala by zarobić na utrzymanie się, rodzina nic jej nie dokładała

Taka osoba byłaby przez zakaz pracy poszkodowana, bo studia zaoczne pochłonełyby jeszcze więcej pieniędzy. Nie pracując nie utrzymałaby się.
Stypendia naukowe są dla najlepszych, do tego śmiesznie niskie, podwinie Ci się noga i żegnajcie studia. Na socjalne mogłaby się nie załapać, bo jednak rodzice jej z domu nie wyrzucili, tylko odmówili finansowania studiów.

Nie widzę problemu w tym, że ktoś pracuje, jeżeli naprawdę się uczy. Od tego są egzaminy, projekty, ćwiczenia i laboratoria, niech będą robione porządnie i weryfikują postępy studenta. Skoro student jest w stanie zdać bez chodzenia na uczelnię, to znaczy, że zajęcia niewiele wnoszą. Stąd już niedaleko do stwierdzenia, że pieniądze marnuje kadra uczelniana nieprofesjonalnie podchodząc do prowadzenia zajęć.

Zakaz pracy może nie zmienić podejścia studentów do zajęć na uczelni. Wątpię by był w stanie w jakikolwiek sposób uzdrowić polską edukację. Jedynie kadra na uczelni poczuje satysfakcję, że są w centrum uwagi, bo studenci nie mogą się skupiać na pracy ("Gotowi pomyśleć, że jesteśmy tu dla nich"). Od takie dowartościowanie leśnych dziadków.

0
vpiotr napisał(a):

Z drugiej strony zajęcia z pętli "for" powinny być po prostu zakończone egzaminem a sprawdzanie obecności to jakiś defekt systemu, w którym zastępuje się konkretne egzaminy wymogiem duposiedzenia.
Jeśli ktoś jest doświadczony dzięki nauce przed studiami to nie powinien być ciągany po salach jeśli nie ma takiej potrzeby.

Albo doktorzy z różnych wydziałów ABC, XYZ i Informatyki zostaną zwolnieni z uczelni, a na rynku w swoich specjalizacjach naukowych ABC i XYZ pracy nie znajdą albo wydziały ABC, XYZ będę jak do tej pory przyjmować po 300 studentów na pierwszy rok na kierunku "ABC i informatyki" i doktorzy ze specjalizacji XYZ, ABC utrzymają miejsca pracy na uczelni.

Doktorzy nauk ABC nie są głupsi od karpi, nie zagłosują za przyspieszeniem grudniowych świąt.
Studia informatyki na takich wydziałach to był, jest, będzie jeden przedmiot z programowania na rok, czasem jeden na semestr, reszta to tak zwane "Poszerzanie horyzontów umysłowych Studenta" albo "Bo Uniwersytet Wspaniały to nie szkoła zawodowa żebyśmy uczyli zawodu".

0

Oglądałem jakiś czas temu dokument o krajach arabskich - tam kształcą w większości inżynierów. Uczelni i kierunków gdzie są humaniści jest bardzo mało. To ma sens i podoba mi się.

0

Ja Tam nie wiem, ale jakby ktos mial czas na Mechanice Komputerowej, na polibudzie, jeszcze pracowac, to bylby prze total:-D

0

Ach wolność przez zakazy, piękny przykład dwójmyślenia.

6
vpiotr napisał(a):

Dla mnie to patologia że student 1-go czy drugiego roku idzie na full etat.
Owszem, jakieś prace dorywcze spokojnie może wykonywać, ale jak on ma się czegoś nauczyć jak wpadnie po 5-8h pracy do akademika czy na uczelnie?
Marnowanie naszej kasy. Produkcja niby-magistrów - ot co.

Z drugiej strony zajęcia z pętli "for" powinny być po prostu zakończone egzaminem a sprawdzanie obecności to jakiś defekt systemu, w którym zastępuje się konkretne egzaminy wymogiem duposiedzenia.
Jeśli ktoś jest doświadczony dzięki nauce przed studiami to nie powinien być ciągany po salach jeśli nie ma takiej potrzeby.

Czuje się publicznie obrażony dlatego aż musiałem coś napisać. Pracowałem, od wczesnych lat studenckich na full time, szybko awansowałem, i przebiłem średnią w naszym zawodzie, jednocześnie studiując dziennie. Ukończyłem studia, ze średnią 4.8 na PWr W4 - lepiej niż inni na moim roku. Notabene jeszcze zanim nawet nie zacząłem pisać inżynierki rekrutowałem na programistów, to przychodzili mgr inż. po studiach ze średnią 5.0 i wysypywał się na zapytaniu SQL, bo jak to źle skoro działa (Kartezjan po 6 tabelach ...), czy nie potrafił w ciągu pół dnia napisać prostego automatu komórkowego ... Ofc, ten gość to miała to być jego pierwsza praca, do tej pory "poświęcał się kształceniu"- ale chyba jakoś kiepsko mu poszło. Oceny mają się nijak to umiejętności w prawdziwym życiu, czy nawet akademickim, studiowanie, nijak nie wpływa na pracę, a praca nijak na naukę.

Jeśli była by korelacja nauka-praca jeśli chodzi o jakość jednego i drugiego tak samo można napisać, że imprezowanie powoduje, że studenci się nie uczą więc wprowadźmy zakaz wstępu do klubów dla studentów dziennych !

Dlaczego praca tak ludzi boli ? Bo zarabia się pieniądze i studiuje "za darmo" ? Marnowanie Twojej kasy? A z czego są opłacani wykładowcy i uczelnie ? No chyba z kasy którą dokładałem i dokładam do podatków, z kasy z podatków tych studentów. W zasadzie pracujący ma większe prawo studiować, bo bezpośrednio opłaca część wynagrodzenia wykładowcom.

Więcej zakazów, więcej regulacji !

Obecnie prowadzę swój kramik, ale chce iść na studia od października - też nie powinienem móc?

Niech każdy się odwali od innych i pozwoli żyć po swojemu - jeśli ktoś przez pracę, będzie kiepsko się uczył i wyjdzie półgłówek po studiach ( w co watpię, raczej ci pracujący prezentują lepszy poziom), to to jego sprawa i on ponosi konsekwencje, a nie jakieś wchodzenie ludziom w życie i zakazy.

Produkcja niby magistrów nie jest z powodu, że ludzie pracują, a z powodu, że na studia idą idioci, a jeszcze więksi idioci dają im zaliczenie i dyplom. Remedium jest szczelniejszy system ocen i weryfikacji wiedzy, żeby idioci nie ściągali z chomika kodu na 8051 napisanych w 2007 roku na PTM i zaliczali nawet nie rozumiejąc programu, ba tam to nawet spacje sie zgadzają w połowie grupy, a prowadzący ma to gdzieś.

Jakbym nie pracował to bym pewnie studiów nie skończył. Nie potrzeba systemów stypendialnych czy zakazów - mniej regulacji i zabierania kasy i nie będzie potrzeba jakiś zakazów, stypendiów i socjalów. Firmy i tak mają wewnętrzne procesy oceny wiedzy bo dyplomem można się co najwyżej podetrzeć i nie jest to wina pracujących studentów, a tego, że dyplomy rozdawane są jak ulotki na ulicy - co z tego, że jest dużo studentów - powinno być tak koszone, żeby tylko pewien poziom mógł skończyć, a co z tego, że 90% obleje - najwidoczniej się nie nadawali. Przez to, że są debile puszczani jest właśnie patologia, że dyplom polskiej uczelni państwowej, kiedyś o jakiejś renomie można włożyć pod kubek z kawą, żeby biurka nie zafajdać jak programujesz w parze w pracy...

2

a tak w ogóle to mówiłem aby programowanie było na licencję to nie...

0

Mozliwe, że prof. teskni za czasami (które znam tylko z opowiadań), ze obrona w katedrze to było wydarzenie. Kazdy kazdego kojarzył. Stosunek Mistrz-Uczeń. Bez pośpiechu. Nikomu się paliło po $$$ od pierwszego roku itp...

0

ja nie widzę nic złego w tym jak student informatyki, nieważne którego roku, na profilu programistycznym pracuje jako programista.

co innego jak ktoś poszedł na studia, ledwo sobie radzi i od razu, a po zakończonym wykładzie biegnie pracować do McDonalda...

1

Co jeśli ktoś będzie pracował na b2b, umowę o dzieło albo "na czarno"? Jak zamierzają to sprawdzić? :D

Głupie lewackie pomysły...

1

nie wprowadzą przecież tego, bo obcięliby wpływ z podatków do budżetu, dlatego między innymi podwyższają najniższe i wprowadzili minimalną stawkę UZ, pińcet plus same się nie sfinansuje ziomki ;)

0
lukas_gab napisał(a):

Ofc, ten gość to miała to być jego pierwsza praca, do tej pory "poświęcał się kształceniu"- ale chyba jakoś kiepsko mu poszło. Oceny mają się nijak to umiejętności w prawdziwym życiu, czy nawet akademickim, studiowanie, nijak nie wpływa na pracę, a praca nijak na naukę.

Więc czemu sam chwalisz się średnią? :P

Dlaczego praca tak ludzi boli ? Bo zarabia się pieniądze i studiuje "za darmo" ? Marnowanie Twojej kasy? A z czego są opłacani wykładowcy i uczelnie ? No chyba z kasy którą dokładałem i dokładam do podatków, z kasy z podatków tych studentów. W zasadzie pracujący ma większe prawo studiować, bo bezpośrednio opłaca część wynagrodzenia wykładowcom.

No raczej mikropodatki tych studentów pracujących w fast foodach nie wystarczyłyby na opłacenie ich studiów.

Niech każdy się odwali od innych i pozwoli żyć po swojemu - jeśli ktoś przez pracę, będzie kiepsko się uczył i wyjdzie półgłówek po studiach ( w co watpię, raczej ci pracujący prezentują lepszy poziom), to to jego sprawa i on ponosi konsekwencje, a nie jakieś wchodzenie ludziom w życie i zakazy.

Tu nie chodzi o przywalanie się do innych tylko o to, że jako kraj mamy problem. Z jednej strony z tysiącami nadmiernie wykształconych absolwentów nie mogących znaleźć pracy w zawodzie, z drugiej strony z tym, że to ich nadmierne wykształcenie jest właściwie bardzo marnej jakości.

Celem studiów jest nauka, nie zdobycie dyplomu. Jeśli komuś ZALEŻY na studiach, to sobie pracę organizuje tak, żeby mu nie kolidowała. Problem w tym, że obecnie ludzie, którzy poszli na studia dla papierka, same studia mają gdzieś czym utrudniają pracę kadry oraz życie tych, którzy chcą się uczyć. Po co to?

Tak przy okazji - nie wiem czy zauważyliście, ale Nowoczesna nawet nie jest u władzy. :D

0
somekind napisał(a):
lukas_gab napisał(a):

Ofc, ten gość to miała to być jego pierwsza praca, do tej pory "poświęcał się kształceniu"- ale chyba jakoś kiepsko mu poszło. Oceny mają się nijak to umiejętności w prawdziwym życiu, czy nawet akademickim, studiowanie, nijak nie wpływa na pracę, a praca nijak na naukę.

Więc czemu sam chwalisz się średnią? :P

Nie tyle chwale się tyle, co pokazuje, że średnia nie mówi o umiejętnościach, bo mając gorszą, posiadałem lepsze umiejętności niż ten 5-tkowy, a mimo pracy dałem rade osiągnąć pewien poziom na uczelnie według akademickich kryteriów, co podobno jest niemożliwe przez wymęczenie pracą.

Dlaczego praca tak ludzi boli ? Bo zarabia się pieniądze i studiuje "za darmo" ? Marnowanie Twojej kasy? A z czego są opłacani wykładowcy i uczelnie ? No chyba z kasy którą dokładałem i dokładam do podatków, z kasy z podatków tych studentów. W zasadzie pracujący ma większe prawo studiować, bo bezpośrednio opłaca część wynagrodzenia wykładowcom.

No raczej mikropodatki tych studentów pracujących w fast foodach nie wystarczyłyby na opłacenie ich studiów.

Tu się zgadzam, w zasadzie to nie myślałem, o takich osobach, raczej o specjalistach którzy płacą większe podatki niż pensja w fast foodzie w ciągu roku- w zasadzie nigdy nie przyszło mi do głowy, kształcąc się na Informatyka, szukać pracy, gdzie liczy się prędkość solenia frytek a szczytem ambicji, jest posiadanie karty do robienia zwrotów na kasie. Tutaj przyznaje racje, ale czy ten system nie ma dawać równych szans? Jeśli ktoś nie pracuje i może za darmo studiować, a ten co pracuje nie może to gdzie tu sprawiedliwość? W zasadzie, jak pracuje się ff, to zarabia się na życie (bo nie z zamiłowania), więc pewne ma się poziom taki jak ten co nie pracuje bo utrzymują go rodzice, lub gorszy, więc skoro ktoś musi martwić się, o byt i żeby mieć co na tyłek założyć, to dlaczego jeszcze mu utrudniać życie?

Niech każdy się odwali od innych i pozwoli żyć po swojemu - jeśli ktoś przez pracę, będzie kiepsko się uczył i wyjdzie półgłówek po studiach ( w co watpię, raczej ci pracujący prezentują lepszy poziom), to to jego sprawa i on ponosi konsekwencje, a nie jakieś wchodzenie ludziom w życie i zakazy.

Tu nie chodzi o przywalanie się do innych tylko o to, że jako kraj mamy problem. Z jednej strony z tysiącami nadmiernie wykształconych absolwentów nie mogących znaleźć pracy w zawodzie, z drugiej strony z tym, że to ich nadmierne wykształcenie jest właściwie bardzo marnej jakości.

Celem studiów jest nauka, nie zdobycie dyplomu. Jeśli komuś ZALEŻY na studiach, to sobie pracę organizuje tak, żeby mu nie kolidowała. Problem w tym, że obecnie ludzie, którzy poszli na studia dla papierka, same studia mają gdzieś czym utrudniają pracę kadry oraz życie tych, którzy chcą się uczyć. Po co to?

Tak przy okazji - nie wiem czy zauważyliście, ale Nowoczesna nawet nie jest u władzy. :D

Tu się zgadzam - problem, jest, ale rozwiązać go można, jeżeli faktycznie będziemy mieli ludzi wykształconych, bo na razie mamy papierki. Kurcze co za myślenie - nie jest problemem, ilość studiujących, tylko to, że mimo, braku wiedzy dostają talon na prace w McDonalds, z pieczątką jakiejś polibudy. To właśnie ta kadra akademicka powinna jednego z drugim uwalić, skoro nic nie potrafią, a nie utrudniać zdolnym naukę, bo potrzebują pracować, żeby mieć co zjeść. Konkretny system weryfikacji wiedzy - a nie, że ktoś po 3 latach potrafi powiedzieć na egzaminie, że IEEE745 zapewnia nieskończoną precyzje i zdaje ...

0
somekind napisał(a):

Z jednej strony z tysiącami nadmiernie wykształconych absolwentów nie mogących znaleźć pracy w zawodzie, z drugiej strony z tym, że to ich nadmierne wykształcenie jest właściwie bardzo marnej jakości.

To problem systemowy. Nie ma szkół zawodowych, w związku z tym ludzie ambitni, którzy chcą zdobyć dodatkowe kwalifikacje idą na studia, ponieważ nie mają innej alternatywy. Problem w tym, że na studiach ludzie zdobywają umiejętności, które nie są potrzebne na rynku pracy. Poza tym dyplom można zdobyć bez większego wysiłku, wystarczy cierpliwie "wychodzić" zaliczenie, ściągać albo komuś zapłacić za pomoc. W związku z tym pęd do wiedzy i/lub zdobywania dodatkowych kwalifikacji nie przekłada się na większe szanse na rynku pracy. Większe szanse na rynku pracy z pewnością mają absolwenci uczelni, którzy już podczas studiów zdobywali doświadczenie zawodowe.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1