Zapożyczanie słów z języka angielskiego. Jakie jest wasze ulubione?

0

Zauważyliście, że teraz powszechnie używane są słowa takie jak "meeting", "call" czy "interview". Szczególnie powszechne jest to u korpo ludków :) Niektóre słowa zastępują jednak słowa z języka polskiego. Nie jestem jakimś wielkim patriotą, ale co złego jest w używaniu słowa "kierunek" (np. podróży), zamiast słowa destynacja?

Oczywiście w technicznym slangu jest to szczególnie odczuwalne. I tak mamy "propertisy", "fildsy" itp itd ;)

0

w korpo wiadomo, rządzi się swoimi prawami, przy kwestiach technicznych czasami ciężko jest znaleźć polski odpowiednik i łatwiej po ang.
myślę, że nie ma w tym nic złego, chyba, że jest to pewien sposób dowartościowania się czy przynależności do elitarnego grona "ponglisza" często słyszane u naszych w UK, nawet na face ludzie po 3 miesiącach polskiego zapominają ;)

2

Dla mnie to objaw ograniczenia umysłowego. Kolo nie potrafi przetłumaczyć słowa, więc używa ponglisza. Tłumaczenie zdań z jednego języka na drugi zwykle wymaga czegoś więcej niż tylko tłumaczenia pojedynczych wyrazów, a więc czasem jest intelektualnym wyzwaniem (?). W innym przypadku to nie pojawiłoby się w repertuarze Monty Pythona.

Czasami ponglisz znacznie wypacza znaczenie słowa i tylko w wąskim gronie wiadomo o co chodzi. Np w naszym zespole słowo "utilisation" (w kontekście np limitów dla kontraktów walutowych) tłumaczy się jako "utylizacja". Poprawne tłumaczenie to "wykorzystanie", a "utylizacja" w języku polskim kojarzy się wyłącznie z odpadami.

0

Ja tam mówię o telekonferencji a nie callu a jestem korposzczurem ;) Co kto woli, mnie osobiście ten ponglisz drażni, ale jedno to myszka (toczno-kulkowe urządzenie wskazujące ;) ) interfejs (międzypysk, międzymordzie ;)), czy nawet "propertisy" (czyli coś co wpada do worka "żargon techniczny") a co innego "dżanuarowe rewenju efortu departamentu sejlowego" (potwierdzony autentyk z działu sprzedaży). "Destynacja" wpada oczywiście pod tę drugą kategorię.
Zresztą różne zapożyczenia pojawiają się w różnych miejscach i to jest dość normalne, byle bez przegięć ;).
W Niemczech np. z tego co widzę nie instnieje "interfejs użytkownika", jest "Bedienoberflaeche", czyli "warstwa użytkownika", ale już "abbrechen" ("anulować") jest wypierane przez "cancelln".

Zresztą zapożyczenia jak zapożyczenia, najbardziej to boli mnie zanik dopełniacza.

3

Wolę powiedzieć framework niż system szkieletowy i możecie mnie pozwać

1

Ah, aż mi się przypomniał pewien profesor z Katedry Sieci Komputerowych, który na egzaminie ustnym uwalił studenta tylko dlatego, że ten uparcie mówił "hub". Student doskonale znał definicję, ale zapytany o polską nazwę zrobił taką minę, jakby myślał, że "hub" to polska nazwa... Zabawne w tym wszystkim jest to, że jak pójdę do sklepu komputerowego i poproszę o "koncentrator", to sprzedawca zrobi głupią minę... #truestory

Ja uważam, że z językiem jest trochę jak z ubiorem. Ubiór dzielimy na cztery kategorie - swobodną, codzienną, formalną i wizytową. To, co uchodzi w kategorii swobodnej, nie uchodzi w sytuacji wizytowej i na odwrót (np. wypad na działkę w sukni balowej i w pełnej biżuterii byłby co najmniej dziwny).
I tak samo w języku. Gdy w obrębie mojego zespołu klepiemy bugi na deadline, to naprawdę ciężko, by ktoś się przejmował, że powiedziałam "breakpoint" zamiast "punkt zatrzymania". A gdy idę na spotkanie z ludźmi z poza IT, to w ogóle unikam używania słów technicznych. Na egzaminie u profesora wspomnianego wyżej dostałam 5,5, bo z wykładów pamiętałam, że zwraca na to uwagę. Język należy dostosować do odbiorcy. Gdy rozmawiasz z menelem spod piwnego to nawet warto dorzucić trochę przecinków na K i CH. Oczywiście to pod warunkiem, że twoim celem jest sprawna komunikacja ;)

0

@aurel: no wiadomo że przy break-pointach, debugowanie, deployowaniu itp itd takie słownictwo jest jak najbardziej ok, ale gdy ktoś do mnie wczoraj dzwonił i dziś mi mówił, że wczoraj na "kolu" ze mną coś tam, coś tam.... No kurde.... przecież rozmowy przez telefon istniały jeszcze przed corpo-crapem :)

0

przecież rozmowy przez telefon istniały jeszcze przed corpo-crapem :)

A punkty zatrzymania, odpluskwianie i wdrożenie nie istniało przed corpo-crapem? ;)

0

Destynacja to chyba akurat jest cel, a nie kierunek :).

Są na świecie ludzie, którzy używają takich słów dla szpanu - chociaż nie wiem w jaki sposób miałoby to ukazać ich wyższość w oczach innych. Niech sobie używają, jeżeli czują się z tym lepiej to co mnie to obchodzi :).
Ja natomiast jak mieszkałem za granicą wiele lat to faktycznie używałem takich słów dość automatycznie, głownie dlatego że mówiłem znacznie więcej po angielsku niż po polsku, po jakimś czasie zdarzało mi się że zdecydowanie łatwiej było mi znaleźć słówko angielskie niż polskie. Niektórzy krzywo się na mnie patrzyli, ale niespecjalnie mnie to ruszało. Po powrocie z emigracji problem stopniowo ustawał :).

1

Nie mam ulubionych, ale mam znienawidzone, szczególnie "randomowy" i "customowy" ;_;

0

W książkach zauważyłem, że nie mamy juz egzemplarzy książek, tylko kopie książek... tak jak sie stało z planem, teraz snuje się juz nie plany, ale mapy drogowe....

0

W ogóle nie boli mnie używanie zangielszczeń w korpo it mowie. Mogą być randomowe spotkania czy te ASAP. Oczywiście jak ktoś przesadza to też niefajnie ale lepsze to niż "zrób dwumlask na pliku".

To co mnie strasznie irytuje to wpychanie wszędzie słówek, zdań lub słowotwórstw po angielsku. Czekoladowe karme-love, grześki gofree (gofrowe), napis lt's hot! na kubku kawy, szapon "long repair", opisy produktów najpierw po angielsku, a niżej małymi literami po Polsku i tego typu zagrywki. Pytam się po co? Bo jak poznam parę słówek w języku USA to będę prawie amerykański? Jestem cool bo nie poparzę się hot coffe? Żenada.

Patriotą nie jestem, ale jakiś szacunek do języka mam. Taka gadka w korpo to ułatwienie, a to co wyprawia się w marketingu to sugestia że amerykańskie jest lepsze.

0

Polacy nie gęsi :)

0

Mnie nie irytuje. W sumie sam staram się używać angielskiego kiedy mogę :)

0
scibi92 napisał(a):

Mnie nie irytuje. W sumie sam staram się używać angielskiego kiedy mogę :)

Kod też tak piszesz, że mieszasz dwa języki ze sobą?

0
somekind napisał(a):

Kod też tak piszesz, że mieszasz dwa języki ze sobą?

Po co w kodzie polski?

0

No właśnie - po co?
Jeśli ktoś jest niechlujny w pisaniu/mówieniu normalnym językiem, to w kodzie pewno też. Ta heurystyka się sprawdza w jakichś 95%.

0

Mnie drażni używanie polskich odpowiedników anglojęzycznych terminów w zagadnieniach technicznych. Często są przekombinowane oraz sprawiają, że niektóre zagadnienia stają się trudniejsze do zrozumienia lub przekazania niż powinny być.

Z kolei korpo mowa drażni mnie kiedy słyszę ją na ulicy, natomiast w biurze zupełnie mi nie przeszkadza.

0

nie mam nic przeciwko o ile jest to uzyteczne i poprawia komunikacje. przykladowo 'call' jest krotkim i intuicyjnym zwrotem, a mowienie 'destynacja' w znaczeniu celu jest sztuczne i po prostu glupie ;)
z technicznych to na pewno powiem 'framework' czy 'breakpoint', ale w sumie niewiele wiecej (no ok, jescze 'randomowy' ;))
dawno nie pracowalam z polakami, pewnie bylo wiecej kwiatkow, na ta chwile przypominam sobie tylko pytanie ktore mi zadal kolega z teamu - 'jak moge handlowac z eksepszonem z drugiego treda?' :)

0
somekind napisał(a):
scibi92 napisał(a):

Mnie nie irytuje. W sumie sam staram się używać angielskiego kiedy mogę :)

Kod też tak piszesz, że mieszasz dwa języki ze sobą?

Nie, tak samo na ogół nie mówię fragmentów zdań po polsku tylko walę cale zdania :) Ale są też słowa ktorych po prostu na polski nie przetlumacze np. framework.

0
Adam Boduch napisał(a):

co złego jest w używaniu słowa "kierunek" (np. podróży), zamiast słowa destynacja?

Destynacja to jest stare słowo, i nie z angielskiego tylko z łaciny.

http://sjp.pwn.pl/doroszewski/destynacja;5420506.html

Po raz pierwszy spotkałem się z tym słowem w Wiedźminie Sapkowskiego, na długo zanim stało się (na powrót) modne.

1

Ulubionego nie mam, ale mam znienawidzone: "skonfundowany" :|

0

@Azarien @shagrin ja się tylko zastanawiam czy te "konfuzje" inne "destynacje" przeżywają drugą młodość (bo oba w naszym języku funkcjonują/funkcjnowały) z racji np. wzrostu popularności Wiedźmina, czy bardziej przez "wtórne" ich zapożyczenie z "inglisza". Bo obecność tych słów w literaturze nie dziwi. Jakby używała ich moja prababcia też bym nie był zaskoczony. Ale dzisiejsze korposzczury? ;)

0

Językoznawcy nie załamują rąk nad zapożyczeniami z języka angielskiego, bo wiedzą, że obecna polszczyzna składa się prawie wyłącznie z zapożyczeń. Może nie są to świeże zapożyczenia. Większość z nich pochodzi z czasów, których nawet pradziadowie nie pamiętają. Te słowa już tak nam wrosły w słowniki, że trudno czasem uwierzyć, że taka “herbata” jest zapożyczeniem. Mamy tysiące zapożyczeń z angielskiego, tysiące z francuskiego, tysiące z niemieckiego, greckiego czy z łaciny. Ba, przeciętnemu grammar-nazi trudno będzie wskazać w pełni “polskie” słowo, które powstało nad Wisłą, bo jakiś Lech na nie wpadł ot tak, patrząc w złote zboże i popijając wódkę. Tak przy okazji, wódkę nazywano kiedyś okowitą. Okowita zaś pochodziła od łacińskiego “aqua vita” czyli “woda życia”.
http://segritta.pl/dlaczego-prawdziwi-znawcy-jezyka-nie-poprawiaja-innych/

0

jest jesze inny trend dziejowy np. słowo ksero pochodzi od firmy Xerox bo były to pierwsze kopiarki dostępne szeroko na rynku. W niektórych miejscach do dziś ludzie tankują na CPNach (cepeenach)

0

Tyle tylko, że zapożyczenie nie musi być od razu potworkiem językowym, który jest zapisywany w połowie po polsku, w połowie po angielsku ze zbitkami głoskowymi nienaturalnymi dla języka polskiego.
Dobrze też, jeśli zapożyczenie ma sens, czyli opisuje coś, co jeszcze nie ma swojego polskiego odpowiednika albo pozwala nazwać coś jednym słowem zamiast całym zwrotem.

A najgorsze i tak jest redefiniowanie istniejących słów, np.: "projekt", "funkcjonalność", "dedykowany", "adresować". Gdy słyszę osobę mówiącą o "dedykowanym oprogramowaniu", "nowej funkcjonalności" i "adresowaniu problemu" jasne dla mnie jest, że ona ani polskiego ani angielskiego dobrze nie zna. Pewno jakiś Hindus. ;)

2

Jeśli chodzi o angielski, to nie postrzegam go jako coś bardzo prestiżowego. Jest dla mnie narzędziem pracy, ale w życiu codziennym unikam zbędnych zapożyczeń.

0
cw napisał(a):

jest jesze inny trend dziejowy np. słowo ksero pochodzi od firmy Xerox bo były to pierwsze kopiarki dostępne szeroko na rynku.

Tutaj akurat jest szczególnie zabawnie.

Najpierw były fotokopie.

Potem opracowano technikę tworzenia kserokopii, czyli fotokopii suchych (z greckiego ksero = suchy). W odróżnieniu od konwencjonalnych fotokopii, nie wymagały żadnych kąpieli chemicznych. Nikt tego słowa nie używał, poza wąskim gronem specjalistów z branży, ale to nie szkodzi.

Potem powstała firma która zajmowała się między innymi produkcją urządzeń do suchego fotokopiowania. Ktoś odgrzebał niszowe określenie, i na jego bazie wymyślił nazwę przedsiębiorstwa - Xerox.

Znacznie później do Polski dotarły pierwsze kopiarki. Akurat tak się składa, że najpopularniejsze były te produkowane przez Xeroxa. A ludzie, widząc napis Xerox na maszynie, zaczęli ją nazywać Xero/Ksero...

Nie zmienia to jednak faktu, że choć do języka potocznego "kserokopia" przeniknęła za pośrednictwem nazwy firmy, to samo słowo jest starsze, niż ta firma.

1

Wracając zaś do pierwotnego tematu wątku - właśnie kolega w sąsiednim pokoju krzyknął:

"Puszłem!"

na co inny odpowiedział:

"Pulłem! Dzięki!"

:)

A moje ulubione określenie to "Mendejsy"...

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1