Niczego się nie uczę na studiach

2
Shalom napisał(a):

No to po co w ogóle ten wykładowca, skoro z góry zakładacie, że gość ma totalnie wszystko robić sam?

@ToTomki:

  1. Żeby pokazać czego można się uczyć ale to student wybiera tematy które go interesują mniej (i tylko je zaliczy) i takie które interesują go bardziej (i np. zrobi z nich później prace dyplomową, publikacje czy specjalizacje).
  2. Żebyś mógł przyjść i spytać o coś jeśli masz problem
  3. Żeby ktoś sprawdził czy zrozumiałeś zagadnienie (np. sprawdzając twoje zadania czy projekty)
  1. Niestety, przeważnie to nie student wybiera wykładowców i przeważnie nie ma się uniknąć zasiedzianych na stanowskiach leśnych dziadków. W rezultacie często bywa tak, że nie mam nawet kiedy skupiać się na tym interesującym mnie temacie, bo na przedmiocie, który mnie nie interesuje prowadzący robi jakiegoś killera, albo zmusza do robienia projektu w jakiejś porąbanej objętości (a że temat, jak się rzekło, mnie nie interesuje, więc i przyswajanie jest tym gorsze). Stary problem tego, że każdy prowadzący uważa, że jego przedmiot jest najważniejszy.
  2. Kiedyś to był faktycznie argument, na uniwersytety uczęszczało się by mieć kontakt z badaczami i umysłami i móc z nimi współpracować. W dzisiejszych czasach to się zdezaktualizowało, dzięki Internetowi każdy może mieć kontakt ze śmietanką intelektualną całego świata, a nie tylko swojej lokalnej politechniki, do której ma dostęp. Jest od groma for i portali, gdzie się można pytać, łącznie ze StackOverflow i MathOverflow, często dostając lepszą odpowiedź niż od tego nieszczęsnego doktorem osobiście (który to może na przykład jest doktorem tylko z tytułu bo zatrzymał się w rozwoju 20 lat temu po ukończeniu swoich badań i teraz tylko trzyma się swojego stołka, bo w biznesie by nie dał rady). Dostęp do źródeł, książek i materiałów również jest nieporównywalnie łatwiejszy niż kiedyś.
  3. To po co w ogóle wykłady po co laboratoria? Po co marnować czas ludzi, skoro i tak mają się uczyć sami...? Niech w takim razie będzie tylko ocenianie, niech na początku zdefiniuje się zakres i potem weryfikuje wyniki. A nie, że obecność na labkach obowiązkowa, a na wykładzie pożądana (bo leci jakaś lista albo coś podobnego).
0

@Shalom: @katakrowa
Czy nie jest przypadkiem tak, że ten mityczny "kontakt" z wykładowcą nie był tak naprawdę kontaktem z innymi STUDENTAMI?

0

Nic to i tak wiele.

Załóżmy, że chcesz sobie zrobić jakiś parser konkretnego formatu, to jak nigdy wcześniej tego nie robiłeś, to nie da się obejść bez poszukania informacji jak ten konkretny format jest zbudowany.
Nawet dobry programista musi korzystać z internetu, albo innych źródeł informacji.

Pierwszy raz widzisz jakiś framework to też musisz w dokumentację się zapuścić.

Jak niskopoziomowo chciałbyś poprogramować, to też dokumentacja procesora, intela, arm, avr.
Nawet elementy elektroniczne wymagają data scheets.

Wykładowcy często dają zadania dla ludzi, nie robotów.
Dlatego są bardziej ogólne, nie ma instrukcji 1:1 jak ma to wyglądać i nie ma też jednego rozwiązania.

Jak pisać dobrze kod to tak nie wygląda.
Bardziej programowanie wygląda jak problem optymalizacyjny np. TSP, najpierw znajdujesz jakieś rozwiązanie po prostu żeby działało, a potem optymalizujesz, znajdujesz lepsze rozwiązanie, nigdy nie znajdziesz najlepszego jak to jest bardzo trudny problem.
Jak kolonia mrówek próbująca znaleźć najkrótszą drogę.
Świat nie jest taki nudny, że jest tylko jedno rozwiązanie dobre i koniec.
Każde rozwiązanie jest rozwiązaniem jako takim dobrym, lecz pod pewnymi względami lepszymi gorszymi, np. większe zużycie pamięci w zamian za szybsze wykonanie.
Wolna kompresja, lecz za to szybka dekompresja, zawsze jest jakiś deal.

Zwykle kierujesz się różnymi ocenami, złożonością obliczeniową, pamięciową, tworzeniem kodu czystego w tym sensie, że postrzegasz go jako ładny, obiekty dobrze po nazywane i nawet nowa osoba widząc kod jest w stanie powiedzieć co ona wykonuje.

2

Studia przede wszystkim uczą samodzielności i kombinowania oraz pokazują pewne ścieżki związane z daną dziedziną. Jak to bywa w polskiej edukacji, znaczny % wiedzy przekazywanej w szkole jest po prostu bezużyteczny i nie przełoży się jakąkolwiek wartość w późniejszym życiu (Zbyt okrojony materiał, mało praktyczne rzeczy itp.). Studia nie zrobią z człowieka programisty, czy architekta dopóki ten nie zacznie sam na to pracować poprzez praktykę. Jak to mówi przysłowie, jeszcze żaden górnik nie nauczył się kopać węgla przez teorie :)

2
ledi12 napisał(a):

[...] Jak to bywa w polskiej edukacji, znaczny % wiedzy przekazywanej w szkole jest po prostu bezużyteczny i nie przełoży się jakąkolwiek wartość w późniejszym życiu (Zbyt okrojony materiał, mało praktyczne rzeczy itp.).

Tu się mylisz i to aż dwa razy. :)

  1. W niepolskiej edukacji jest całkiem podobnie.
  2. Nie wiem, co znaczy u Ciebie "znaczny", ale "bezużyteczny" to nie to samo, co "mało praktyczne rzeczy" -- rzeczy niepraktyczne (których się uczymy) przekładają się na różne wartości praktyczne w życiu, bo uczą myślenia, dają szerszy ogląd itp...

PS. Ale oczywiście, są w naszej edukacji rzeczy "bezużyteczne" nawet w mojej szerszej definicji...

4

znaczny % wiedzy przekazywanej w szkole jest po prostu bezużyteczny

@ledi12: Bo to edukacja ogólnokształąca? o_O Przyszłemu lekarzowi przyda się chemia i biologia a historia czy geografia będzie "bezużyteczna", ale przyszłemu archeologowi pewnie odwrotnie. Na studiach nie jest lepiej, bo po takiej informatyce można robić dziesiątki różnych rzeczy. Jeden zostanie sieciowcem, inny adminem, inny programistą, inny naukowcem. Z punktu widzenia każdego z nich "bezpośrednio przydatne" będzie tylko kilka % całego syllabusa, tylko co niby z tego wynika?

0

@Shalom: nie widziałem ostatnio żadnych głośnych ofert pracy dla archeologów :]

3

Tak ta szkoła jest ogólnokształcąca i dlatego uczy się ludzi pierdół a nie na przykład efektywnej nauki.
To ma sens, niech wkuja zdają i zapomną bo po co uczyć technik pamięci i szybkiego czytania żeby uczeń mógł samemu znaleźć informacje, zweryfikować i się nauczyć xD

0

jak tu bylo pisane czasem lepiej zrobic specjalizacje po podstawowce ;-)

1

W Wolsce studiowanie to:
Poznawanie siebie, odkrywanie nowych perspektyw, kreowanie siebie, poszerzanie horyzontów, bycie coraz mądrzejszym, poznawanie ludzi, budowanie silnych więzi, budowanie kontaktów zawodowych/biznesowych, imprezowanie i zabawa.

Jest to oczywiście takie [CIACH!]. Leśne dziadki wykładają jakieś g**no i trzeba się z nimi użerać, a przez pozostały czas imprezujesz w akademiku. Jeżeli chcesz rzeczywiście zdobyć jakieś umiejętności praktyczne, to albo sam się nauczysz albo idź na jakąś dobrą prywatną uczelnię np. PJATK gdzie zajęcia są bardziej praktyczne i jest mniej leśnych dziadków.

4

To i może ja dorzucę swoje trzy grosze, zwłaszcza że @MisiekNaLuzie podjął temat zagranicznych uczelni i chciałbym się do tego odnieść. Wydaje mi się, że mam całkiem spore doświadczenie w studiowaniu i mogę coś na ten temat powiedzieć

  • Zrobiłem inż. i mgr na PW, w dziedzinie na pograniczu IT, modelowania 3D (te wszystkie CADy/CAMy, CAE). Pierwsze studia na które poszedłem tylko dlatego, bo nie wiedziałem co chcę robić i PW wydawało się rozsądne na zasadzie "jak się nie uda z modelowaniem w 3d, to przynajmniej będe miał papier z PW to gdzię robotę znajdę"

  • Półroczne na studia na T/UE - holenderska polibuda, dość wysoko w rankingach europejskich technicznych uczelni (Eindhoven University of Technology(102nd in the world, 35th in Europe) - info z jakiegoś tam pierwszego, lepszego rankingu). Różnicą między studiowaniem tam a na PW - bardzo duża. Tak jak pisał @MisiekNaLuzie, samo podejście do studenta na zasadzie partnerstwa. Żadne wejściówki/zejściówki, żadne kolokwia, tylko i wyłącznie projekty (tylko w zespołach) - mimo że byliśmy zza granicy, i tak projekty robiliśmy w oparciu o praktykę np. na 2 miesiące pracowaliśmy w DAFie (ciężarówki), zbieraliśmy dane, jakieś prezentacje itp. Normalka. Nikt tam nie musiał prowadzić nikogo za rękę, nikt nie musiał specjalnie komuś czegoś pokazywać, studiowanie tam to przywilej. Nie chesz studiować, nikt Cie na siłę nie trzyma. Chcesz zdać tylko żeby mieć papier? Dasz radę, trzeba spiąć dupę na egzaminach, ale można. Tylko po co? Wykładowcy widzą kto chce się uczyć, kto ma coś ciekawego do powiedzenia. Na początku wykładów, trochę się krępowaliśmy odzywać na tle innych studentów, ale pod koniec każdy chciał coś powiedzieć, tylko pokzać że też mamy coś do powiedzenia, że dany temat nas zaciekawił. Nikt nie traktował tego jako przedmiotów do "zdania" i tyle, tylko każdy rzeczywiście chciał uczestniczyć w dyskusji. To co mnie w ogóle rozbroiło to egzaminy - na egzaminach nikt z wykładowców ani doktórów nas nie pilnował. Na sali byli emeryci, którzy "pilnują" studentów, bo taka tam jest forma zaliczeń. Ci emeryci są zapraszani przez uczelnie, coś tam sobie dorobią, a przy okazji czują że są dalej potrzebni. Owszem, polski student by powiedział, że super, żaden dziadek go nie upilnuje, łatwy egzamin bo można ściągnąć. Tylko ponownie - tam ściąganie i przez to zaliczenie przedmiotów na 100% to żaden sukces. Tam się po prostu tego nie robi : )

  • Podyplomowe IT na PW, teraz inżynier na WIT - te studia już robię sam z siebie i dla siebie, bo chce, bo pracuję w IT, bo tutaj chce się rozwijać. Nie interesuje mnie, że dany wykładowca nie potrafi przekazać jakiegoś materiału - jeżeli coś mnie interesuje to szukam sam w Internecie po zajęciach, sam zgłębiam temat. Kompletnie inne podejście do studiowania niż na pierwszych studiach na PW.

Co chce przez to powiedzieć. Zgadzam się z postami w zasadzie wszystkich tutaj - na studiach nikt nikogo nie powinien prowadzić za rękę. Studia to nie szkoła średnia - nie trzeba ich skończyć. Studiować powinno się dla siebie i samemu zagłębiać w dane tematy. Natomiast ja tę wiedzę dopiero zdobyłem po pewnym czasie, po skończeniu kilku kierunków i uczelni : ) Gdzie dzieciak, 19 lat, który nigdy nie widział jak studiowanie wygląda, co go w zasadzie może zaintersować, a co nie ma podjąć decyzję na resztę swojego życia, nonsens. Mi się udało, ale nie powiem że to wszystko świadome wybory, myślę że miałem również sporo szczęścia.

Natomiat podejście wykładowców na polskich uczelniach (nie wszystkichj) to temat rzeka. W Polsce niestety tak jak inni wspomnieli, wykładowcy nie są idealni - stare metody nauczania, stare materiały, podejście prawie że na zasadzie "Pan i sługa". Tu chyba tylko gruntowna zmiana całego systemu nauczania, przyznawania tych puktów itp. mogła by coś dać. I mimo, że np. teraz studiuję prywatnie, na uczelni która nie jest może jakąś topową, to wynoszę więcej niż jak studiowałem na topowej, technicznej uczelni w Polsce. Tylko dlatego, że zrozumiałem na czym tak naprawdę polega studiowanie :D

3

Ukończenie dobrych studiów niczego nie gwarantuje, jednak sporo ułatwia.

Podobnie bycie przystojnym, wysokim, facetem z bogatego domu nie gwarantuje w życiu sukcesu, jednak mocno w życiu pomaga.

Jakim się rodzimy, w bogatej czy biednej rodzinie, na to nie mamy wpływu.
Ale etap studiów to już taki czas, kiedy pełnoletni facet może wziąć sprawy w swoje ręce i swojemu losowi pomów. Skorzysta z tej szansy albo nie -życie i tak potoczy się dalej, niezależnie co młody facet zrobi.

Życie daje wiele szans, jednym już przy narodzinach, inni muszą się bardziej postarać. Skorzystają albo będą marudzić, że "to i tamto jest bez sensu".

1

@MatD: czyli mentalnie jesteśmy 100 lat za Holendrami. bardzo ciekawe jest to co napisałeś.

1

@3l3ctric_philip: No takie można odnieść wrażenie. Ale to nie tylko w sferze uczelnianej. Musiałem na te pól roku zarejestrować się w urzędzie jako expat, żeby móc chociażby iść na te "praktyki" do DAFa i żeby nie skłamać, cała wizyta zajęła mi 15 min w Ratuszu. 15 min na załatwienie wszystko, nie wspominając o tym, że po angielsku gadają tam wszyscy. W Polsce ostatnio załatwiałem papiery dla syna, który mi się niedawno urodził, czy inne proste rzeczy i każda wizyta to jednak powrót do średniowiecza ^^

Z drugiej strony, na pewno na plus dla Polski - szczerze bałem się o swój poziom tam, ogólnie angielskiego, zaplecza technicznego itp. Koniec końców, egzaminy i projekty skończyłem jako jeden z lepszych - chce przez to powiedzieć, że polskie uczelnie jakie by nie były surowe, czy przez stary materiał, czy przez dziwnych wykładowców, to jednak zmuszają również do pewnego zawzięcia i samozaparcia, co może wpływa akurat dobrze na rozwój naszych szarych komórek :P Oczywiście przynajmniej dla tych którzy chcą ^^ I też można odnieść takie wrażenie, że holendrzy mają raczej wysokie mniemanie o polakach tam przyjeżdząjących, i wykładowcy i studenci, gdyż na wymianę jeździ tam sporo naszych rodaków i znaczna większość to raczej naprawdę łebscy goście. Zdecydowanie zostawiają po sobie dobre wrażenie.

0
Pixello napisał(a):

i pokazywanie tutoriali pisanych przez gimnazjalistów "A na medium tak robią to czemu my nie możemy :P"

OK, przykład z real life, tzn, obciach dla mnie, ale whatever W ramach ciekawostki:

Po pierwsze, przepraszam użytkowników, jak i moderatorów, za lekki off top. Nie umieszczam tego w komentarzu, ponieważ nie wystarcza tam miejsca. Jak coś jest nie w porządku, to usuwać i spoko - rozumiem. Ale tak to:

Sytuacja miała miejsce w zeszłym roku kalendarzowym. Miałem taki przedmiot, nic wielkiego, co wymagał lekkich sprawozdań. Akurat temat związany z bramkami logicznymi. Mogłem to napisać z pamięci, nie, że jestem taki świetny z tematu, tylko, że temat bardzo łatwy. No, ale są wymogi - muszą być źródła. A więc mimo napisanej z miejsca pracy, szukam - i znalazłem. Wsio fajnie opisane jak w temacie. Pisze więc prace, gdzieniegdzie na siłę parafrazuje co znalazłem na necie. Przychodzi moment podawani źródeł. No więc wpisuje: Bartosz <cenzura>, Robert <cenzura>, klasa szósta szkoły podstawowej w Krakowie (wcześniej nie widziałem, kto jest autorem pracy źródłowej, a dzieciaki na jakiś konkurs ją zrobiły) ....nie oddałem tej pracy....

2

To może i ja dodam jedną anegdotę: skończyłem studia w Polsce, całkiem niezłe moim zdaniem. Jako, że miałem ochotę, by mnie ktoś trochę poprowadził za rękę w nowym kierunku, zapisałem się pandemicznie na studia online, w Irlandii. Nie ma żadnych egzaminów, za to piszemy dużo raportów, projektów, itp. Całkiem mi się podoba, więc wziąłem sobie przedmiot z budowy kompilatorów - dla rozluźnienia, bo profiluję się w innym kierunku. No i anegdota: w 2/3 semestru pisze do mnie delikwent z prośbą o udostępnienie (odpłatnie, itp, itd) kodu źródłowego, bo on jakoś się pogubił. Nazwisko: ....owski.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1