@TheLearner:
Wiesz, widziałem tysiące studentów i większość z nich udawało się na początku zmanipulować, że kurs na studiach jest bardzo dobry, a oni tego nie rozumieją, bo: "studia to nie zawodówka", "inżynier musi umieć matematykę", "studia mają nauczyć samodzielności", "studia mają nauczyć myślenia, a nie rozwiązań" itp.
Wszyscy młodzi ludzie w to wierzą, bo narzucono im taką ramę - akademik mówi -> student słucha.
Później część osób zderza się z rynkiem, dostrzega, że 1 rok pracy zawodowej dał im więcej niż studia i są dwie reakcję:
a. Rachonalizacja 3-5 lat i wmawianie sobie, że to było potrzebne, bo "studia to nie zawodówka", "inżynier musi umieć matematykę"...
b. Krytyczna ocena kursu na studiach i uświadomienie sobie, że chociaż niektóre elementy się przydają, to za te pieniądze i przy tych zasobach można było to zrobić 20x lepiej.
Sporo słucham prelekcji pracowników Google i tam mają takie powiedzenie, że o sukcesie nie decydują ludzie, tylko procedury.
Ludzie zawsze są różni - zdarzy się zapalony adiunkt, który zawsze chciał być nauczycielem i ma tym pasje, zdarzy się profesor z chorobliwym ego, gnębiący studentów i nieskory do jakiejkolwiek zmiany.
To co decyduje o sukcesie to procedure, a te na studiach publicznych są złe na tak wielu poziomach, że można o tym napisać książkę.
Żeby nie winić tylko nauczycieli, to powiem jeszcze taką zabawną rzecz o studentach "darmowych" studiów.
Jak coś jest za darmo to się tego nie ceni.
Kiedyś prowadziłem komercyjnie zajęcia, które kosztowały kupę kasy.
Kursanci przychodzili punktualnie, trzeźwi, z zapałem do pracy. Wszystko notowali, o wszystko dopytywali, a po wszystkim byli mega zadowoleni.
Jako młody idealista pomyślałem, że ten sam kurs poprowadzę za darmo dla studentów, przyszły 4 osoby i nawet nie wzięły nic do notowania. Pomyślałem, że może mają już za dużo zajęć. Rok chodziłem za dziekanem, żeby pozwolił mi wdrożyć ten program na zajęciach. Nie do końca się udało, trochę nagiąłem przepisy i koniec końców prowadziłem ten sam kurs na zajęciach.
Co ciekawe morale było o 180 stopni inne niż na płatnym kursie. Studenci się spóźniali, przychodzili nieprzygotowani, przeglądali kwejka w trakcie zajęć itp.
Nauczyło mnie to jednego - ludzie nie doceniają rzeczy darmowych.
Już gdzieś indziej pisałem, że mój brat jest dość wysoko postawionym lekarzem. Pamiętam jak kiedyś zaczepiła nas na ulicy jedna kobieta i opowiadała, że zbiera srylion złotych na operację jakiejś dziewczynki. Mój brat się zaangażował (bo to była jego specjalizacja), powiedział że jest lekarzem na kierowniczym stanowisku i może przyjąć i przeprowadzić u siebie taką operację i że ma najlepszych fachowców i wszystko będzie na NFZ. Zdobył numer telefonu i nawet wydzwaniał do tej kobiety i tłumaczył jej, że ma świetny personel i że mają świetną skuteczność takich operacji (operacja kręgosłupa). Kobieta nie była zainteresowana, bo wierzyła, że za pieniądze i tak będzie lepiej.
Z resztą, zastanówcie się jaka jest reakcja, jak studenci się dowiadują, że jest jakiś dzień wolny od zajęć, albo że jakiś egzamin jest prosty i można się nie uczyć. Z mojego doświadczenia w 95% przypadków jest to fala radości. Nonsens.