Uniwersytet czy politechnika anno domini 2020 (a tak naprawdę która uczelnia w Polsce/UE)

0

Cześć
Wiem, że takie te tematy już kiedyś były, ale jestem zainteresowany aktualnym statusem poziomu oraz przekroju materiału uczelni. Zastanawiam się pod kątem rodziny, sam jestem magistrem od dłuższego czasu(4 lata).

Nie jest to temat o tym, że na studiach trzeba samemu się starać, iść na dobry staż, robić projekty, zgarniać znajomości, koła naukowe, erazmusy, samodzielność itp itd ad nauseam. "Samemu Cię wszystkiego nie nauczą" to też truizm, jednak wolałbym żeby oszczędzić rodzinie zasobów, które ja poświęcałem na użeranie się z kadrą, i beznadziejnymi wykładami/laborkami, czas nie jest z gumy. Czas jest drogocenny w życiu. Przynajmniej dla mnie.

Kiedyś z "diamentowym indeksem", jako olimpijczyk mat/inf/fiz, wybrałem te słynne niby prestiżowe studia na 'najlepszym' wydziale AGH(akademia, materiałem IT przypomina politechnike). Wybierałem w ciemno, nikt z mojej prowincji się na tym nie znał, w rodzinie też nie. Ładne miasto pomyślałem, duże miasteczko studenckie, czemu nie.

Kilka moich obserwacji:

  • przestarzały sprzęt oraz technologie(Ada, Pascal, C++ jeszcze na symfoni/pasji)
  • prowadzący o często niskiej kulturze osobistej. Studenci zresztą też, ale może to był efekt narzuconej konkurencji z następnego punktu.
  • 30% odsiewali po 1 roku. Zawsze. Taka niespodzianka, IMO niesprawiedliwa bo nie każdy się na to pisał.
  • dużo bzdurnych przedmiotów 'drutów'. coś tam podłączysz z zespołem, napiszesz raport, miesiąc po semestrze nic nie pamiętasz. Nikomu się ta wiedza nie przyda, nawet za 20 lat. Bo jest zwyczajnie tego za mało. Są studia np elektronika i telekomunikacja. Tam naprawdę traktują to poważnie, a nie w charakterze zabawki.
  • wykładowcy, którzy piszą bibliografie kredą na tablicy przez godzine. Nie umieją dobrać narzędzi do wykładu, o projektorze to chyba część nie słyszała
  • druga informatyka(stosowana) z wydziału jeszcze zabawniejsza, bo jest mnóstwo przedmiotów z automatyki, przetwarzania sygnałów, grafiki, wszystko ale do niczego, zamiast dać solidne podstawy z algorytmiki chociażby(albo tego co kogoś interesuje). Zero obieraków, co śmieszy zważywszy na charakter hybrydowy. Jak już dajecie ludziom taki wachlarz to dajcie wybór czy chcą iść w informatyke przemysłową, medyczną czy inną, przed magistrem.
  • studenci/ absolwenci są niezwykle ambitni, co na pewno buduje status uczelni. Po ukończeniu odzywają się z ankietami czy mamy prace itp.
  • po samych studiach u części występuje syndrom sztokholmski, albo po prostu żenująca duma, "Zobacz Mati, my musieliśmy przez to przejść, jak komandosi, następni też muszą, bo jak nie to [insert slippery slope argument]" No cóż, niektórzy po podniesieniu standardu i kapitału miru domowego o dwa oczka świata nie widzą.
  • średni poziom języków obcych na najwyższych grupach, jak na światowy zawód

!!!!ATENTION
Nie chcę wywoływać tutaj flamu, o wyższości studiów nad samoukami/bootcampem i vice versa. Czy też dyskusji nad semantyką czy też dyskusji światopoglądowej czy studia mają być ciężkie czy pobłażliwe, prywatne czy nie, gdzie idą nasze podatki itp itd. I od czego są studia, bo to jest kwestia indywidualnego podejścia.

Pochwalcie się uczelniami, gdzie naprawdę warto posłać ambitnego i zdolnego studenta, gdzie jest kapitał w rodzinie i nie musi pracować podczas studiów/przed studiami. Nie po to żeby załapać pracę w dużym środowisku zagłębia IT, i czerpać inne korzyści z faktu bycia studentem. Tylko żeby wynieść jak najwięcej przez te 5 lat, nie tylko na stażu/we własnym zakresie po kiepskich zajęciach. A nie siedzieć na wykładzie z dziadkiem który skrobie coś kredą, po to żeby wbić się w dobre środowisko i rynek.

Nie chodzi mi też o dychotomie: przydatne w klepaniu CRUDów, nie przydatne. low level czy high- level. Chodzi mi raczej o to, że robiąc coś należy robić to dobrze, jak samuraj. I żeby to było jeszcze koherentne.

Bedąc w Krakowie nie spotkałem się z opiniami żeby PK był rażąco lepszy od tego co spotkałem na AGH. Więc raczej spoglądam na inne miasta. Wrocław, 3City, Warszawa? Ktoś. coś? UJ?

0

Akademia Górniczo-Hutnicza to uniwersytet (dokładniej: uniwerytet techniczny), a nie politechnika.

1
Brickcloak napisał(a):

Akademia Górniczo-Hutnicza to uniwersytet (dokładniej: uniwersytet techniczny), a nie politechnika.

Politechnika krakowska == Cracow University of Technology

to jest jedno i to samo

1

@neves
Nie do końca. Stara ustawa o szkolnictwie wyższym (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170002183/T/D20172183L.pdf) definiowała pojęcia uniwersytetu, uniwersytetu technicznego, politechniki i akademii wraz z kryteriami (strona 9). AGH samo o sobie pisze jako o uniwersytecie technicznym (https://www.agh.edu.pl/uczelnia/). Ustawa z 20 lipca 2018 (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20180001668/T/D20181668L.pdf) definiuje już tylko pojęcia politechniki, uniwersytetu i akademii (strona 4). Z poprzedniej ustawy wynikało, że każdy uniwersytet techniczny to politechnika, ale nie każda politechnika to uniwersytet techniczny.

@Edit
Wycofuję się z poprzedniego komentarza. Ten jest bliżej prawdy.

1

Studia to przede wszystkim:
-obycie w dużym mieście i ciekawym środowisku
-możliwość zdobycia wiedzy z różnych dziedzin, dzięki czemu możemy pokierować swoje tory na najciekawszą dla nas ścieżkę
-możliwość poznania ludzi z różnych miast (a czasem nawet krajów), wymiana doświadczeń
-Koła Naukowe
-wyjazdy studenckie
-konferencje dla studentów
-krakowskie uczelnie (UJ, PK, AGH, UEK) mają (moim zdaniem) szeroko zakrojoną współpracę z branżą i dużo łatwiej załapać się na staż, praktyki, są targi pracy, są prelegenci z firm, którzy prowadzą gościnnie zajęcia na uczelni, są goście zza granicy
-korporacje w większości przypadków wymagają "wykształcenia wyższego, technicznego (informatyka, lub pokrewne)"

Minusy:
-zajmuje to sporo czasu
-jak łączysz pracę ze studiami dziennymi to bywasz poirytowany, bo czasem trzeba wyjść wcześniej z pracy, napisać kolokwium, czasem masz 1 zajęcia w ciągu dnia akurat o 12:00

Jeżeli ktoś oczekuje od studiów, że nauczy się być dobrym programistą, to się rozczaruje. Ale czy lekarz jest od razu po studiach świetnym chirurgiem? Nie, ma rok stażu, potem kilka lat specjalizacji i uczy się całe życie. Tymczasem nasze społeczeństwo oczekuje, że w kilka lat studiów będzie wymiataczem w danej dziedzinie.

Mamy całkiem przyzwoity poziom szkolnictwa, które na dodatek jest za darmo. Dajmy spokój narzekaniom, jak ktoś chce się rozwijać to na uczelni znajdzie ku temu sposobność. Jak ktoś z kolei woli po liceum iść do pracy to też ma takie prawo. Bądźmy poważnymi ludźmi i uciekajmy w naszej branży od poziomu dyskusji, który jest tworzony w mediach. My non stop tworzymy sztuczne porównania - że studia mają niski poziom w porównaniu do zachodu, że bootcampy psują rynek, a kiedyś trzeba było być pasjonatem, że linux jest lepszy od windowsa, że c# jest lepszy od javy. To nie ma kompletnie znaczenia. Każdy jest inny, każdemu pasuje co innego, na rynku jest tyle miejsca, że jak ktoś bardzo chce, to dostanie swoją szansę.

Podsumowując mój wywód. Ja studia dzienne polecam, od początku 3 roku można spokojnie szukać pracy. Magisterka to już kwestia preferencji osobistych.

1

W czym problem? Politechnika czy Uniwersytet to jedna i ta sama d..a tylko nazwana inaczej. Kilka lat temu wiekszosc politechnik zmienila sie w uniwersytety bo UE dawala za to jakies pieniadze.
Prestizowa uczelnia? Moze beda ze dwie w kraju. Na kazdej uczelni (ten sam kierunek) masz dokladnie te same przedmioty. I w wiekszosci ten sam poziom wykladowcow.

przestarzały sprzęt oraz technologie(Ada, Pascal, C++ jeszcze na symfoni/pasji)

Czesto uczelnie w mniej popularnych miastach maja wyzszy poziom w takim razie. O ile C/C++ i Pascal jest chyba wszedzie na start o tyle poziomy tych startow bywaja rozne.

dużo bzdurnych przedmiotów 'drutów'. coś tam podłączysz z zespołem, napiszesz raport, miesiąc po semestrze nic nie pamiętasz. Nikomu się ta wiedza nie przyda, nawet za 20 lat

Nie zgodze sie. Przedmiot ciekawy chociaz nie zwiazany jakos mocno z tematem. Jest on powiazany z innym przedmiotem, ktory bedzie na innym semestrze. Tu znowu kwestia prowadzacego.
Bywaja inne bardziej bzdurne typowe zapychacze kompletnie niezwiazane z kierunkiem.

wykładowcy, którzy piszą bibliografie kredą na tablicy przez godzine. Nie umieją dobrać narzędzi do wykładu, o projektorze to chyba część nie słyszała

To nadal swiadczy o 'prestizu' tej uczelni. Chociaz coraz czesciej slyszac takie opowiesci odnosze wrazenie, ze o jego braku :D

druga informatyka(stosowana) z wydziału jeszcze zabawniejsza, bo jest mnóstwo przedmiotów z automatyki, przetwarzania sygnałów, grafiki, wszystko ale do niczego, zamiast dać solidne podstawy z algorytmiki chociażby(albo tego co kogoś interesuje). Zero obieraków, co śmieszy zważywszy na charakter hybrydowy.

Pamietaj, ze masz ograniczony czas. Semestr na przedmiot. Algorytmy jak kazdy inny przedmiot trwaja semestr. Wystarczajaco zeby ogarnac te podstawy algorytmiki. Reszte uczysz sie sam bo na tym polega studiowanie :P

studenci/ absolwenci są niezwykle ambitni, co na pewno buduje status uczelni. Po ukończeniu odzywają się z ankietami czy mamy prace itp.

W tym miejscu widzisz kto buduje te slynne prestize. Ludzie po rzekomo kiepskiej uczelni maja glowe skierowana ku ziemi. Ludzie po tej 'prestizowej' - ku gorze. Bo slabo tak konczyc ta slynna uczelnie i stwierdzic, ze to przereklamowany shit :D Wiec nakrecanie mitologii trwa ;-)

średni poziom języków obcych na najwyższych grupach, jak na światowy zawód

Mialem wyzszy poziom angielskiego w szkole sredniej niz na studiach gdzie ewidentnie ten poziom sie cofnal. Baba dno kompletne.

Reasumujac. Masz zbyt duze oczekiwania jak wiekszosc. Ja nie konczylem takiej prestizowej uczelni ale mam duzo znajomych, ktorzy konczyli. AGH czy UJ. Nie raz porownywalismy zajecia i nie raz poziom tych zajec i trudnosc zaliczenia na mojej uczelni przewyzszala te Krakowskie :D
Czy to dobrze? Nie wiem. Musialem ciezej zapieprzac podczas gdy oni energie wkladali w prace wlasna. Do tego majac jeden z wiekszych rynkow firm na miejscu.
Takze nie patrz pod katem uczelni tylko pod katem wskoczenia do jakiejs firmy.

1

Na logikę wykładowcy o poziomie mida/seniora programowania kosztują bardzo dużo, dodatkowo mogą oni zarobić nie ruszając się z domu i nie muszą się męczyć ze studentami, więc tym bardziej motywacja niewielka, w zasadzie tylko duże pieniądze mogą ich zachęcić, stąd zapewne większość przedmiotów to "zapychacze", bo przelicz sobie koszta kilku ekspertów Java, którzy są na bieżąco i co roku serwują nowe technologiczne fliczery uaktualniając materiał, praktycznie niewykonalne w podstawowych kosztach gdzie każda strona musi zabrać swój kawałek torta ;)
Po 3-4 latach na forum nauczyłem się tyle przydatnych, praktycznych rzeczy iż nie sądzę aby studia ze średniej uczelni dały mi z 30% tego (z tego co widzę po taskach studenckich, które się tutaj pojawiają), na pewno nie był to czas stracony
Zresztą ogólnie rodzima edukacja jest taka, że tracisz z 10-15 lat życia i w sumie "praktycznie" goowno umiesz, nawet po zawodówce.

0

@czysteskarpety: nie wiem skąd pomysł, że na uczelni powinni wykładać eksperci jakiekolwiek języka. :) Syllabus jest zazwyczaj okej, nie wiem co rozumiecie przez "zapychacze"? Powienien być Spring wykładany zamiast fizyki czy elektroniki? :D

0
tdudzik napisał(a):

@czysteskarpety: nie wiem skąd pomysł, że na uczelni powinni wykładać eksperci jakiekolwiek języka. :) Syllabus jest zazwyczaj okej, nie wiem co rozumiecie przez "zapychacze"? Powienien być Spring wykładany zamiast fizyki czy elektroniki? :D

Oczywiście, dlatego, że płacę moje ciężko zarobione pieniądze (jeszcze nie jako senior 15k), aby zostać programistą, a nie informatykiem i po studiach chcę umieć programować i wymiatać na rynku pracy, godziwie zarabiać, nie tracąc czasu na bzdury.

0

@czysteskarpety: ale to są studia informatyczne a nie programistyczne. I mają kształcić (przynajmniej w teorii) elitę a nie klepaczy. Co byś umiał zbudować jako inżynier Javy? :D Chyba sklep i stronke wizytówke co najwyżej. :)

1
tdudzik napisał(a):

@czysteskarpety: ale to są studia informatyczne a nie programistyczne.

Otóż to, to jest sedno sprawy, studia kształcą informatyków, nie programistów.

0

@czysteskarpety:
@tdudzik:
Nigdzie nie napisałem, że na studiach mają wykładać seniorzy javy i C#. Nie, nie powinien być Spring wykładany, używany owszem, czemu nie.
Fizyka i elektronika nie jest wykładana na niektórych informatykach w nie-polibudach. Doskonale sobie z tym radzą absolwenci.
Przez zapychacz rozumiem to, co z przetwarzaniem informacji w dzisiejszym świecie ma niewiele wspólnego. Lepiej otrzymać solidne podstawy z systemów/algorytmów/matematyki/sieci, niż robić śmieszne rzeczy na podstawach elektroniki cyfrowej(PEC). Jeżeli już idziesz na elektronika, to i tak Ci taka przystawka g**no pomoże. Albo zwięźlej: wolę mieć taki przedmiot, który ma chociaż SZANSE na ujrzenie światła w realiach w których będzie Ci dane obracać się po ukończeniu danego kierunku. Lub mniej przedmiotów, ale solidniej opracowanych, nie zawsze musi być po 10 na semestr. Użycie narzędzi, komputerów, metod dydaktycznych, które są niewydajne to też zapychacz czasu.

0
tdudzik napisał(a):

@czysteskarpety: nie wiem skąd pomysł, że na uczelni powinni wykładać eksperci jakiekolwiek języka. :) Syllabus jest zazwyczaj okej, nie wiem co rozumiecie przez "zapychacze"? Powienien być Spring wykładany zamiast fizyki czy elektroniki? :D

Ja uważam że powinny być różne informatyki (tzn "sprzętowe" i "matematyczne")i z mojego punktu widzenia elektronika jest zapychaczem. Nie, nie potrzebuje Springa na studiach, potrzebuje algorytmów, machine learningu, sieci komputerowych, baz danych, metod numerycznych, systemów operacyjnych itd. Niestety na PW jedyny wydzial jaki prowadzi informatykę zaoczną to wydział elektryczny. Wolałbym gdybym mógł studiować na MINI, no ale trudno przeżyje.

2

Hmn, (brutalny?) problem w tym, że w większości prywatni pracodawcy chcą zarabiać na pracowniku (co oczywiste?).

Teraz jak idę na rozmowę (albo częściej nie muszę, tylko dzwonię) pokazuję kilkadziesiąt działających komercyjnych projektów, opinie od klientów, githuba, bitbucketa z gwiazdkami, obserwujących, swoje strony, tutoriale, mam swój serwer, hosting, domeny, środowisko itp, mogę zaczynać od zaraz.

Weź z drugiej strony radosnego studenta, który z romantycznym uniesieniem opisuje lutowaną płytkę, projekt w strukturalnym php5, czy recytuje Newtona.

Kogo wybierze pracodawca?

To nie są złośliwości, praktyczne myślenie, racjonalne wnioski, jak to w IT.

3

Kolejny wielki temat o poziomie na polskich uniwerkach każdy wie że nie ważne jak dobry polski uniwerek i nawet najlepszy kierunek to w 99% nie złapie się nawet na top50 światowych rankingów, i tak jest to problem ale zauważmy też że jesteśmy członkami UE i każdy może pójść studiować gdzie mu się podoba w europie i raczej w tym też należy upatrywać stan polskiego szkolnictwa wyższego -> biedny kraj -> bardz mało pieniędzy na szkolnictwo wyższe -> najlepsi wyjeżdzają za granicę (w bardziej wyspecjalizowanym IT do USA akurat, na innych kierunkach w różne strony świata) -> Najlepsi którzy zostają szukają pracy w sektorze prywatnym bo nikt nie będzie wykładał np. AI'a za 3000 netto miesięcznie jak w sektorze prywatnym zarobi 10x tyle -> koło się domyka bo oprócz tego brakuje jeszcze firm R&D które współpracowałyby z polskimi "naukowcami" i na uczelniach prócz starych leśnych dziadków którzy kiedyś wymrą nie ma młodych którzy są chociaż w topce europejskiej w swych dziedzinach.

1

Jak nie AGH to w Polsce zostaje tylko UW/UWr (na tym drugim duuzo obierakow)

0

@stivens: MINI/EITI na PW >=AGH

0

Nie kończyłem infy ale studiowałem na polibudzie i to był błąd mega,drugi raz bym nie poszedł. Gdybym teraz miał 20 lat to bym walił na infe na UJ(tak po recenzjach znajomych)

3

Pochwalcie się uczelniami, gdzie naprawdę warto posłać ambitnego i zdolnego studenta, gdzie jest kapitał w rodzinie i nie musi pracować podczas studiów/przed studiami. Nie po to żeby załapać pracę w dużym środowisku zagłębia IT, i czerpać inne korzyści z faktu bycia studentem. Tylko żeby wynieść jak najwięcej przez te 5 lat, nie tylko na stażu/we własnym zakresie po kiepskich zajęciach. A nie siedzieć na wykładzie z dziadkiem który skrobie coś kredą, po to żeby wbić się w dobre środowisko i rynek.

Mam wrażenie ze to nie uczelnia jako taka jest problemem, tylko samo podejście do studiów. Podejście wielu polskich studentów jest mocno szkolne -> przychodzi ktoś na wykład/ćwiczenia, cośtam pokazuje na tablicy, potem jest klasówka, trzeba zdać, są jakieśtam prace domowe do odwalenia i życie toczy sie dalej. I niestety jeśli ktoś tak traktuje studia, to raz że będzie rozczarowany ilością wyniesionej wiedzi, a dwa że będzie rozczarowany niezależnie od tego czy pójdzie do Szkoły Lansu, AGH, czy MIT.
Różnica będzie tylko taka że te "lepsze" uczelnie będą trochę wyzej stawiać poprzeczkę więc ten poziom minimum będzie na nich trochę inny i najsłabszy absolwent UJ czy PW będzie lepszy od najsłabszego absolwenta jakiejś Akademii Tańca i Humoru.

Jednocześnie można robić fajne rzeczy, ale trzeba sie tym zainteresować, iść do prowadzącego i zagadać. Znam wiele osób, które w trakcie studiów pisały publikacje razem z prowadzącymi (sam miałem okazję, a propozcję pisania przynajmniej kilka razy), ale do tego trzeba się zainteresować tematem i zrobić coś ciekawszego a nie plan minimum. Byli też ludzie którzy pisali prace inż/magistetrskie jako projekty dla CERNu, ale znów raz że trzeba było się wysilić przy takim projekcie a dwa ze trzeba było się zainteresować. Byli też ludzie którzy pojechali na wymiany/granty naukowe za granicę bo wkręcili się w trakcie studiów do jakiegoś grantu.
I taka jest zresztą idea studiów, ze generalnie są ogólnokształące, ale po to żeby student sam mógł wybrać pewien kierunek i się w nim specjalizować i studiować go. Niestety większość studentów zupełnie ten aspekt pomija.

I podobnie jest też właśnie na tych topowych światowych uczelniach -> po wprowadzających semestrach studenci wybierają sobie jakąś grupę naukową która ich interesuje i włączają sie w badania tam prowadzone. Mała różnica jest też taka, że tych studentów jest bardzo mało. Popatrzmy na MIT:

Professors (all ranks): 1,047

i studenci:

Total: 11,466
Undergraduates: 4,547
Graduate students: 6,919

Czyli na jednego profesora przypada tam 10 studentów w tym 4 studentów 1 stopnia. W tym samym czasie takie AGH ma:

prof. zwyczajni.: 157
prof. nadzwyczajni: 273, w tym z tytułem profesora: 75

Studenci

29 935

Efekt jest taki, że w Polsce trzeba się zainteresować żeby sie "dopchnąć" gdzieś i niestety wszędzie tak będzie, bo uczelnie dostają $ za każdego studenta, więc w interesie uczelni jest brać tylu studentów ilu tylko fizycznie się da.

edit: u mnie była cała masa przedmiotów obieralnych, a na studiach magisterskich to w zasadzie wszystkie, bo wybór jeden z 3 specjalizacji determinował jakieś 2 przedmioty na semestr, a pozostałe były obieralne. Tylko co z tego skoro wielu studentów wybiera przedmioty przez pryzmat co łatwo zdać a nie co jest ciekawe czy co mnie interesuje?

0
BluzaWczolg napisał(a):

Pochwalcie się uczelniami, gdzie naprawdę warto posłać ambitnego i zdolnego studenta, gdzie jest kapitał w rodzinie i nie musi pracować podczas studiów/przed studiami. Nie po to żeby załapać pracę w dużym środowisku zagłębia IT, i czerpać inne korzyści z faktu bycia studentem. Tylko żeby wynieść jak najwięcej przez te 5 lat, nie tylko na stażu/we własnym zakresie po kiepskich zajęciach. A nie siedzieć na wykładzie z dziadkiem który skrobie coś kredą, po to żeby wbić się w dobre środowisko i rynek.

Na takim UWr jest chyba z 8 obowiązkowych przedmiotów w ciągu całych studiów, resztę się wybiera - zarówno z przedmiotów naukowych jak i kursów technologicznych. Kursy często są prowadzone przez zawodowców ze stażem w IT. Te same treści można zaliczać na kilka sposóbów (np. są trzy przedmioty pozwalające na zaliczenie baz danych, jeden bardziej teolretyczny, inne bardziej praktyczne, róznią się też poziomem trudności). Tak więc jest wybór i od studenta zależy, czego i ile się nauczy, a jak sobie dobrze plan ułoży, to żadnych nudnych zapychaczy miał nie będzie.

0

@Shalom: Na hamerykanskich uczelniach, wszyscy nauczyciele to professors (to są tytuły uczelniane, wszyscy mają stopień naukowy doktora), więc ten stosunek na AGH będzie lepszy jak się doliczy choćby doktorów-adiunktów (pomijam nielicznych magistrów-asystentów). Na polskich uczelniach jest za dużo studentów, jakieś 10 lat temu w Polsce było 2 razy więcej uczelni niż w Niemczech. Dzisiaj minął już boom edukacyjny, ale i tak studiuje jakieś 40-50% maturzystów, co jest niestety za dużo, bo do studiów nadaje się może z 10%, co widać dość dobrze na słabszych uczelniach,

1
cs napisał(a):

@Shalom: Na hamerykanskich uczelniach, wszyscy nauczyciele to professors (to są tytuły uczelniane, wszyscy mają stopień naukowy doktora), więc ten stosunek na AGH będzie lepszy jak się doliczy choćby doktorów-adiunktów (pomijam nielicznych magistrów-asystentów). Na polskich uczelniach jest za dużo studentów, jakieś 10 lat temu w Polsce było 2 razy więcej uczelni niż w Niemczech. Dzisiaj minął już boom edukacyjny, ale i tak studiuje jakieś 40-50% maturzystów, co jest niestety za dużo, bo do studiów nadaje się może z 10%, co widać dość dobrze na słabszych uczelniach,

Za dużo to jest u nas profesorów, a nie studentów. Studentów może być i 10x więcej niż jest aktualnie. Grunt żeby odsiać na etapie studiowania tych, którzy się nie nadają kompletnie i przepuścić te 10% całości.
A co do profesorów czy też doktorów to u nas w kraju chyba raz nadany tytuł ma się dożywotnio. W innych krajach trzeba być aktywnym naukowo aby takowy tytuł otrzymać. W tych mitycznych stanach raz na X lat zbiera się rada, która weryfikuje Twój dorobek z ostatnich lat i na tej podstawie decyduje czy Twój tytuł nadal pozostaje utrzymany.
Nawet w DE jest tak samo - opowiadał o tym jakiś rodzimy doktorant, który przeniósł się właśnie tam. Wszyscy, że u nas w kraju nie ma takowej weryfikacji. I śmiem przypuszczać, że nie ma bo znam osobiście kilku takich, którzy od lat nie napisali nawet artykułu, a siedzą z tytułami i jęczą, że co prawda ktoś im każe coś napisać ale oni to nie mają na to czasu - ftw?

2

@Hispano-Suiza: Chyba pomyliła Ci się weryfikacja pracowników naukowych ze stopniami, nigdzie nie ma odbierania stopni czy tytułów, co najwyżej zdejmuje się ze stanowiska. W Polsce weryfikacja pracowników na uczelniach czy jednostkach naukowych odbywa się co 4 lata. Doktorat to stopień naukowy, który można zdobyć i nie trzeba pracować naukowo, można się nim chwalić jak np. dr Kulczyk. Różnica jest taka, że w systemie anglosaskim nie ma tytułu czy stopnia profesor, u nich profesor to stanowisko, jak dyrektor czy portier, więc można przestać być dyrektorem, ale nie doktorem.

Zgodzę się z Tobą, że za dużo u nas profesorów jako tytułów naukowych, bo typowy polski naukowiec zamiast nauki robi ciągle awans, w którym nauka jest tylko narzędziem, a nie przedmiotem bo potencjał naukowy u nas mierzy się liczbą profesorów zwyczajnych. Paradoks polega na tym, że "prawdziwą" naukę można robić jak się zrobi profesurę, co zajmuje 15-35 lat, tylko jak już się zrobi, to większości się odechciewa, a jak już to się robi na pół gwizdka, bo dochodzi jeszcze politykowanie, wyścig do stołków i roztrząsanie, kogo wpuścić czy nie do tej "elyty". Zostaje garstka prawdziwych "hobbystów", którzy coś tam dłubią. Generalnie polska nauka za dużo zajmuje się sama sobą. Zarabia się u nas nie na nauce, ale na jej rozwoju. Studenci, to dla większości zło konieczne, a uczelnie nie są po to żeby uczyć, tylko "sprzedawać własność intelektualną" (to chyba cytat z poprzedniej ustawy).

0
cs napisał(a):

@Hispano-Suiza: Chyba pomyliła Ci się weryfikacja pracowników naukowych ze stopniami, nigdzie nie ma odbierania stopni czy tytułów, co najwyżej zdejmuje się ze stanowiska. W Polsce weryfikacja pracowników na uczelniach czy jednostkach naukowych odbywa się co 4 lata.

Na pewno? Z tego, co kojarzę, musisz się wyrobić z określoną ilością dorobku naukowego (mierzonego w publikacjach czy innych tam metrykach) bodajże rocznie, i jeśli wlepią Ci bodajże 2 negatywne oceny z rzędu to lecisz. Coś w tym rodzaju, także wydaje mi się, że ten proces weryfikacji jest trochę szybszy, ale głowy sobie uciąć za to nie dam. Może @Ktos się lepiej orientuje?

Zgodzę się z Tobą, że za dużo u nas profesorów jako tytułów naukowych, bo typowy polski naukowiec zamiast nauki robi ciągle awans, w którym nauka jest tylko narzędziem, a nie przedmiotem bo potencjał naukowy u nas mierzy się liczbą profesorów zwyczajnych. Paradoks polega na tym, że "prawdziwą" naukę można robić jak się zrobi profesurę, co zajmuje 15-35 lat, tylko jak już się zrobi, to większości się odechciewa, a jak już to się robi na pół gwizdka, bo dochodzi jeszcze politykowanie, wyścig do stołków i roztrząsanie, kogo wpuścić czy nie do tej "elyty". Zostaje garstka prawdziwych "hobbystów", którzy coś tam dłubią. Generalnie polska nauka za dużo zajmuje się sama sobą. Zarabia się u nas nie na nauce, ale na jej rozwoju. Studenci, to dla większości zło konieczne, a uczelnie nie są po to żeby uczyć, tylko "sprzedawać własność intelektualną" (to chyba cytat z poprzedniej ustawy).

Paradoks polega na tym, że profesorów jest za dużo (o ile faktycznie jest), przynajmniej w stosunku do doktorów/doktorantów choćby dlatego, że tych ostatnich jest jakby... maławo. Już pomijam przypadek IT i to, że od PhD odciągają ludzi stosunkowo duże pieniądze, po prostu nie każdego stać na to, by zamiast zarabiać choćby i marne pieniądze z magistrem w ręku, przez kolejne 4-8 lat nie mieć prawie żadnego dochodu. No chyba, że uda się wyciągnąć jakieś stypendia albo wkręcić w grant, ale tych jest ograniczona ilość i nie każdemu się uda. Nie mówiąc o nerwach traconych na zajęciach ze studentami, czasie który musisz na to wszystko poświęcić etc. Generalnie dość kosztowna zabawa zarówno finansowo, jak i zdrowotnie.

0

@superdurszlak: Zawsze co 4 lata, tylko w okresie od 2012 do 2016 było co dwa lata dla stopni poniżej dr habilitowanego. Co do ocen to się zgadza, dwa negatywy i wylatuje się z uczelni albo idzie na inne stanowisko np. wykładowcy, który nie ma obowiązku robić nauki, ale stopnia doktora nikt nie odbiera. Ocena co roku byłaby bezsensowna, bo okres przygotowania czegoś porządnego to czasem i 2 lata, no chyba, że zakłada się "spółdzielnie" wkręca do jakiegoś punktowanego, ale egzotycznego czasopisma z Indii, i można co roku zgarniać po 3 publikacje po 15-20 punktów i po 5 latach jest się gigantem z 300 punktami.
Profesorów jest za dużo, bo uważam, że to zbędny balast dla nauki zabawa w te niemieckie wymysły habilitacji i profesur, system anglosaski góruje, chociażby z tego powodu, że wsysa zdolniejszych. Daje większe możliwości od polskiego systemu, w którym latami musisz się wykazywać nie tylko na polu naukowym.
Liczba doktorów nie jest mała, jest ich znacznie więcej niż 10 lat temu. Jeśli patrzysz z perspektywy AGH to możesz odnieść wrażenie, że profesorów jest za dużo, ale na na drugiej połowie uczelni w Polsce jest ich za mało.

1

@Hispano-Suiza: Chyba pomyliła Ci się weryfikacja pracowników naukowych ze stopniami, nigdzie nie ma odbierania stopni czy tytułów, co najwyżej zdejmuje się ze stanowiska. W Polsce weryfikacja pracowników na uczelniach czy jednostkach naukowych odbywa się co 4 lata. Doktorat to stopień naukowy, który można zdobyć i nie trzeba pracować naukowo, można się nim chwalić jak np. dr Kulczyk.

No tak. Kulczyk to wybitna naukowa postać była :D Powtarzam to co miałem okazję przeczytać w wywiadzie z pewnym doktorem na jednej z uczelni w Niemczech. Pamiętam do dziś jak pisał, że jest zadziwiony tym, że w Polsce robi się tytuł i nie trzeba robić nic, a u siebie na uczelni jest weryfikowany co chyba 5 lat. Ale mogłem coś pomieszać w kwestii tej wypowiedzi bo wywiad czytałem kilka lat temu.

Zgodzę się z Tobą, że za dużo u nas profesorów jako tytułów naukowych, bo typowy polski naukowiec zamiast nauki robi ciągle awans, w którym nauka jest tylko narzędziem, a nie przedmiotem bo potencjał naukowy u nas mierzy się liczbą profesorów zwyczajnych.

Dodajmy jeszcze aspekt oderwania od rzeczywistości im wyższy tytuł tym oderwanie większe. Paradoksem jest fakt, że magister czy nawet inżynier bije ich często na głowę wiedzą użyteczną i aktualnością tej wiedzy. Nigdy nie zapomnę jednego Dr z którym miałem zajęcia. Facet miał przepotężną wiedzą (wiek 62 lata bodajże). Tyle, ze ta jego wiedza była z okresu lat 80 :-) Tytuł wpadł - update brak.

Kilka lat temu trafiłem na kanał tego gościa Studia w USA. Trzeba wybrać filmy typowo związane ze studiowaniem ale generalnie po obejrzeniu kilku widać jaka przepaść jest pomiędzy studiowaniem w kraju, a tam. Przepaść to naprawdę dobre słowo. Nasi pseudo naukowcy (bo tak spokojnie można ich nazywać) kontra wykładowcy z tamtych uczelni. Sam fakt, że jako wykładowca miał warsztaty z ludźmi, którzy potrafili przekazywać wiedzę + zajęcia z aktorem odnośnie modulowania głosu aby zaciekawić odbiorcę. A jak tam na rodzimym podwórku? :-)
Polecam jak ktoś ciekaw. Dużo informacji można wyciągnąć z tego kanału i porównać bezpośrednio ze swoim podwórkiem. Niby trawa wszędzie wygląda tak samo ale wydaje mi się, że jednak tam jest bardziej zielona :P

0
Shalom napisał(a):

Coś mi się to kupy nie trzyma... po kolei

Mam wrażenie ze to nie uczelnia jako taka jest problemem, tylko samo podejście do studiów. Podejście wielu polskich studentów jest mocno szkolne -> przychodzi ktoś na wykład/ćwiczenia, cośtam pokazuje na tablicy, potem jest klasówka, trzeba zdać, są jakieśtam prace domowe do odwalenia i życie toczy sie dalej. I niestety jeśli ktoś tak traktuje studia, to raz że będzie rozczarowany ilością wyniesionej wiedzi, a dwa że będzie rozczarowany niezależnie od tego czy pójdzie do Szkoły Lansu, AGH, czy MIT.

Różna jest też ilość roboczogodzin jakie trzeba poświęcić żeby ogarnąć syllabus. Na niektórych uczelniach nie starczy oddechu z programem minimum, nawet dla najlepszych. W takich przypadkach to czy to "minimum" jest dobrze prowadzone nabiera jeszcze większej wartości.

Różnica będzie tylko taka że te "lepsze" uczelnie będą trochę wyzej stawiać poprzeczkę więc ten poziom minimum będzie na nich trochę inny i najsłabszy absolwent UJ czy PW będzie lepszy od najsłabszego absolwenta jakiejś Akademii Tańca i Humoru.

Akademia Tańca i Humoru marnuje czas studenta chodzeniem na słabe zajęcia(i samym dochodzeniem na nie, czy też użeraniem się z kadrą). AGH też, ale ma granty itp. Dobry student, który ma przygotowanie, lepiej wykorzysta czas dany mu na lepszej uczelni. Gdzie nie ma słabych zajęć.

Jednocześnie można robić fajne rzeczy, ale trzeba sie tym zainteresować, iść do prowadzącego i zagadać.

Nie wszędzie można niestety.

I taka jest zresztą idea studiów, ze generalnie są ogólnokształące, ale po to żeby student sam mógł wybrać pewien kierunek i się w nim specjalizować i studiować go. Niestety większość studentów zupełnie ten aspekt pomija.

Czasami ułatwia się ten wybór poprzez obieraki, i ktoś kto już wie że nie będzie przetwarzał grafiki nie jest uszczęśliwiany na siłę.

I podobnie jest też właśnie na tych topowych światowych uczelniach -> po wprowadzających semestrach studenci wybierają sobie jakąś grupę naukową która ich interesuje i włączają sie w badania tam prowadzone. Mała różnica jest też taka, że tych studentów jest bardzo mało. Popatrzmy na MIT:

Professors (all ranks): 1,047

i studenci:

Total: 11,466
Undergraduates: 4,547
Graduate students: 6,919

Czyli na jednego profesora przypada tam 10 studentów w tym 4 studentów 1 stopnia. W tym samym czasie takie AGH ma:

prof. zwyczajni.: 157
prof. nadzwyczajni: 273, w tym z tytułem profesora: 75

Studenci

29 935

Efekt jest taki, że w Polsce trzeba się zainteresować żeby sie "dopchnąć" gdzieś i niestety wszędzie tak będzie, bo uczelnie dostają $ za każdego studenta, więc w interesie uczelni jest brać tylu studentów ilu tylko fizycznie się da.

To trochę obala początek postu że winne jest podejście studentów. Bo jakby się zaangażowali to i tak nie ma miejsca. W modelu gdzie trzeba się zaangażować.

edit: u mnie była cała masa przedmiotów obieralnych, a na studiach magisterskich to w zasadzie wszystkie, bo wybór jeden z 3 specjalizacji determinował jakieś 2 przedmioty na semestr, a pozostałe były obieralne. Tylko co z tego skoro wielu studentów wybiera przedmioty przez pryzmat co łatwo zdać a nie co jest ciekawe czy co mnie interesuje?

Wybory innych jest kwestia miliona rzeczy i nie warto tego poruszać. Dobra uczelnia (dla mnie,w tym temacie) ma dawać szanse zrobienia solidnej roboty, stworzenia solidnych podstaw pod naukę o przetwarzaniu informacji, plus tez granty itp.. Jak tego nie potrafi to po prostu przeszkadza(na różne sposoby), staje się przerywnikiem społecznym dla ogarniętego człowieka, który sam zdobywa wiedzę po godzinach przy świeczce w piwnicy, lub idzie do roboty. Jak przeszkadza czasami, są lepiej i gorzej prowadzone przedmioty i są fajne rzeczy ale dla wybranych co się wepchną to dla mnie jest to średnia uczelnia.

1

Czyli stawiasz teze że uczelnia się nie liczy?

Dla słabego studenta który odwala minimum a potem narzeka że nic ze studiów nie wyniósł? Tak, pod tym względem uczelnia nie ma znaczenia. Różnica będzie tylko w tym że minimum na jednej uczelni to będzie więcej niz na innej, ale nic poza tym. Różnica pojawia się jeśli student jest ambitny, bo wtedy z MIT załatwią mu praktyki wakacyjne w NASA a w jakiejś prowincjonalnej uczelni niestety pewnie nie. Ale to nie znaczy że nie ma żadnych możliwości! Ale trzeba o to pytać! Zresztą jest wiele programów w których uczelnia może pomóc, ale student sam musi się zainteresować. CERN czy ESA cały czas organizują staże i kursy dla studentów, tylko ilu studentów się tym interesuje? Wielu powie że chciałoby, ale jak spytasz co robią w tym kierunku to nagle się okazuje że nic. Bo chcieliby co prawda, ale najlepiej bez wysiłku, a tak sie niestety nie da.

To trochę obala początek postu że winne jest podejście studentów.

Niczego nie obala. Po prostu na słabszej uczelni trzeba włożyć więcej wysiłku! Co zresztą oczywiste, ludzie z ETH czy MIT włożyli wysiłek żeby się tam dostać i teraz zbierają owoce swojej pracy. Jak ktoś wolał imprezować i dostał sie już tylko na Wyższą Szkołę Żonglowania Ryżem to musi sobie jakoś z tym radzić i pracować więcej żeby nadrobić stracony czas.

staje się przerywnikiem społecznym dla ogarniętego człowieka, który sam zdobywa wiedzę po godzinach przy świeczce w piwnicy, lub idzie do roboty

o_O Nie wiem czy wiesz ale nikt nikogo nie zmusza do studiowania, ani do chodzenia na taką czy inną uczelnię. To jest jakiś idiotyzm. Idż na słabą uczelnię, a potem narzekaj że słaba :D

0
Shalom napisał(a):

Co zresztą oczywiste, ludzie z ETH czy MIT włożyli wysiłek żeby się tam dostać i teraz zbierają owoce swojej pracy. Jak ktoś wolał imprezować i dostał sie już tylko na Wyższą Szkołę Żonglowania Ryżem to musi sobie jakoś z tym radzić i pracować więcej żeby nadrobić stracony czas.

No już bez przesady z takim ocenianiem, nie tylko praca ma wpływ na to gdzie studiujesz (tyczy się to zresztą osiągnięcia jakikolwiek sukcesu w czymkolwiek). Jest mnóstwo innych czynników, choćby predyspozycje czy środowisko.

0

Studiował ktoś może na UJ albo w Gdańsku?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1