Bootcampy

0

A mnie narzuca się porównanie bootcampu programistycznego do szkoły językowej. Jeśli chcesz się nauczyć angielskiego, nie musisz od razu iść na anglistykę - wystarczy zapisać się na kurs języka angielskiego! :D I wiadomo, będą firmy, które zatrudnią absolwentów takiego kursu - bo dobrze zna język, ale będą też i takie, które zatrudnią tylko anglistę. Ale jeszcze nie słyszałam o tym, aby angliści chcieli delegalizować szkoły językowe.... W szkołach językowych są przynajmniej określone stopnie znajomości języka, czego w programowaniu brakuje - a przydało by się ;) Taka mała dygresja.

3

Jeszcze będziecie zakładać 200 tematów? Przecież to się sprowadza tylko do promocji tego chłamu. Już był chłopak który na rzecz bootcampu chciał rzucać studia.

Nie muszą i nie idą. Idą na kurs żeby się doszkolić. Programiści nie chodzą na bootcampy i nie pójdą.

0

Tylko ile trwa nauka w szkole językowej, jeśli zaczynamy od absolutnego początku ? Kilka lat... Gdyby w tej szkole bootcampowej nauka trwała przynajmniej 1 rok, to może i by z tego coś było. Bo wtedy spokojnie można przerobić przez pierwsze pół roku : elementy z dobrze wybranych działów matematyki potrzebne do zrozumienia prostych algorytmów i liczenia ich złożoności obliczeniowej, najważniejsze algorytmy i struktury danych + podstawy systemów operacyjnych. A w drugim semestrze można by się skupić tylko na 1 wybranym języku programowania i bazach danych. 100 godzin w miesiącu to jakieś 1000 godzin w roku. Studia pierwszego stopnia mają tych godzin ok. 2000. A tutaj byłoby intensywnie i tylko na temat. Tylko cena pewnie też byłaby ciekawa...

0

Dodatkowo nikt w reklamuje szkół językowych zarobkami najlepszych tłumaczy przysięgłych (czy jaka tam grupa tłumaczy zarabia najlepiej).

5

Porównanie do szkoły językowej nie jest moim zdaniem zbyt trafne.
Bardziej przyrównałbym to do studenta wydziału mechanicznego i gościa po kursie na frezera/tokarza.
Jeżeli pracodawca potrzebuje zrobić 10 000k prostych wałków to kogo wybierze? Oczywiście człowieka po kursie który usiądzie i będzie trzaskał wałki aż będzie furczało.
Jeżeli pracodawca potrzebuje wykonać skomplikowany i duży projekt to będzie szukał pracownika z 7 letnim doświadczeniem w danej branży. A co jeśli nie ma na rynku wystarczającej ilości
ludzi z doświadczeniem? Trzeba inwestować w szkolenia pracowników. Jeżeli mamy na rynku dużo ludzi po kursach to szkolenia będą droższe ponieważ ci ludzie są wyszkoleni w konkretnym wąskim obszarze i nie mają przekrojowej i niskopoziomowej wiedzy a na dodatek może się okazać że wyszkolenie niektórych nie jest możliwe. I to jest ból ludzi którzy skończyli studia ponieważ ich wiedza jest mało przydatna na samym początku i niemała część ludzi po bootcampie wgniata ich w ziemię w jednej konkretnej dziedzinie. Po co pracodawcy osoba która ma wiedzę jak działa procesor, jaka jest złożoność obliczeniowa konkretnych algorytmów itp. Pracodawca ma dostarczyć funkcjonalność klientowi który za nią płaci.
Tylko jaką przyszłość przyniesie takie podejście? (trochę poleciałem i myślałem że lepiej to przedstawię no ale niech już będzie..)

0

hehe ja bym bootcampy porownal do tych reklam w internecie typu " 60 letni poliglota znajacy 23 jezyki odkryl metode dzieki ktorej i ty nauczysz sie biegle języka w 6 tygodni " albo " zosia nauczyla sie biegle angielskiego w 2 tygodnie i zadziwila swojego pracodawce, sprawdź jak"

1
Świetny Ogórek napisał(a):

hehe ja bym bootcampy porownal do tych reklam w internecie typu " 60 letni poliglota znajacy 23 jezyki odkryl metode dzieki ktorej i ty nauczysz sie biegle języka w 6 tygodni " albo " zosia nauczyla sie biegle angielskiego w 2 tygodnie i zadziwila swojego pracodawce, sprawdź jak"

albo
"Jacek odkrył prosty sposób jak zarabiać 15 k w IT po bootcampie. Wykładowcy wydziałów informatycznych go nienawidzą."

1

gościa po kursie na frezera/tokarza.

A potem przychodzi 10CV od tokarzy z tego samego szkolenia i firma postanawia nie zatrudnić żadnego z nich. Tak wyglądają obecne realia. Teraz nawet bootcampy odradzają nauke Javy, bo miłe panie mówią, że bez studiów to raczej słabo z pracą. Krakowskie korpo na rekrutacji wrzucają już algorytmy - kolega mówił, że przesiew jest potężny - sam się wyłożył. Jest różnie, ale znajomi rekruterzy raczej mają złe przeżycia z bootcampowcami. Nie wrzucam wszystkich do jednego wora, ale skoro w niektórych firmach już na selekcji lecą CV ze szkołami programowania to już chyba mamy "ten" czas na rynku pracy. Eldorado kursantów się kończy a pracę dostają najlepsi.

A co do studentów to taka sytuacja którą opisałeś ma miejsce wtedy kiedy ktoś poza studiami nie robi kompletnie nic. Jeżeli ktoś sumiennie robił swoje projekty poza ćwiczeniami będzie mile widziany w firmach.

Kolejny edit; widziałem ostatnio post(fb-pierwsza praca czy coś) w którym absolwent takiego intensywnego kursu(front) twierdził, że bodajże 3/11 osób w ciągu roku?(tu sie mogę mylić) znalazło pracę. Nie wszyscy we froncie, bodajże jeden w testowaniu. Moi koledzy studenci na 2-3 roku szukali 2-3 miesiące. Fakty mówią same za siebie. Nawet z ogłoszeń znikneły już deklaracje "gwarancja znalezienia pracy". Opinii ludzi na tych grupach jest sporo. Najśmieszniejsza sytuacja którą opisywano to jak na targi pracy bootcampowców przyszła firma która na koniec powiedziała "noo, my to nie szukamy juniorów ogólnie" XD

0
Nieposkromiony Jeleń napisał(a):

Porównanie do szkoły językowej nie jest moim zdaniem zbyt trafne.
Bardziej przyrównałbym to do studenta wydziału mechanicznego i gościa po kursie na frezera/tokarza.
Jeżeli pracodawca potrzebuje zrobić 10 000k prostych wałków to kogo wybierze? Oczywiście człowieka po kursie który usiądzie i będzie trzaskał wałki aż będzie furczało.
Jeżeli pracodawca potrzebuje wykonać skomplikowany i duży projekt to będzie szukał pracownika z 7 letnim doświadczeniem w danej branży. A co jeśli nie ma na rynku wystarczającej ilości
ludzi z doświadczeniem? Trzeba inwestować w szkolenia pracowników. Jeżeli mamy na rynku dużo ludzi po kursach to szkolenia będą droższe ponieważ ci ludzie są wyszkoleni w konkretnym wąskim obszarze i nie mają przekrojowej i niskopoziomowej wiedzy a na dodatek może się okazać że wyszkolenie niektórych nie jest możliwe. I to jest ból ludzi którzy skończyli studia ponieważ ich wiedza jest mało przydatna na samym początku i niemała część ludzi po bootcampie wgniata ich w ziemię w jednej konkretnej dziedzinie. Po co pracodawcy osoba która ma wiedzę jak działa procesor, jaka jest złożoność obliczeniowa konkretnych algorytmów itp. Pracodawca ma dostarczyć funkcjonalność klientowi który za nią płaci.
Tylko jaką przyszłość przyniesie takie podejście? (trochę poleciałem i myślałem że lepiej to przedstawię no ale niech już będzie..)

To ja od siebie porównam do elektryka po szkole technicznej (ew po studiach) do osoby, która zrobiła tylko szkolenie z SEP. Szkolenie wystarczyło by mi do rozłożenie i w miarę zaplanowania instalacji, może nawet złożenie małej rozdzielni. Gdy zacząłem pracę na utrzymaniu ruchu nie wyobrażam sobie, żebym miał wiedzę tylko po kursie, Po prostu tam należało już porządnie myśleć, analizować... było dużo więcej zagadnień, które zresztą sam musiałem sobie przypomnieć ze szkoły.

Ale gdyby taka osoba po kursie mocno dokształcała się dalej w tym kierunku to nie widzę przeszkód. I podobnie to działa z bootcampami, na początku klepanie formatek, crud'ów itp. ale kiedyś kto wie.

Ps. Może uda mi się właśnie kiedyś wyrwać z posady klepacza :)

1

Po co pracodawca ma placic za najlepszego absolwenta najlepszego wydzialu it 10 k jak te same formatki wyklepie bootcampowiec czy samouk za 2 k :-> ? Mozgi po it niech se pracują dla nasa itp , polska ich nie potrzebuje :->

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1