Biały Programista napisał(a):
O czym Ty mówisz? Każda prywatna jest nieporównywalnie słabsza od dowolnej publicznej.
No tak, kadra, program nauczania, wyposażenie, kontakty z firmami nie mają znaczenia. Liczy się wyłącznie forma własności.
Jaki to problem kupić sobie dyplom?
Chyba żaden, tylko po co do tego uczelnia?
Rozumiem, że jak student publiczny kupuje zaliczenia w dziale "ogłoszenia drobne" i płaci za napisanie magisterki, to nie jest to kupowanie dyplomu, bo studiuje publicznie. :D
O studia publiczne rywalizują studenci wynikami matury (bądź olimpiad). Na studia prywatne rywalizują.... pieniędzmi. W jaki sposób zamożność rodziców decyduje o tym, co prezentuje sobą (w sensie wiedzy i zdolności) dany osobnik? Żaden.
No, bo finansowanie uczelni publicznych wcale nie zależy od liczby studentów, i wcale przez ostatnie kilkanaście lat uczelnie publiczne nie zwiększyły znacznie limitów przyjęć. A wykładowcy uczelni publicznych wcale nie narzekają na egalitaryzm studiów i na ogólny spadek poziomu studentów.
Dlatego jest tak jak jest.
No właśnie, jest jak jest, na studia zarówno publiczne może iść każdy, więc wśród studentów coraz łatwiej o elementarne braki w wiedzy i logice.
big apple napisał(a):
Macie zrekrutowanego jednego człowieka który jest dobry. To znaczy, że po prywatnej uczelni można być dobrym kiedy człowiek dużo się uczył samem.
Tak samo jak po publicznej. Czasami ktoś jest po nich dobry, większość jest średnio-słaba. Jeśli student sam nie robi nic praktycznego, to z teoretyczną wiedza po studiach dla pracodawcy jest właściwie bezużyteczny.
Renomowany wydział ma jedną różnicę od prywatnej szkółki. Renomowany wydział raczej nie da dyplomu tłumokowi bo ten nie dotrwa do ostatniego semestru.
Jeśli ten argument jest prawdziwy, to taką samą przewagę renomowany wydział ma też na nierenomowanym wydziałem. Nawet tej samej uczelni.
Prywatna szkółka da dyplom każdemu. Odsiew tłumoków od jednego kumatego musi zrobić pracodawca. Dlatego pracodawcy wolą brać tylko i wyłącznie tych sprawdzonych absolwentów.
:D :D :D :D :D
Skoro absolwenci uczelni publicznych są tacy świetni, to czemu w ogóle podlegają procesom rekrutacyjnym?
A skoro dyplom jest taki ważny, to czemu praktycznie żaden pracodawca o niego nie pyta?
Tak wiele mocnych stwierdzeń, tak mało związku z rzeczywistością. :D
Po dobrej uczelni absolwent ma dużo łatwiej.
No tak, w Maku papier ma znaczenie. Tylko to nie jest dyplom lecz książeczka sanepidowska.