Tak mnie natchnęło na tego posta to się wyżalę...
Zauważyłem, że uczelnie reklamują się, że ogłaszają nabór na dane studia, wszystko pięknie ładnie, a jak już się człowiek dostanie to ten kolorowy raj zmienia się w wieczną walkę. Nie z nauką i zadaniami jakie stawia program uczelni ale z samymi wykładowcami jako osobami.
Kilka sytuacji:
-
Pewnego razu mój promotor przestał odpisywać na maile. Trwało to może z miesiąc... Jako, że zaczął się okres wakacyjny, postanowiłem zapytać w dziekanacie czy w okresie poza semestralnym jest on dostępny.
Usłyszałem, że to indywidualnie zależy od wykładowcy czy chce przyjmować studentów czy nie.
WTF??? Wybieram sobie promotora, podpisuje on temat pracy, a potem moze w kazdej chwili stwierdzić, że on już nie chce i bez informacji zerwać kontakt, a uczelnia nic na to nie poradzi??? -
Moja koleżanka była na konsultacjach u swojej promotorki. Ta podała ostatnie wskazówki, koleżanka wprowadziła je i 3 dni później poszła z nowu z nadzieją oddania ostatecznej pracy do weryfikacji. Okazało się, że owa promotorka wyjechała sobie na 2 miesiące za granicę na urlop. Nie było by to jeszcze takie straszne gdyby nie to, że w ciągu tych dwóch miesięcy wypada termin złożenia pracy + obrony. Nie dotrzymanie terminu wiąże się z obroną za rok. Tadam.
-
Na pewnej uczelni mieliśmy system, w którym można było elektronicznie(internetowo) sprawdzić sobie oceny.
Wykładowcy wpisywali tak wyniki egzaminów itd.
Pewnego razu mam sobie egzamin, który skończyłem wraz z 10 innymi osobami w grupie i po wyjściu z sali od razu otworzyłem swojego netbooka w celu sprawdzenia czegoś tam w tym systemie. Jakież było moje zdziwienie, że ujrzałem ocenę 2.0 z tegoż właśnie egzaminu z którego przed sekundą wyszedłem. Jakim cudem wykładowca to sprawdził tak szybko? Ano nijak. Był to tzw. random. Oceny zostały wpisane przed (lub w trakcie) egzaminu losowo.
Jak myślicie skąd biorą się takie zachowania?
W pierwszym przypadku ewidentnie widać że wykładowcy mają za jakiś mega luz i wolno im wszystko.
Nie są kontrolowanie przez pracodawcę, są bezkarni i sami tworzą swoje zasady, który często są niezgodne z regulaminem uczelni, ale co z tego skoro nikt na to nic nie może poradzić?
Macie podobne doświadczenia?