Politechnika Warszawska - obiecywano nam złote góry, a jest beznadzieja

1

Na studiach wmawiano nam, że studiujemy na najlepszej uczelni, w TV mówiono o erze inżyniera, a prawda jest taka, że jak nie masz znajomości albo szczęścia to znalezienie pracy graniczy z cudem, a marka uczelni nic nie znaczy. Przykład - artykuł: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11700229,Aaaaby_znalezc_prace__Moze_byc_cokolwiek.html?as=1&startsz=x - większość ludzi tam to inżynierowie po PW. Sam aktualnie mam problem ze znalezieniem pracy.

9

Nie trzeba mieć znajomości ani szczęścia, może się zdziwisz, ale umiejętności wystarczą.
Ale z jednym się zgodzę marka uczelni nie ma większego znaczenia.
//Dopisane
W zasadzie bardzo rozsierdza mnie takie podejście: jak ma dobrą pracę to pewnie po znajomościach. W cholere poweszecnhe w Polsce. Na szczęście nie wszyscy są takimi nieudacznikami jak ty, że potrzebują pleców.

0

Zgadzam się, że problemy ze znalezieniem pracy można mieć po każdym kierunku studiów, bo nie każdy umie się dobrze sprzedać, nie każdy jest elastyczny, ktoś może specjalizował się w czymś zbyt niszowym lub może trochę zaniedbał swój rozwój. Poza tym przede wszystkim koniunktura jest bardzo zmienna. Sam w ciągu kilkunastu lat czasem szukałem nowej pracy 10 minut, a czasem 10 miesięcy.
Z drugiej strony kierunki typu inżynierie wodne, sanitarne, środowiska, ceramiki itp. zawsze odbierałem jako przechowalnie. No bo jak to? Ktoś od dziecka miał pasję do "wielkiego białego ucha", że taki kierunek wybrał? OK, to są zapewne niesprawiedliwe stereotypy, ale one też mają znaczenie przy szukaniu pracy.

0

Nie ważne co się kończyło, ważne co się umie. Dla pracodawcy dyplom uczelni jest tylko wskazówką, że potencjalny kandydat może coś umieć w danym zakresie. Że ma solidne podstawy, ale tylko podstawy. Przekonanie, że mając mgr inż. dostanie się szybko dobrą pracę jest dalekie od rzeczywistości.

1

Cała moja licealna (już była! :D ) klasa tak myśli: wybrała profil mat-fiz "bo będzie dobra praca". Na pytanie "kim chcesz być" odpowiadają "no nie wiem, jakimś inżynierkiem" poza nielicznymi wyjątkami. Ale to nie ich wina, tylko mediów, rodziców którzy rozsiewają takie bzdury, że inżynier=praca (niezależnie od tego, czy się jest kiepskim, przeciętniakiem czy dobrym). Po prostu jeden ma szczęście, drugi nie, znajomość może pomóc w dowiedzeniu się o jakiejś ofercie, ale jak kandydat jest słaby to się nie utrzyma, bo w przeciwieństwie do budżetówki, pracodawca nie będzie płacił za jego "siedzenie".
Chociaż może w przypadku kierunków bardziej fizycznych i inżynieryjnych, niż informatyka (w której liczą się umiejętności) pracodawca patrzy na dyplom i tyle...

3

W pierwszej kolejności liczy się to, co sobą reprezentujesz, co Ty możesz zaoferować pracodawcy. Poszedłeś na studia bo myślałeś, że sama uczelnia zapewni Ci dobrą pracę? Tacy frajerzy powinni byli wyginąć razem z dinozaurami.

1

I tacy jak autor właśnie występują w TV z krzykiem na ustach "Po studiach nie ma pracy!", "jestem magistrem - bezrobotnym"
:D

Nikt nie zatrudni idioty co nic nie potrafi. Nikomu ktoś taki się nie przyda, a pracownik kosztuje pracodawcę, więc ten chce by to mu się zwróciło. Nic nie umiejący magister / inżynier / czy ktoś tam jest tylko stratą dla pracodawcy.

0

No dobra, w sprawach informatycznych tak, bo mogę sobie napisać "Znam język ten a ten, technologię tą a tą, robiłem to a to".
A co taki gościu po "budowie maszyn" czy innych, niezwiązanych z informatyką sprawach ma napisać? Pracodawca musi w niektórych przypadkach, mimo że jest szuka inżyniera, polegać na dyplomie.

0

W czym problem?
Skoro tak, to niech posiada dyplom inżyniera. Tak czy tak dyplom nie zwalnia go z obowiązku posiadania wiedzy i umiejętności.

3

Ja się nie dziwię, że autor tak pisze.
Każda uczelnia chwali się, że jest najlepsza, że ukończone na niej studia to przepustka do wielkiej kariery. To samo powtarzają media i rodzice. Dziewiętnastolatek, który niewiele jeszcze wie o życiu, wierzy w te zapewnienia i idzie na studia. A potem zderza się z rzeczywistością, bo jednak o pracę nie jest tak łatwo, a na uczelni nie dowiedział się prawie niczego, co w pracy jest potrzebne. To stąd biorą się frustracje i teksty w rodzaju "bez znajomości nie ma pracy". (Zresztą, to samo mówią rodzice i media...)

Gdyby autor wątku był jedyną osobą z tym problemem, to można byłoby powiedzieć, że jest to jego problem. Tymczasem takich osób, które uwierzyły w reklamę i prestiż uczelni są dziesiątki tysięcy, a to już jest problem całego społeczeństwa.

0

Tylko, że ktoś kto wierzy w tego typu bzdury jest po prostu człowiekiem głupim.
19-latek to człowiek młody i niewiele wie o życiu - to prawda, niemniej jednak jest to osoba dorosła i w tym wieku z pewnością powinna rozumieć pewne zagadnienia typu "walka o klienta", albo słowo "reklama" i co się za tym kryje.

Poza tym to nie do końca prawda, że studia nie załatwiają pracy. Moja dziewczyna studiuje pedagogikę wczesnoszkolną, czyli będzie pracować z dzieciakami z klas 1-3 szkoły podstawowej. Bez ukończenia licencjatu (przynajmniej) pracy nie dostanie, a po ukończeniu jak najbardziej. Prosta sprawa.

Bardziej zagmatwaną sprawę mają studenci kierunków technicznych (informatyka, mechatronika, matematyka, fizyka), ale jako osoba studiująca kierunek techniczny (czyli bądź co bądź dość prestiżowy) jesteśmy chyba na tyle inteligentni, by wiedzieć, że WIEDZA jest najważniejsza, a nie to, czy ktoś uczęszczał na studia czy nie.
Pamiętam jak na uczelni chodziło kilku chłopaków, którzy uczęszczali na każde nawet wykłady. Co z tego mieli? Co mieli z ukończenia studiów? NIC.
Nic nie potrafili bo tracili czas na wykładzie (który na dodatek najczęściej przesypiali i myśleli, że obecność coś im pomoże). Tak panowie, wygląda "studiowanie" w dzisiejszych czasach. I to właśnie tego typu studenci potem płaczą. Mi ich wcale nie żal, sami sobie winni są.

3

Jeśli większa część studentów traktuje studia jak szkołę, ze przychodzi po zajęciach i gra na komputerze albo się najzwyczajniej opier*ala, to nie ma się co dziwić, że nie mogą znaleźć pracy.
Każda branża czy to informatyczna czy techniczna, wymaga od ludzi pewnych umiejętności, których na uczelni nie da się zdobyć. Nie da i już. Uczelnia nie ma za zadanie przygotować człowieka do rozwiązywania wszystkich życiowych problemów i zapewnienia mu bytu po tych pięciu latach. Uczelnia ma naładować baterię, a człowiek ma z niej czerpać jak najwięcej własną pracą.

Kiedy słyszę taki bełkot - "Nie mogę znaleźć pracy, a przecież skończyłem renomowaną uczelnię ze średnią 5.0! Jak mogę nie mieć pracy?! Obowiązkiem pracodawcy jest mi NATYCHMIAST dać pracę i 10 tysięcy na rękę! Bo ja jestem po renomowanej uczelni i mi się należy!" - to mam ochotą wziąć taki wielki kij i tak solidnie pier*olnąć tego, co wygaduje farmazony. Nic człowiekowi się nie należy w życiu, jeśli nie włoży w to ciężkiej pracy i serca. Bo uczyć się można, zdawać egzaminy można, ale jak się robi to jak automat, a nie jak ktoś, kto myśli naprzód, to nie ma szans, żeby być dobrym. A po co dobrej firmie słaby pracownik na porządnym stanowisku?
Ukończenie studiów (jeśli nie jest to medycyna) wyczynem na miarę odkrycia wody na marsie bynajmniej nie jest. Kwestia solidnej pracy i dobrego organizowania czasu.
To, że ktoś nie daje od siebie tyle, żeby nie mieć takich problemów, to albo gdzieś popełnia błąd, albo popełnił go dawno temu i dzisiaj ogląda jego skutki.
Jeśli ktoś nic nie potrafi ze sobą zrobić, tylko siedzi i użala się nad sobą, to nawet po Harvardzie pracy nie znajdzie.

Znajomości? To, że ktoś ma dobrą posadę i dobrą płacę, to od razu znaczy, ze albo dał d**y, albo ma znajomości? To jest właśnie nasze narodowe "braterstwo" i nasze zacofanie, bo skoro ja mam źle, a drugi ma dobrze to na pewno jest szemranym k****em. Tego nawet nie ma co komentować, bo to się mija z celem.

@somekind:

To samo powtarzają media i rodzice. Dziewiętnastolatek, który niewiele jeszcze wie o życiu, wierzy w te zapewnienia i idzie na studia. A potem zderza się z rzeczywistością, bo jednak o pracę nie jest tak łatwo, a na uczelni nie dowiedział się prawie niczego, co w pracy jest potrzebne. To stąd biorą się frustracje i teksty w rodzaju "bez znajomości nie ma pracy". (Zresztą, to samo mówią rodzice i media...)

Dziewiętnastolatek, to praktycznie dorosła osoba, która o swoim życiu powinna już trochę umieć decydować. Wtedy nie ma (a na pewno być nie powinno) presji ze strony rodziców i spełniania ich fanaberii. Mając 19 lat, człowiek powinien wiedzieć, co chce dalej robić tak, żeby być z tego zadowolonym. Fakt faktem, że większość ludzi idzie na studia tylko po to, bo jest taka moda. Tylko później albo wylatuje po roku, albo kończy studia i piszę posty takie jak autor tego tematu.
Jak ktoś myśli, że do otrzymania pracy wystarczy tylko skończyć studia, mieć papierek i trzy literki przed imieniem, to równie dobrze może tych studiów nie zaczynać.

Wszyscy chcą być szczęśliwi, ale nie potrafią sami sobie pomagać, tylko mają pretensje do całego świata, że on im tego nie dał. Na tym polega życie - każdy jest sam i każdy walczy w nim sam dla siebie.

2

No tak bo na studiach nie wystarczy po prostu uczęszczać. Już wtedy trzeba myśleć o przyszłości, a najlepiej jednocześnie pracować jeżeli się da (oczywiście w niepełnym wymiarze godzinowym w przypadku studiów dziennych). Jak ktoś bimba 5 lat i imprezuje od sesji do sesji, to potem ma problem.

2

Jak ktoś biadoli że nie może znaleźć pracy mimo 7 fakultetów to należy zadać mu proste pytanie: "co takiego potrafisz, czego w jeden dzień nie można nauczyć osoby z ulicy i na czym można zarobić?". Zwykle okazuje się że taka osoba umie masę różnych rzeczy, ale albo są bezużyteczne albo są trywialne.

0

@ubuntuser, bzdura. W prywatnych firmach też się zatrudnia krewnych i znajomych, i też ludzie się obijają. W budżetówce zaś, nie każdy się obija, i często znajomości nie wystarczają.

allocer napisał(a):

Uczelnia nie ma za zadanie przygotować człowieka do rozwiązywania wszystkich życiowych problemów i zapewnienia mu bytu po tych pięciu latach. Uczelnia ma naładować baterię, a człowiek ma z niej czerpać jak najwięcej własną pracą.

Czemu zatem uczelnie tego nie robią? Czemu nie prowadzą praktycznych kursów, czemu nie uczą przedsiębiorczości, czemu nie uczą rozwiązywania problemów i samodzielnej pracy? Czemu uczciwie nie powiedzą studentom - damy wam właściwie nieprzydatne, teoretyczne podstawy, bo nasza stetryczała, betonowa kadra nic innego nie potrafi, a o swoją karierę i przyszłość zawodową musicie jakoś zadbać sami?
Tego nie ma - jest tylko marketing, mowa o "najlepszym kierunku na najbardziej prestiżowej uczelni w Polsce". A niestety młodzi ludzie w to wierzą, bo kto ma im powiedzieć, że to nie jest prawda? Ranking Perspektyw, w którym ciągle pieprzą o tym jakie to nasze uczelnie są wspaniałe? Rodzice, którzy nie mają o tym pojęcia? Nauczyciele w szkole średniej, którzy pamiętają swoje porządne studia, dzięki którym dostali bez problemu pracę, ale o współczesnym rynku nie mają pojęcia?

Ukończenie studiów (jeśli nie jest to medycyna) wyczynem na miarę odkrycia wody na marsie bynajmniej nie jest. Kwestia solidnej pracy i dobrego organizowania czasu.

Nie bardzo rozumiem tego "jeśli nie jest to medycyna". Ukończenie medycyny wymaga dokładnie tego samego, czego ukończenie innych kierunków, jest tylko więcej zbędnej pamięciówki. I efekty są równie beznadziejne.

Dziewiętnastolatek, to praktycznie dorosła osoba

Bo?
Niektórzy są dorośli w wieku czternastu lat, a inni w wieku czterdziestu jeszcze nie są. To nie zależy od wieku.

Wtedy nie ma (a na pewno być nie powinno) presji ze strony rodziców i spełniania ich fanaberii.

No niestety, ale bardzo często jest. To zazwyczaj rodzice wysyłają i opłacają dzieciom utrzymanie podczas studiów, bo przecież "trzeba być magistrem". Niewielu rodziców powie dziecku - zostań hydraulikiem, to będziesz dobrze zarabiał.

Mając 19 lat, człowiek powinien wiedzieć, co chce dalej robić tak, żeby być z tego zadowolonym.

Powinien, bo? To jakiś odgórny nakaz czy Twoja opinia?
Z tego, co ja zauważam, to większość osób w tym wieku jednak nie wie.

Fakt faktem, że większość ludzi idzie na studia tylko po to, bo jest taka moda. Tylko później albo wylatuje po roku, albo kończy studia i piszę posty takie jak autor tego tematu.

I to jest właśnie ewidentna wina uczelni, że w ogóle wpuszczają do siebie takie osoby.

1

Dziewiętnastolatek, to praktycznie dorosła osoba, która o swoim życiu powinna już trochę umieć decydować. Wtedy nie ma (a na pewno być nie powinno) presji ze strony rodziców i spełniania ich fanaberii.

Nie zgadzam się z tym, realia są inne. Mieszka sobie taki ktoś w małym mieście albo na wiosce, gdzie w ogóle wyższe wykształcenie to rzadkość. Dostał się na renomowaną uczelnię, wszyscy pieją z zachwytu albo z zazdrości, bo widzieli w telewizji jak tym wykształciuchom to dobrze w życiu jest i jakie to kokosy zbijają za siedzenie za biurkiem. Taki przyszły student zaczyna myśleć że złapał Boga za nogi i jeśli tylko skończy tą świetną renomowaną uczelnię to przyszłość ma zapewnioną. A okazuje się inaczej.

Czyja to wina? Raczej wina systemu, to że studia same w sobie dają mniejszą szansę na pracę niż zawodówka to raczej nie jest dobre. A jeśli tak jest, to marketingowy bełkot uskuteczniany przez "renomowane uczelnie" jest zjawiskiem nagannym. Albo niech uczciwie mówią co zyska absolwent (w domyśle: taki któremu uda sie skończyć uczelnię, ale nic ponadto), albo niech tak zaostrzą program/kryteria naboru, żeby ci ludzie którym teraz uczelnia nic nie daje albo w ogóle się na nią nie dostali albo odpadli po drodze.

0

Nie wiem skąd Ty pochodzisz, ale obraz jaki przedstawiłem pokazuje żeś miastowy i niewiele pojęcia o dzisiejszej wsi masz. To co napisałeś w 1 akapicie to stereotyp mający swoje źródła w PRLu i wczesnej Polsce postkomunistycznej. W obecnych latach (ba, nawet XXI wieku) wykształcenie wyższe w takich miejscach to nie jest rzadkość, a tym bardziej nie robi na ludziach żadnego wrażenia. Przy takiej globalizacji jaką daje TV i Internet 'wieś' doskonale wie co się 'w mieście' dzieje, bo miejsce zamieszkania nie stanowi już o dostępności do informacji. Dlatego nie, realia nie są inne. Dziewiętnastolatek niezależnie od pochodzenia jest w stanie (powinien) dowiedzieć się co zrobić ze swoim życiem aby dostać pracę.

1
@stalk3r napisał(a)

Dziewiętnastolatek niezależnie od pochodzenia jest w stanie (powinien) dowiedzieć się co zrobić ze swoim życiem aby dostać pracę.

Otóż nie zawsze ma świadomy wybór na to, co będzie robił. Mam kilku kumpli, właśnie z mojej klasy, o różnych uzdolnieniach, ale łączy ich to, że fizyka/technika nie jest ich pasją. Jeden jest humanistą, drugi chciał być księdzem, trzeci artysta, inny w ogóle planował na studia nie iść i zrobić swój biznes. Łączy ich także to, że idą na studia na kierunek ścisły. A owszem, nie potrzebujemy set-tysięcznego humanisty, ale prawda jest taka, że jak ktoś jest dobry i potrafi się sprzedać, to zostanie np. pisarzem. Nie jest to łatwe, ale niektórzy jednak wygrywają - ci którzy próbują. A z tym nieświadomym wyborem chodzi mi o to, że oddziałują na nich rodzice, media.

Sęk w tym, że 80% naszego społeczeństwa szuka bezpieczeństwa, oparcia. Troche inaczej to wygląda w USA, bo u nas jesteśmy przyzwyczajeni z czasów komuny, że praca była. Że g**no umiałeś robić, ale dopóki chciałeś pracować, to pracowałeś (a nawet musiałeś). Tam ludzie już przeżyli zderzenie z brudną rzeczywistością. Jest więcej ludzi żyjących w slumsach, ale i więcej osób które sobie poradziły. Bo w ogóle wszystkich ich tam jest więcej :D
Wracając do tematu, rodzice moi nadal wierzą, że emerytury będą, że etat mieć warto - ja zastanawiam się, czy gdy zaczne zarabiać, nie będę wolał na umowe o dzieło, a kase zbierać i najlepiej odkładać w zlocie. Jeżeli mam szukać jakiegoś "bezpieczeństwa", a państwo uparcie daje mi powody, by mu nie wierzyć, to myślę, że warto wziąć sprawy w swoje ręcę by nie obudzić się z ręką w nocniku.
To samo tyczy się studiujących - idą na taki kierunek - bo dobra uczelnia, bo informatycy i inżynierowie są potrzebni, bo zarabiają 10k / m., i myślą że będą ustawieni. Nie chce naprawdę się wypowiadać o technicznych kierunkach poza informatyką, ale mam kumpla na 4 roku studiów infy i jeszcze nie ma doświadczenia. Większość czasu traci z dziewczyną (de facto niezbyt mądrą). I póki co jeszcze się nie obudził, jak pytam go w czym kodzi, to mówi "a robimy na zajęciach w tym a w tym".

2

@poszukujacy, nawet w przytoczonym przez ciebie artykule jedna z dziewcząt mówi:

Popełniłam błąd na studiach. Byłam na garnuszku rodziców i nie zależało mi na szukaniu stałej pracy. Pieniądze, które zarabiałam jako barmanka, wolałam wydać na wyjazdy snowboardowe, wakacje. Teraz wiem, że trzeba było iść na staż, nawet bezpłatny. Osoba w moim wieku powinna mieć cztery lata doświadczenia zawodowego, a ja studiowałam też inne kierunki, z których nic nie wyszło i jestem parę lat do tyłu.

Ona ma doskonałą świadomość, że jest sama sobie winna.

Gdyby autor wątku był jedyną osobą z tym problemem, to można byłoby powiedzieć, że jest to jego problem. Tymczasem takich osób, które uwierzyły w reklamę i prestiż uczelni są dziesiątki tysięcy, a to już jest problem całego społeczeństwa.

Kurde, no nie wiem, ja to jednak mam bardzo niską tolerancję na głupotę... Nawet gdy jest ona na skalę społeczeńśtwa :/

Dziewiętnastolatek, to praktycznie dorosła osoba

Niektórzy są dorośli w wieku czternastu lat, a inni w wieku czterdziestu jeszcze nie są. To nie zależy od wieku.

Wtedy nie ma (a na pewno być nie powinno) presji ze strony rodziców i spełniania ich fanaberii.

No niestety, ale bardzo często jest. To zazwyczaj rodzice wysyłają i opłacają dzieciom utrzymanie podczas studiów, bo przecież "trzeba być magistrem". Niewielu rodziców powie dziecku - zostań hydraulikiem, to będziesz dobrze zarabiał.

Mając 19 lat, człowiek powinien wiedzieć, co chce dalej robić tak, żeby być z tego zadowolonym.

Powinien, bo? To jakiś odgórny nakaz czy Twoja opinia?
Z tego, co ja zauważam, to większość osób w tym wieku jednak nie wie.

No to jest racja, że jedni są głupsi inni są mądrzejsi. Jedni dorastają w wieku 19 lat i są w stanie ruszyć dupę i iść do pracy, a inni do końca studiów wolny czas poświęcają na balowanie. No i w efekcie jedni będą mieli pracę, a inni będą pisali smutne listy do gazety.

Moi rodzice również chcieli mi wskazać najlepszą wg nich drogę kariery. Ja ich nie winię, chcieli dobrze... ale sama chciałam inaczej. Aby sprzeciwić się rodzicom, jedyne co musisz zrobić, to uniezależnić się finansowo. Nic więcej, tylko tyle - pójść do pracy! I nagle tracą całą magiczną moc kontroli twojego zachowania.
Jeżeli ktoś nie chce stać się samodzielną osobą, nie chce odciąć pępowiny - mam dla niego bardzo, bardzo mało szacunku.
A odcinając pępowinę pieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu, bo od razu zyskujesz jeszcze doświadczenie zawodowe. Genialne, nie? Normalnie ja pitolę, nie wiem jak ja na to wpadałam. Cale dnie siedziałam i obmyślałam ten sprytny plan ;/

Nawet jeżeli mając 19 lat nie jest się na tyle sprytnym - ile lat potrzeba, by zauważyć, że wszyscy dookoła już dawno mają pracę (a co za tym idzie doświadczenie zawodowe)...?

0

Moi rodzice również chcieli mi wskazać najlepszą wg nich drogę kariery. Ja ich nie winię, chcieli dobrze...

Moi tak samo :)
Już za czasów gimnazjum planowali mnie wydać do technikum ekonomicznego (miałem pracować według nich w bankowości). Cóż... ja nie lubię gdy ktoś za mnie decyduje i od najmłodszego potrafiłem sam zdecydować. Ależ była walka wtedy. Rodzice próbowali lekko zastraszyć, że "dobrze, ale pamiętaj jak Ci się nie uda to sam sobie jesteś winien", "my chcemy dla Ciebie dobrze. Starsi jesteśmy wiemy lepiej." itd.
Oj było gorąco, ale twardo się postawiłem naprawdę trzeba było im pokazać, że nie wygrają no i poszedłem do LO (zamiast do tech) na kierunek mat-inf (zamiast ojcowego ekonomika lub matczynej humanistyki) :D
Z roku na rok byli co raz bardziej spokojni. Aż dziś sobie nie wyobrażają mnie nigdzie indziej jak w programowaniu :D

A dodam jeszcze, że jestem jedynakiem i niestety, ale moi rodzice to typowi rodzice jedynaka. Chuchają i dmuchają nawet jeszcze dziś na mnie mimo, że teraz to sobie dmuchać mogą tak do siebie na zapas :P Po prostu trzeba wiedzieć co się chce i twardo się postawić.
Ja jako jedynak w wieku 15 lat dałem radę to facet w wieku 19 lat nie miałby sobie dać O_o?

Po prostu tak jak Aurel napisała - głupota ludzka. Nawet jeśli sięga ponad połowy społeczeństwa to nadal jest głupotą.
Jeśli ktoś nie wie co ze sobą zrobić i jest popychadłem rodziców / nauczycieli / mediów / kolegów / głosów w głowie to z takiej osoby nic nie będzie. Trudno - życie jest brutalne.

Poza tym szczerze - na studiach po zajęciach czym można się innym zająć jak nie pracą / programowaniem / nauką (na przykładzie programisty)?
Niczym, chyba, że ktoś ma w planach imprezy, szlajanie się z kumplami, zabawianie z dziewczyną 12h na dzień albo granie w gry.

Większość wybiera te "uciechy", a potem beczą,że pracy nie ma.

0

aurel
Tak z ciekawości od razu zaczynałaś pracę w IT? Czy mieszkałaś w rodzinnym domu/mieście i tam studiowałaś czy w innym?

0

@somekind:

Czemu zatem uczelnie tego nie robią? Czemu nie prowadzą praktycznych kursów, czemu nie uczą przedsiębiorczości, czemu nie uczą rozwiązywania problemów i samodzielnej pracy? Czemu uczciwie nie powiedzą studentom - damy wam właściwie nieprzydatne, teoretyczne podstawy, bo nasza stetryczała, betonowa kadra nic innego nie potrafi, a o swoją karierę i przyszłość zawodową musicie jakoś zadbać sami?
Tego nie ma - jest tylko marketing, mowa o "najlepszym kierunku na najbardziej prestiżowej uczelni w Polsce". A niestety młodzi ludzie w to wierzą, bo kto ma im powiedzieć, że to nie jest prawda? Ranking Perspektyw, w którym ciągle pieprzą o tym jakie to nasze uczelnie są wspaniałe? Rodzice, którzy nie mają o tym pojęcia? Nauczyciele w szkole średniej, którzy pamiętają swoje porządne studia, dzięki którym dostali bez problemu pracę, ale o współczesnym rynku nie mają pojęcia?

Jakim cudem uczelnia ma Cie nauczyć samodzielnej pracy?
To prawda, że wiele przedmiotów jest zupełnie niepotrzebnych i mocno teoretycznych, ale skoro studiujemy to studiujemy całą dziedzinę. W innym przypadku wystarczyłoby pootwierać zawodówki typu "programista klas bazowych w Javie" czy "lekarz prawej nogi". Chodzi głównie o to, żeby mieć pojęcie o ogóle, a dopiero potem zagłębiać się dalej.
Większość ludzi z takiego założenia wychodzi, że najpierw studia a potem się martwić pracą, dlatego jest jak jest.
Kadra w niektórych miejscach naprawdę jest dobra i można to przyznać z ręką na sercu, że niektórzy ćwiczeniowcy i wykładowcy potrafią zarazić pasją i zmotywować do większego wysiłku. Zawsze znajdą się też tacy, którzy są niereformowalni i za cholerę nie da się ich przekonać, że nowsze jest lepsze. Przykład - znajomy z roku, miał ćwiczeniowca, który nienawidził Quicksorta i zawsze kazał stosować sortowanie bąbelkowe. Po co? Nie wiem, nikt nie wie czemu tylko tego się trzymał.
Rodzice czy nie mają pojęcia to kwestia sporna. Większość, albo się tym interesuje i po prostu stara się doradzać swoim dzieciom najlepiej, jak może, ale NIE podejmuje za nich decyzji. Inni w ogóle się nie zajmują przyszłością swoich dzieci (np. po ukończeniu 18 lat) - jest dorosły niech sobie radzi. Z jednej strony to dobrze z drugiej źle.

Nie bardzo rozumiem tego "jeśli nie jest to medycyna". Ukończenie medycyny wymaga dokładnie tego samego, czego ukończenie innych kierunków, jest tylko więcej zbędnej pamięciówki. I efekty są równie beznadziejne.

Więcej? W porównaniu z jakimkolwiek innym kierunkiem jest znacznie trudniejsza i wymaga naprawdę dużo. To nie jest typ studiów, gdzie można odstawić totalną sielankę.

Dziewiętnastolatek, to praktycznie dorosła osoba

Bo?
Niektórzy są dorośli w wieku czternastu lat, a inni w wieku czterdziestu jeszcze nie są. To nie zależy od wieku.

Bo już jest na tyle dorosły, że może zdecydować co chce robić i nikt go za rączkę nie powinien prowadzić. A co z tym zrobi, to zależy tylko od niego.

Wtedy nie ma (a na pewno być nie powinno) presji ze strony rodziców i spełniania ich fanaberii.

No niestety, ale bardzo często jest. To zazwyczaj rodzice wysyłają i opłacają dzieciom utrzymanie podczas studiów, bo przecież "trzeba być magistrem". Niewielu rodziców powie dziecku - zostań hydraulikiem, to będziesz dobrze zarabiał.

Mając 19 lat, człowiek powinien wiedzieć, co chce dalej robić tak, żeby być z tego zadowolonym.

Powinien, bo? To jakiś odgórny nakaz czy Twoja opinia?
Z tego, co ja zauważam, to większość osób w tym wieku jednak nie wie.

Moja opinia.
Nie powiedziałem, że wszyscy wiedzą. Stwierdziłem, że POWINNI wiedzieć, bo to jest już ten czas, kiedy w swoim życiu należy samemu zacząć decydować.

Fakt faktem, że większość ludzi idzie na studia tylko po to, bo jest taka moda. Tylko później albo wylatuje po roku, albo kończy studia i piszę posty takie jak autor tego tematu.

I to jest właśnie ewidentna wina uczelni, że w ogóle wpuszczają do siebie takie osoby.</quote>
Dlaczego? Mógł przyjść ambitny i chętny do nauki, ale np. wolność z dala od domu, sprawiła, ze olał wszystko. Uczelnia nie ma na to wpływu, bo siłą nikt nikogo trzymać nie będzie.

@othello:

Nie zgadzam się z tym, realia są inne. Mieszka sobie taki ktoś w małym mieście albo na wiosce, gdzie w ogóle wyższe wykształcenie to rzadkość. Dostał się na renomowaną uczelnię, wszyscy pieją z zachwytu albo z zazdrości, bo widzieli w telewizji jak tym wykształciuchom to dobrze w życiu jest i jakie to kokosy zbijają za siedzenie za biurkiem. Taki przyszły student zaczyna myśleć że złapał Boga za nogi i jeśli tylko skończy tą świetną renomowaną uczelnię to przyszłość ma zapewnioną. A okazuje się inaczej.

Ale co to ma za znacznie skąd kto jest? To nie są te czasy, kiedy wyjazd do miasta to była atrakcja i wszyscy się zachwycali. Realia są inne, teraz nikt na to nie patrzy. To jest takie gadanie, że człowiek ze wsi to mało wie o świecie i wszystkim się zachwyca.

0
aurel napisał(a):

Nawet jeżeli mając 19 lat nie jest się na tyle sprytnym - ile lat potrzeba, by zauważyć, że wszyscy dookoła już dawno mają pracę (a co za tym idzie doświadczenie zawodowe)...?

Wszyscy dookoła? Gdzie tak jest?
Większość raczej ten sam problem ze znalezieniem pracy, bo są w tej samej czarnej dupie wytworzonej przez system.

Statsy napisał(a):

Ja jako jedynak w wieku 15 lat dałem radę to facet w wieku 19 lat nie miałby sobie dać O_o?

A ja w wieku 13 lat, tylko co to za licytacja?

Nie każdy ma tak jasno sprecyzowane zainteresowania, że już w gimnazjum wie, co chce w życiu robić. Nie każdy jest taki bystry, sprytny i inteligentny. Wreszcie, to, że Wy jesteście tacy, nie znaczy, że wszyscy muszą być tacy sami.

Niepojmowanie tego i oczekiwanie, że każdy będzie taki jak Wy jest nierozsądne. Nazywacie tutaj głupotą brak życiowego doświadczenia u nastolatka - i to dopiero jest głupota.

Ja nie twierdzę, że nie ma leniwych, głupich i niezaradnych studentów, bo tacy są, i może nawet większość jest taka. Ludzie balują i obijają się zamiast uczyć, a potem płaczą, że nikt ich nie chce zatrudnić. Problem w tym, że uczelnie na to pozwalają, że idą w ilość, że byle głąb i antytalencie może na politechnikę przyjść i ją skończyć. (A potem nieraz tam zostać i wykładać.) A z drugiej strony uczelnie nijak nie pomagają w zdobyciu zawodu i wejściu na rynek pracy.

allocer napisał(a):

Jakim cudem uczelnia ma Cie nauczyć samodzielnej pracy?

Wymuszając zaliczenie realnych praktyk i staży oraz pomagać w ich zdobyciu, kładąc nacisk na robienie przez studentów sensownych projektów indywidualnych i grupowych, zgodnie z dobrymi praktykami i standardami obowiązującymi w przemyśle, itd. A także uświadamiając od początku, że studia to nie wszystko, zachęcając do własnego rozwoju i nie utrudniając go. I to nie są żadne cuda, to kwestia organizacji i dobrej woli.

Większość ludzi z takiego założenia wychodzi, że najpierw studia a potem się martwić pracą, dlatego jest jak jest.

To założenie nie bierze się znikąd - media, rodzina, szkoła, uczelnia je wpajają i skrzętnie pielęgnują.

Jak ja trafiłem na PW, to pan pożal się Bożenko prodziekan (do tej pory zastanawiam się, co w nim takiego pro było), otwarcie mówił - nie idźcie do pracy, bo nie dacie rady na studiach. Jak się ma 18 lat i słyszy się takie słowa od kogoś, kto z racji siwych włosów i tytułu naukowego ma autorytet z automatu, to się mu wierzy.

Wszakże po ukończeniu uczelni otrzymuje się tytuł zawodowy. Co w końcu powinny oznaczać te słowa?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1