Choć maturę rozszerzoną z matematyki zdałem zajebiście to na sam pierw byłem przeciwko studiowaniu. Jestem samoukiem i sam wolę decydować czego się uczyć i w jakim stopniu. Lubię podążać za ciekawością, a nie robić byle co, aby było. Nie znoszę przymusu i tak nudnego trawienia czasu.
W domu miałem o to awantury. Z resztą jako typ bez zawodu byłem bez głosu. Dość miałem narzekań więc studia były mi pisane. Co w głowie wtedy miałem hmm.. Na pewno nie miałem oczekiwań wobec studiów, sam sobie nieźle radziłem i jedyne czego chciałem to po prostu znaleźć temat dla którego warto było by się poświęcić
Pierwszy miesiąc byłem wzorowym studentem (akurat nie miałem wtedy komputera). Interesowałem się wszystkimi przedmiotami i sporo siedziałem nad matmą. Wszystko starałem się zrozumieć, każdy wzór chciałem rozgryść tak, by nie uczyć sie na pałę.
Lecz po miesiącu jak to zwykle u mnie bywa, zacząłem rozmyślać nad tym co robię, nad tym dokąd zmierzam i nie podobało mi się wcale, że nie robię nic w deseń moich upodobań. Czemu nie tworzę oprogramowania tylko param się bezduszną matematyką? Wiem, że matma bywa przydatna, ale ja preferuje naukę wybiórczą inaczej zostałbym matematykiem.
Wtedy kupiłem nowy piec i ostro programowałem dzień i noc, poza tym mnóstwo godzin spędziłem na pokerze, piciu i oglądaniu dup w sieci. Doba ma 24h, a mnie ciągle brakowało czasu. Dlatego odpuściłem sobie wykłady i zacząłem sypiać na ćwiczeniach.
Moim skromnym zdaniem choć byłem zajebisty w aspekcie programowania to nie miałem ambicji, aby wysiedzieć tam dłużej. Z resztą bezmyślnie zrobiłem, że udałem się na polibudę, bo kolejny semestr jaki mnie czekał to fizyka i pochodne przedmioty. Nie miałem ochoty tracić czasu dalej i rzuciłem studia. Może zbłądziłem? W każdym razie niczego nie żałuje, spędziłem ten czas całkiem dobrze ; >
Mój powrót do domu nie miał happy endu. Słowo awantura to zbyt wielkie uproszczenie sytuacji w jakiej się znajdowałem. Szkoda gadać : /
Dopiero później pojawiło się światełko w tunelu. Mogłem włączyc komputer ^^ . Wtedy na sam pierw z powodu złości pogrzebałem swoje zainteresowania i skupiłem się na tym, aby wreszcie mnieć pracę. Dlatego spędziłem kilka miesięcy na czytaniu, kodowaniu i poznawaniu najpopularniejszych językow, frameworków. Szukałem branży w której się sprawdzę.. i ciągle nie umiałem się wpasować. Ciągle marudziłem. Nad kodem ziewałem. To było chore, rzygać mi się na ekran chciało. Wtedy nie czułem w sobie żadnej pasji, przejawów zainteresowania. Myślałem, że tak właśnie wygląda wypalenie.
Dni mijały jeden po drugim, a ja w zasadzie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Miałem wszystko w dupie. Dopiero, gdy przestałem myśleć o przyszłości, o zawodzie, wtedy na nowo ożyłem. Obudziłem zainteresowania i uczyłem się w programowanie w logice, programowania funkcyjnego, metaprogramowania. Ciekawiły mnie języki, sztuczna inteligencja, bardzo podobały mi się teksty o sztucznych sieciach neuronowych. Byłem bardzo głodny wiedzy.
Wtedy zaczeły się kolejne studia. Uhh.. wkopałem się, ale innego sposobu nie miałem, aby nie wdawać się w kolejne domowe wojny.
Tym razem wybrałem uniwerek, bo za fizyką i elektroniką nie przepadam. Nie mieszkałem w akademiku i przez większość tygodnia nie miałem dostępu do własnego pieca. Uczęszczalem na zajecia i ciągle w głowie miałem jedno wielkie WTF. Wszystko było wymazane gównem, a to otoczenie drętwe, a to wykładowcy mówią bez polotu, a to przedmioty programistyczne nudne, a to matma tylko z nastawieniem na mechaniczne liczenie. Choć w indeksie miałem same 4 i 5 to i tak nic wartościowego się nie nauczyłem. Z niczego nie byłbym dumny. Po prostu czas zmarnowałem, bo to ani mi się przyda w pracy ani hobistycznie.
Żałuje, że ponownie studiuje informatykę, bo te studia mnie ograniczają zamiast pomóc w rozwijaniu horyzonów. Gdybym mógł zawrócić to z wykształcenia wolałbym być już bardziej psychologiem, filozofem czy nawet polonistą. Podczas, gdy zawód wiązałbym z programowaniem.
Myślałem nad sztuczną inteligencją. W końcu to ciekawi mnie najbardziej ze wszystkich tematów z resztą nie tylko to mnie ciekawi. Mam wiele tematów nad którymi byłby fajnie porozważać. Dlatego myślałem, że jeśli chce móc w tym zakresie być kimś to muszę mierzyć w doktorat. Rozmawiałem z jednym doktorem, który zainteresował się mną. Próbował mnie wkręcić do kodowania projektu w pythonie. Oferował mi dobry start i pomoc, ale perspektywa poświęcania blisko 9 lat po to, by móc spęłnić się w zawodzie nie specjalnie mnie bawiła. Nie chcę cieszyć się tylko kodem, a bez kasy trudno realizować pozostałe marzenia.
W chwili obecnej olewam studia i całe dnie spędzam nad javascriptem i rubym. Przestałem rzygać i przekonuje się do pragmatycznego myślenia, do kodowania dla innych osób. Także nie ma źle : > Teraz choć programowania nie postrzegam jak pasji to i tak lubię to.
*Czy warto studiować? *
Nie wiem, ale na pewno warto spróbować : > Teraz, gdy tak o tym rozmyślę to najbardziej brak mi pokeru z lokatorami : )