Pytania dla "dziadków-programistów";D

0

@somekind:
Trochę za bardzo uogólniasz moim zdaniem. Wychodzisz z założenia, że ci, którzy młody się hajtneli to nieuki bez wykształcenia, co wcale prawdą nie jest. Znam wielu młodych ludzi, którzy po prostu postanowili się pobrać już na studiach, ba, kończyli te studia bądź wciąż studiują. Nie ma reguły, jeśli ktoś ma taka wewnętrzną potrzebę, żeby się żenić i jest tego pewien, to dlaczego ma z tego nie skorzystać?
Na studiach jest masa dziewczyn, które są i ładne i inteligentne. Nie mówie, że wszystko co się rusza jest zajebiste, ale na prawdę spokojnie da się znaleźć drugą połówkę :).
Wychodzę jednak z założenia, że jesteś starszy ode mnie i bardziej doświadczony, ale może Twoi znajomi, którzy, jak mówisz olali karierę, nie mieli możliwości studiowania?
Nie każdy człowiek bez szkoły wyższej jest bucem.

Po 20 roku życia wyrasta się z szukania ideałów :P.

Co do autora tematu, to:

  1. Oczywiście, rano śniadanko, później coś sie poprogramuje, wieczorem mecz lub dobry film :P
  2. Na jedzenie starcza :D
  3. Uczyć się, pisać, uczyć się, pisać
0
allocer napisał(a)

@somekind:
Trochę za bardzo uogólniasz moim zdaniem. Wychodzisz z założenia, że ci, którzy młody się hajtneli to nieuki bez wykształcenia, co wcale prawdą nie jest.

Nie tyle wychodzę z założenia, co opisuję sytuację, którą zauważam wśród moich znajomych - zdecydowana większość tych "młodoożenionych" to tacy ludzie.

Na studiach jest masa dziewczyn

Nie na infie. ;)

Wychodzę jednak z założenia, że jesteś starszy ode mnie i bardziej doświadczony, ale może Twoi znajomi, którzy, jak mówisz olali karierę, nie mieli możliwości studiowania?

No nie, bo np. byli na to zbyt leniwi albo woleli się zająć demontażem radioodtwarzaczy samochodowych. ;)

Nie każdy człowiek bez szkoły wyższej jest bucem.

Tu się zgadzam. Ja nie oceniam tych ludzi, opisuję tylko swoje statystyczne spostrzeżenia.

0
somekind napisał(a)

Nie na infie. ;)

Ee, no bez przesady, żeby szukać kobity, która też jest informatykiem :P. Ja tam bym nie umiał żyć z kimś, kto zajmuje się tym samym na co dzień, co ja.
Trzeba łapać znajomości i się wkręcać.

0

Dobra, olać temat kobiet, zająć się trzeba czymś poważnym. ;)

wasiu napisał(a)

a ja mu wspolczuje... 6 lat studiow, 2 lata stazu, potem 6 lat specjalizacji... a jak zakuwal ostro przed studiami to co on ma z zycia? Zadowolenie jaki to jest zajebisty? Nawet jesli po tej medycynie sie wybije, to i tak tego efekt dopiero bedzie mial kiedy... kolo 40tki? Toc to polowa zycia zlatuje i juz wtedy nie pozwolisz sobie na to samo co jak miales 20 lat.

Uściślając, w Polsce to 6 studiów, 11 miesięcy stażu i zazwyczaj 3 lata specjalizacji. Jednym satysfakcję daje imprezowanie i znajomi, innym nauka czy pomoc ludziom. W zasadzie ta pierwsza opcja sama w sobie nie daje żadnych efektów, nawet koło 40tki.

Sporo słów tutaj padło o byciu i zostawaniu geniuszem. A są tu jacyś geniusze? ;>
Myślę, że to, że ktoś w wieku lat 15 nie ukończył Harvardu nie wyklucza go ostatecznie z tego grona. Zawsze może wpaść na jakiś genialny pomysł, nawet jeśli nie zakuwał całe życie i nie pracował w Google jako dwudziestolatek.

0

Umówmy się, studiowanie medycyny to jest kobyła, informatyka kobyłą nie jest, ale wymaga dużo samodzielnej pracy kiedy się chce coś osiągnąć. Nie mówie tu wcale o byciu geniuszem, wygrywaniu OI czy konkursów algorytmicznych, bo to robią ludzie, którzy żyją tym od zawsze, a nie zaczęli wczoraj. Należy im się wiele szacunku, za to bo to nie są proste rzeczy.
Jeśli ktoś zamierza pracować w dobrej firmie programistycznej, wcale nie musi być geniuszem. Wystarczy, że odpowie sobie, co chce robić i to zrobi. Bez pracy nie ma kołaczy, a patrząc na dzisiejszy poziom młodzieży w Polsce (nie obrażając inteligentnych), to o konkurencje w przyszłości jakoś się specjalnie nie lękam, co nie znaczy, że nie trzeba pracować więcej :).

0

Off-topic, mały flejm, a mało konkretnych odpowiedzi... standard :).

Część flejmową niniejszego posta mamy za sobą, teraz postaram się odpowiedzieć na te pytania. Nie jestem może dziadem, choć dla kogoś w szkole średniej mogę się nim wydawać. W każdym razie, obecnie jestem senior developerem w dużej korporacji, a we wcześniejszych pracach też byłem "seniorem", więc może i coś w tym jest.

mto9 napisał(a)
  1. Jak wygląda dzień programisty to znaczy czy robi coś więcej niż pisanie programów?;]

To się zmienia w zależności od firmy i aktualnego klimatu/projektu.

Np.

  1. Przychodzisz do roboty na 12:00, bo pracowałeś przez pół nocy z domu żeby wyrobić się z ukończeniem softu na poranną premierę.
  2. Pijesz energy-drinka.
  3. Gorączkowo kodujesz poprawiając bugi, przy czym ty jeden odpowiadasz za development tego (niewielkiego) projektu, więc nikt ci nie wchodzi w grę i wydajność jest spora.
  4. Robisz trochę kodu na pałę, który potem będziesz musiał ukradkiem zrefaktoryzować. Ukradkiem, bo nikt ci na to czasu nie przeznaczy.
  5. Zamawiasz pizzę.
  6. Spadasz z firmy jak tylko skończysz.
  7. Doliczasz sobie nadgodziny z dwukrotną stawką za tę pracę w nocy.
  8. Mówisz "nigdy więcej".
    Nie polecam tego trybu, ale zdarza się -- szczególnie na początku.

Albo (tu już normalny czas pracy):

  1. Od rana kodujesz, dodając nową funkcjonalność na podstawie specyfikacji projektu.
  2. Mailujesz z Project Managerem (kolesiem, a często kobietą, która odpowiada za cały projekt i pośredniczy pomiędzy tobą a klientem; czasem jeszcze są Account Managerowie, czasem ich nie ma). Prosisz o uściślenie wymagań. Mówisz, że jeden z bugów, który zgłosił klient, to nie twoja działka, tylko programistów odpowiedzialnych za X.
  3. Poprawiasz jakieś bugi.
  4. Ukradkiem refaktoryzujesz trochę kodu, tj. poprawiasz jego jakość/czytelność bez zmiany jego działania -- dzięki temu w projekcie nie robi się totalny gnój.
  5. PM zaprasza Ciebie i jeszcze jakiegoś programistę od innego modułu na półgodzinną rozmowę, na której na podstawie mętnej specyfikacji szacujesz czasochłonność jakiegoś projektu. Coś ściemniasz, tłumaczysz, że ciężko to estymować, na wszelki wypadek mnożysz to co ci wyszło razy dwa. PM mówi, że "a czy nie dałoby się krócej?". Mówisz, że nie. PM nalega. Mówisz: OK, ale jaką funkcjonalność obcinamy? PM mówi, że żadną. Jak jesteś dobry, to nie ustąpisz. Jak nie masz siły lub jesteś słabszy, to pozwolisz im mieć złudzenia i totalnie bezsensownie podasz krótszy termin -- a potem się okaże, że ten pierwszy był mniej-więcej dobry.
  6. Kodujesz. Przyszedł mail od PM-a: nowe poprawki/zmiany. Część totalnie niespodziewanych, więc musisz przebudować to i owo.
  7. Tłumaczysz coś mniej doświadczonemu programiście.

Albo tak, trochę normalniej:

  1. Przychodzisz na 9, mniej-więcej.
  2. Na 13 Twój szef ma rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem o pracę. Dzień wcześniej doszliście do wniosku, że te testy kwalifikacyjne, które dajecie kandydatom mają już 1.5 roku i są trochę przestarzałe. Parę technologii odeszło, parę doszło. Trzeba to update'ować. Zgadnij kto to będzie robił, starszy specjalisto?
  3. Wywalasz niepotrzebne zadania z testu.
  4. Myślisz nad paroma nowymi zadaniami. Dać trudniejsze, czy łatwiejsze?
  5. Uznajesz, że dasz łatwiejsze do zrobienia jako takiego, ale z możliwością wykazania się. Jeśli dla kilku kandydatów okażą się prościzną, to potem je podkręcisz.
  6. Sklecasz zadanie, prosisz kumpla żeby je rozwiązał.
  7. Widzisz, że poszedł w zupełnie inną stronę niż oczekiwałeś.
  8. Konsultujesz z kumplem jego tok rozumowania, myślisz na chybcika jak poprawić nieścisłości, pytasz go o radę.
  9. Poprawiasz zadanie.
  10. W międzyczasie czytasz zadanie chyba stukrotnie i piszesz jedno lub kilka możliwych rozwiązań: nie chcesz żeby w zadaniu był babol.
  11. Jeśli wciąż niewystarczająca liczba zadań, skocz do punktu 6.
  12. Masz wystarczającą liczbę zadań, już przez kogoś przetestowanych. Dajesz je wszystkie do rozwiązania drugiemu kumplowi.
  13. Wprowadzasz ewentualne poprawki.
  14. Idziesz z szefem na rozmowę kwalifikacyjną jako konsultant. Starasz się zminimalizować czynnik stresu u kandydata. Razem analizujecie test rozwiązany przez kandydata. Jeśli widzisz błąd, starasz się go naprowadzić na rozwiązania. Próbujesz wyciągnąć z kandydata jak najwięcej z tego, co potrafi -- to nie takie proste, bo test jest jednak trudny, a stres każdemu jakoś daje się we znaki.
  15. Po rozmowie przedstawiasz szefowi swoją rekomendację.
  16. O, już 17.

Zauważ, że w ten dzień nie zrobiłeś ani jednego "normalnego", koderskiego projektu ;). No, ew. skubnąłeś coś tu czy tam.

Inna możliwość:

  1. Spotkanie SCRUM-owe wraz z video-konferencją z innym miastem/krajem. Każdy mówi, co będzie robił w najbliższym czasie, omawiane są też bieżące sprawy.
  2. Pomagasz kumplowi z jakimś bugiem. Z miejsca strzelasz poprawne rozwiązanie problemu. To się zdarza: czasem opłaca się kogoś zapytać, gdy zbyt długo się nad czymś głowimy.
  3. Kodujesz trochę nowej funkcjonalności na podstawie nienajlepszej specyfikacji.
  4. Gadasz z kumplami, a potem z przełożonym o konieczności otrzymywania lepszych specyfikacji. Tym samym "zgłaszasz się na ochotnika" do napisania ankiety, którą musi wypełnić każdy właściciel projektu.
  5. Trochę kodujesz.
  6. Lunch. Spadacie do jakiejś restauracji.
  7. Siadasz z kumplem, z którym robisz projekt. Szukacie luk w specyfikacji, wszelkich nieścisłości. Przeglądacie projekt. Nie wiesz jak to działa albo jaki to ma sens? Zapisujesz pytanie do PM-a. Lista robi się ździebko długa, zajmuje to wszystko kilka godzin.
  8. Na podstawie rozmowy z kumplem i waszych "best guessów", tworzysz mockup (makietę) nowej wersji aplikacji dla PM-a i dla klienta żeby pokazać jak to Waszym zdaniem ma wyglądać.
  9. Robisz pół-formalną inspekcję kodu innemu programiście, używając odpowiedniego oprogramowania.
  10. Tłumaczysz innemu kumplowi przez telefon konwencje w nowym frameworku, bo Ty w nim robiłeś już jakiś projekt, a kumpel nie.
  11. Implementujesz "na poważnie" trochę funkcjonalności z makiety -- wybierasz te, które praktycznie na pewno znajdą się w projekcie.
  12. "Papierkowa robota", przy czym papier jest elektroniczny: w odpowiednim programie zapisujesz ile nad czym przepracowałeś godzin.

To są DNI PRACY. Odnośnie (nie)posiadania życia i integracji...

W poprzednim tygodniu byłem na browarze 3x, za czwartym zlamiłem i poszedłem, ale nie piłem, bo uznałem że chcę mieć jednak więcej dni niepijących niż pijących. Byłem też w kinie na jednym filmie, a także 2x na siłce (ciężko mi się ogarnąć z normalnym rytmem treningów, ale dobre i to). Wiadomo: są tylko dwie okazje żeby spotkać się z kumplami. Alkohol i sport.

W tym tygodniu na browarze byłem raz, z ziomami z pracy. Sztywno na pewno nie było, ani informatycznie. W piątek większa impreza ze znajomymi, a jutro może jakaś sesja w Starcrafta...

mto9 napisał(a)
  1. Ile ok. zarabia programista?

W umowach niestety często piszą, że nie wolno podawać nikomu swoich zarobków.

Bywa różnie.

Na studiach możesz spokojnie mieć 3k netto jeśli jesteś dobry (jak nie -- 1.500). Parę lat potem możesz dołożyć do tego 30%, a możesz i 100%. Mówię tu o mojej -- niezbyt dochodowej -- branży webowej. Pracując na kontrakcie w takim SAP-ie to się już dostaje przelewy w dziesiątkach tysięcy zł, ale nie wiem czy kodowanie w SAP-ie jest tego warte ;).

Tu naprawdę dużo zależy od umiejętności. Rozstrzał jest bardzo duży.

mto9 napisał(a)
  1. Co zrobić, aby nie wylądować jako nauczyciel w szkole średniej ucząc psio tylko pracować w jakieś dobrej firmie?

Skoncentrować się na tym, żeby być coraz lepszym. Nie "sumiennym". Nie chodzi też o to, by narzekać, że "w szkole niczego praktycznego nie uczą". NIKOGO to nie obchodzi. Zdobycie umiejętności to TWOJA odpowiedzialność. Dobra uczelnia daje zwykle dobre impulsy i okazje, ale szkolić się trzeba samemu. A jak uczelnia nie daje nawet tego, to... zróbże coś, żebyś sam sobie dał radę.

Ja lubię czytać dobre książki branżowe (beletrystykę też, ale mniejsza o to). Kupiłem sobie i przeczytałem już kilkadziesiąt.

Trzeba dbać o swój poziom i rozumieć wagę samopolepszania się. Jeśli zrozumiesz, że musisz praktycznie CIĄGLE się doszkalać i polepszać i że to TWOJA odpowiedzialność, a nie czyjaś inna, to sobie poradzisz. I znajdziesz sposoby.

Praca w dobrej firmie może pomóc. W "dniu z życia programisty" wspomniałem o inspekcjach kodu. To mega dobry sposób na doszkolenie się -- gdy ktoś ocenia Twój kod i daje swoje sugestie. Raz, że nikt nie zna wszystkich sztuczek i na inspekcji ktoś może ci jakąś fajną podsunąć. Dwa: wiedząc, że ktoś zrobi ci inspekcję, po prostu bardziej się starasz.

Praca w złej firmie może niestety przeszkodzić. Możesz stracić wiarę w to, że może być się złych praktyk itp.

0

Z dzisiejszego punktu widzenia trochę mnie to przeraża.. Cała ta presja która na tobie ciąży.. Fakt,że jeżeli nie skończysz projektu na czas może źle wpłynąć na sytuację zawodową... Ale chyba idę w dobrym kierunku, bo chęć samodoskonalenia się jest we mnie.. Na pewno w wolnym czasie wole poczytać jakąś książkę(symfonie c++) lub napisać jakiś prostu program niż grać w jakieś rpg online jak większość w moim wieku.. Nie powiem bo mnie też raz na jakiś czas łapie chęć pogrania w jakąś gierkę;D.. A jak Wy uczyliście się programowania? Bo ja jak na razie uczę się z książki "C++ dla każdego" ale co dalej?

0

Dalej to po prostu pisz programy :) Zacznij od malych a duzo sie nauczysz... ot standardowo jakis timer do wylaczania kompa, jakis organizer, cos do zarzadzania plikami - ot chociazby by ladnie zdjecia numerowac, a to moze automat do sciagania zdjec golych panienek z neta, czy jakis parser np do danych jakbys amatorsko gral na gieldzie, czy w lotto.
Uczac sie samemu raczej nie dowiesz sie jak wygladaja duze projekty ale zeby do nich przysiasc to trzeba miec juz jakas praktyczna wiedze - a pozniej w duzych projektach robisz ich czesci ktore poza wpieciem w wiekszego frameworka to nie roznia sie zlozonoscia detalami od wlasnych malych projekcikow :)

A co do stwierdzenia 'wszystkie fajne dziewczyny sa juz zajete' - to niestety ma ono w sobie duzo racji dla ludzi, ktorzy uwazaja, ze dziewczyna powinna byc romantyczka i pokochac z calego serca jedna i tylko jedna osobe... a nie n'ta z rzedu. A takie rzeczy to tylko za mlodu ;)

0

Nie mieszajcie młodemu w głowie, że ma ryć w książkach jak dziki osioł. W takim wypadku na 110% będziesz żałował zmarnowanych młodych lat.
Sam pamiętam jak na początku szkoły średniej zainteresowałem się programowaniem. Później rodzina zauważyła że jestem w tym dobry, więc wtłoczyli mnie w ramkę "przyszłego informatyka" no i już dalej była tylko nauka i przygotowanie pod kątem studiów. Z miesiąca na miesiąc, z roku na rok stawałem się coraz bardziej aspołeczną jednostką, typowym flanelowcem-pinglarzem. Gdy przyszedł czas na studia, myślałem że uda mi się jakoś "ożywić" moje życie towarzyskie, ale nic z tego, bo mieszkałem we własnym domu, a na uczelnie dojeżdżałem... I kolejne 5 lat powtarzałem te same czynności. Rano wstać --> pójść na zajęcia --> wrócić do domu(tak olewałem nawet propozycje imprez) --> pouczyć się i trochę pokodzić swoje własne projekty --> spać. I tak koło się zamknęło.
Teraz po kilku latach pracy jako programista zastanawiam się, co ja tu k.... robie. Mam ochotę zająć się czymś całkowicie innym.
Jak widać geniuszem nie zostałem, za to z pewnością jestem aspołeczną, wyalienowaną amebą, która już nawet nie potrafi nawiązywać kontaktów z ludźmi.
Tak więc, młode lata lepiej "przebimbać", skosztować studenckiego życia, poimprezować.
Od razu chce zauważyć, że nie każdy imprezowicz jest skazany na kasę w McDonaldzie. Sam kilku takich znałem. Na zajęcia zaglądali sporadycznie, ale pod koniec roku spinali du*e, na poprawkach zaliczali wszystko na 3 i jakoś się prześlizgiwali. W rok czy dwa się wyszaleli i później zabrali się za siebie.

0

@przegrany pod 30tke - cool story bro.

Napakowany ruchacz na imprezie myśli sobie "mogłem się uczyć, zmarnowałem młodość na pukanie panienek" i koło się zamyka. Wasze historyjki na temat "przegranej młodości" wynikają z tego, że nie wiecie co chcecie robić. Poszliście tam gdzie was los rzucił i teraz się żalicie, że zmarnowaliście złote lata.

0

Witam. To moje pytania :

  1. Na jakim poziomie należy mieć algorytmikę aby nie była ona zbyt płytka w pracy?
  2. Czy klepanie na zlecenie n-tej strony webowej to jest już określone jako zwykły klepacz kodu ?
0

przegrany pod 30tke - jak Twoja aspołeczność Ci przeszkadza to teraz gdy jesteś po studiach i masz więcej czasu zacznij się socjalizować. Mówisz tak jakby już nic nie dało się zmienić a to nieprawda.

0

Teraz to jest trochę trudne. Jedyne osoby z jakimi na co dzień obcuje, to ludzie w mojej pracy. A za nimi niespecjalnie przepadam i raczej nie chciałbym ich bliżej poznawać.

0

@frufrufru, co do klepania to nie łudź się, że będziesz robił coś innego. 80% czasu poświęconego na kodowanie to właśnie klepanie. 10% to "dupa debug", a pozostałe 10% to kombinowanie i konfiguracja.
Co do algorytmiki to w pracy rzadko spotykasz się z problemami, które wymagają użycia "warsztatu algorytmów". Zazwyczaj pomaga ona w tworzeniu kodu rozsądnego i wykorzystaniu znanych szablonów i wzorców, a nie rozwiązywaniu jakiś skomplikowanych problemów. Musisz pamiętać, że duża część współczesnej informatyki to implementacja procesów biznesowych, które nie należą do wyrafinowanych zagadnień informatycznych. Więcej problemów będzie sprawiać ogarnianie tego o czym nie pomyślał biznes niż skomplikowanego kodu.

0

Ale dodam, że są jeszcze prace gdzie wykorzystuje się algorytmy i matematykę. Na przykład przetwarzanie sygnałów, data mining & machine learning. Chociaż Polska to zadupie jeżeli chodzi o te tematy to i tak da się znaleźć pracę w dziedziniach które wymieniłem. Za granicą jest z tym znacznie lepiej.

1

@przegrany pod 30tke:
(oraz @autor tematu):

W tym, co mówi przegrany jest trochę racji. Ja też ODRADZAM nie chodzenie na imprezy i rycie 24h. I to mimo tego, że ciągle na forum powtarzam, że ciągła dbałość o swoje kwalifikacje jest integralną częścią profesjonalnego programisty.

Ja np. nie byłem zbyt pilnym studentem. Średnią ocen miałem taką-se. Nie było źle, ale gdybym szedł na średnią, miałbym sporo wyższą -- tymczasem miałem ją praktycznie gdzieś. Z jednej strony potrafiłem spóźnić się z deadlinem projektu, bo w danym miesiącu projektów było kilka (z różnych przedmiotów) i gdyby ktoś chciał zdążyć ze wszystkimi, to żadnego by nie zrobił porządnie. Ja wolałem przyłożyć się do jednego lub dwóch, które mnie naprawdę interesowały i czegoś się przy okazji nauczyć. Często było tak, że po pokazaniu projektu (zrobionego dużo lepiej niż standardowe studenckie "byle zaliczyć i spełnić wymagania" i nieważne, że aplikacja jest praktycznie bezużyteczna) laborant i tak dawał mi 5 mimo że było po terminie, ale nieraz wpadły za to i tróje. Uważam, że wyszedłem na tym dobrze. Nikt mnie na rozmowie o pracę o średnią nie pytał. Jedyny minus: trzeba mieć dobrą średnią by dostać się na najlepsze kierunki na studiach drugiego stopnia, ale to dla mnie nie było krytyczne (ale jak ktoś sam się uczyć nie umie, to niech weźmie to pod uwagę).

Z drugiej strony po prostu nie chodziłem na sporo zajęć (nie tylko wykładów), które mnie totalnie nie interesowały i/lub były bardzo słabo prowadzone. Ludzie chodzili na te wykłady z laptopami i przez 1.5h grzebali w necie. Dla mnie to idiotyczna strata czasu. Ponownie: wolałem mieć obniżoną ocenę za parę "nieuzasadnionych" nieobecności niż tracić czas na te bzdety.

W domu pracowałem sporo, więcej niż inni, ale była to praca efektywna -- robiłem to, co chciałem robić i co zamierzałem robić profesjonalnie. Sam sobie dysponowałem czasem, więc mogłem to kodowanie wciskać w różnych godzinach (czasem w godzinach wykładów :) ) i znaleźć czas na bratanie się z ziomami. Czyli wiadomo: alkohol i sport, bo trzeciej możliwości integracji mężczyźni po prostu nie mają ;).

Ponieważ po clubach chodzić nigdy nie lubiłem, a lubiłem domówki, a sępem nie jestem, to sporo imprez organizowałem u siebie. Poświęciłem trochę czasu na naukę... nauki, takiej samodzielnej, efektywnej nauki. Więc to kolejny powód, dzięki któremu mogłem czasami "integrować się" do rana, a na drugi dzień olać wykłady i potem nadrobić to samemu. Oczywiście, tu wiele zależy od konkretnego przedmiotu -- tego jak nas obchodzi i na ile możemy go sami ogarnąć.

Ja polecam sobie wszystko wyważyć. Robić to, co trzeba robić, a poza tym nie odmawiać sobie tego, co chce się robić. Są ludzie, którzy zapieprzają od samych studiów do czterdziestego któregoś roku życia i dopiero potem mogą powiedzieć: no, to teraz mam luz, wypracowałem sobie wszystko. I co, wtedy zacznie się poznawanie przyjaciół i odwiedzanie imprez? Nie bardzo. Jeśli kogoś to kręci (a przecież wcale nie musi), to niech się trochę wyszaleje w młodości. Tylko niech będzie odpowiedzialny. Mi się zdarzyło na studiach raz czy drugi urąbać głupio przedmiot, ale nie miałem pretensji do nikogo i nie byłem tym zdziwiony. Wykalkulowane ryzyko. Potem trzeba to było nadrobić i tyle, a w międzyczasie trzymać rękę na pulsie i kontrolować liczbę możliwych "przypałów". Bo mam też i takich znajomych, którym "przypały" wymknęły się spod kontroli i ze studiów (za) szybko wylecieli...

Nauka też może być przyjemnością. Są książki branżowe, czy filmiki z wykładów, które pochłania się z prawdziwą przyjemnością. Książkę można czytać niemal wszędzie (na nudnym wykładzie, w autobusie czy pociągu), a filmiki fajnie się ogląda choćby jedząc obiad przy kompie. Nie trzeba więc siedzieć wieczorami i nie wychodzić na piwo z kumplami.

Wczoraj np. po robocie pojechałem 100 km do innego miasta, ponieważ byłem zmęczony to zdrzemnąłem się 1.5h, pojechałem do pubu na piwo ze znajomymi (przez tą drzemkę trochę się spóźniłem, ale to nic), potem after do 3 nad ranem, dzisiaj jeszcze na lekkim kacu pogadałem z kumplem (ma firmę programistyczną) wymieniając się informacjami i doświadczeniem, pomogę przy przygotowaniu żarcia na święta, zrobię sobie kolejny trening biegowy i jeszcze będę miał sporo czasu. Pewnie w weekend nawet zdążę poczynić trochę przygotowań do seminarium z HTML-a 5, które niedługo będę prowadził. I jeszcze piszę posty-kulfony. Czasu jest całkiem dużo jeśli się go nie marnuje. Czasem czasu brakuje, ale na pewno nie ciągle przez kilka normalnych studiów...

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1