Krolik napisał(a)
Ten gość ma doktorat z informatyki
Pisałem już na forum o gościu, który ma doktorat po WAT i nie wie, że po przerwaniu obwodu szeregowego żaden odbiornik nie działa. Doktorat z informatyki, to nie jest jakiś wielki wyczyn, nieraz wystarczy wiedzieć, komu się nadstawić, a kto woli z połykiem. A jak się ma tatusia profesora, to można dostać mimo problemów na maturze.
Mam znajomego doktora od mechaniki silników. Habilitacji nie będzie robił, mimo że liczbą publikacji przewyższa resztę swojego wydziału. Dlatego, bo nie jest posłuszny i nie dadzą mu szans. A jego nieposłuszeństwo polega np. na tym, że nie pozwala oblać na obronie studenta, tylko dlatego, że ten komuś tam kiedyś podpadł.
i to na jednej z lepszych polskich uczelni!
Jak to lepszych? Przecież wszystkie są najlepsze, wystarczy informatory poczytać. To jak z proszkami do prania.
A tak naprawdę, to co jest lepsze - trąd czy syfilis?
Bo moim zdaniem, próby wybrania lepszego, gdy do wyboru są tylko złe rzeczy, to jakiś chory absurd.
Weźmy dla przykładu Elkę...
Na I semestrze programowania profesor mówi, że dobry, profesjonalny programista pisze 10 linijek kodu dziennie. Prowadzi wykład z podstaw C (mniej materiału niż na Wikibooks) i głównie mówi o tym, że fotografia analogowa jest lepsza od cyfrowej.
Zajęcia z podstaw miernictwa - przychodzi student, który pierwszy raz w życiu widzi oscyloskop, najpierw pisze wejściówkę, na której wymagana jest od niego pełna wiedza, nie tylko o sprzęcie, ale także o tym, co będzie robił na zajęciach. Nie zaliczy wejściówki, to automatycznie nie ma po co zostawać na laborkach. A potem 4h siedzi i nie mierzy, tylko próbuje napisać sprawozdanie, którego wnioski będą takie, jak wymagane przez prowadzących - kompletnie bez zrozumienia tematu, tego co się dzieje i jak działa - pełna improwizacja.
Mam kumpla na mechatronice. Jako pracę inżynierską chce zrobić robota balansującego - prowadzący seminaria nie chce się zgodzić, bo to "za trudne". Dlaczego? Bo w pustym, doktorskim łbie nie mieści się fakt, że lepiej zbudować robota wyposażonego w czujniki położenia i oprogramowanie sterujące silnikami, które ciągle będą korygować jego pozycję, niż równoważyć obciążenia w klasycznym robocie. Nie mieści się, bo w latach siedemdziesiątych tak się przecież nie robiło!
Jaki sens mają takie uczelnie i taka edukacja? To jest tylko męcząca zabawa w "naukę".