My tu pitu-pitu o magistrach z uczelni prywatnych, a doktorzy habilitowani na państwowych swoje: http://wyborcza.pl/1,75248,7252966,Plagiat_na_uczelni_nikogo_nie_obchodzi.html
Koziołek napisał(a)
Dla twojej informacji informatyka jest działem matematyki
A drwal jest działem siekiery.
Ten slogan powtarzany przez teoretycznych pederastów robi się już nudny. Tak mawiają ludzie, którzy jedyne co zrobili, to przepisali po swojemu książki prawdziwych zagranicznych naukowców i Polsce zostali profesorami.
(Uciąłem Twoje zdanie w połowie, bo ta druga połowa jakkolwiek sensowna, to i tak w Twoich postach przytłoczona pierwszą. Nie uważam Cię także za jakiegokolwiek pederastę.)
Jak dla mnie student informatyki powinien przez 8 semestrów nie dotykać się komputera, a na piątym roku powinni mu dać tylko popatrzyć z daleka. Jak wie czego chce to sam języków i programowania się nauczy poza uczelnią, a na studiach powinien się uczyc matmy, matmy i jeszcze raz matmy, bo inaczej dodawanie połówek liczb i wypisywanie wyniku będzie za trudne nie zależnie od języka.
A student budownictwa powinien mieć matmę przez 10 semestrów. Przecież jak wie czego chce, to hydrauliki, geologii, geodezji, materiałów, hydrauliki, konstrukcji oraz technologii takich i owakich czy rysunku nauczy się poza uczelnią.
A matmy powinni mieć więcej niż informatycy, bo oni w swoim życiu na pewno więcej będą musieli liczyć (no chyba że chociażby wytrzymałość belek będą zgadywali, ale za to chyba mogą trafić do zakładu penitencjarnego ;)).
Sorry, ale to tak nie działa. Informatyka jest zbyt duża i zbyt wielu umiejętności pozamatematycznych wymaga. Nie każdy, kto potrafi rozwiązywać równania różniczkowe w pamięci może zrozumieć czym się stos różni od sterty. Nie każdy, kto umie zapisać ładnym, matematycznym językiem bazę danych jako zbiór relacji, krotek, atrybutów itd. może zrozumieć po co to jest i jakie ma zastosowania.
Informatyka to nie jest myślenie matematyczne polegające na umiejętności rozwiązania problemu odpowiednim aparatem. To myślenie systemowe i analityczne, widzenie problemu jako całość a jednocześnie umiejętność rozbicia go na mniejsze kawałki.
Uczelnie mają uczyć myślenia abstrakcyjnego? Sorry, ale to już trochę za późno. Każdy rodzaj myślenia wymaga talentu. Nie można wziąć 19latka, nauczyć go gry w piłkę nożną czy na harfie i wymagać, żeby osiągnął sukcesy takie, jak ktoś, kto zaczął w wieku lat 6.
Na uczelnię powinni trafiać ludzie, którzy już potrafią myśleć, po to, aby rozwijać swoje zainteresowania w danej dziedzinie. Niestety na taką informatykę trafiają w pierwszym rzędzie kujony matematyczno-fizyczne, którzy nie bardzo wiedzą, co chcą w życiu robić, ale słyszeli, że po tym jest kasa.
Na uczelni powinno być ileś teorii i ileś praktyki, wszystko zrównoważone, tak żeby absolwent mógł bez problemu sobie wybrać, co będzie robił później.
kodować się nauczy i małpę
O takich projektach nie słyszałem, jak na razie naukowcy mają większe sukcesy w uczeniu małp liczenia. ;)
Tak się zastanawiam - skoro te nasze państwowe uczelnie są takie świetne, wspaniałe i w ogóle, to czemu nikt na świecie się z nimi nie liczy? Czyżby dlatego, że to towarzystwo wzajemnej adoracji żyje w tak odrealnionym świecie, że nikt poważny nie zwraca na nie uwagi?