Traktowanie studentów przez wykładowców

1

Tak mnie natchnęło na tego posta to się wyżalę...
Zauważyłem, że uczelnie reklamują się, że ogłaszają nabór na dane studia, wszystko pięknie ładnie, a jak już się człowiek dostanie to ten kolorowy raj zmienia się w wieczną walkę. Nie z nauką i zadaniami jakie stawia program uczelni ale z samymi wykładowcami jako osobami.
Kilka sytuacji:

  1. Pewnego razu mój promotor przestał odpisywać na maile. Trwało to może z miesiąc... Jako, że zaczął się okres wakacyjny, postanowiłem zapytać w dziekanacie czy w okresie poza semestralnym jest on dostępny.
    Usłyszałem, że to indywidualnie zależy od wykładowcy czy chce przyjmować studentów czy nie.
    WTF??? Wybieram sobie promotora, podpisuje on temat pracy, a potem moze w kazdej chwili stwierdzić, że on już nie chce i bez informacji zerwać kontakt, a uczelnia nic na to nie poradzi???

  2. Moja koleżanka była na konsultacjach u swojej promotorki. Ta podała ostatnie wskazówki, koleżanka wprowadziła je i 3 dni później poszła z nowu z nadzieją oddania ostatecznej pracy do weryfikacji. Okazało się, że owa promotorka wyjechała sobie na 2 miesiące za granicę na urlop. Nie było by to jeszcze takie straszne gdyby nie to, że w ciągu tych dwóch miesięcy wypada termin złożenia pracy + obrony. Nie dotrzymanie terminu wiąże się z obroną za rok. Tadam.

  3. Na pewnej uczelni mieliśmy system, w którym można było elektronicznie(internetowo) sprawdzić sobie oceny.
    Wykładowcy wpisywali tak wyniki egzaminów itd.
    Pewnego razu mam sobie egzamin, który skończyłem wraz z 10 innymi osobami w grupie i po wyjściu z sali od razu otworzyłem swojego netbooka w celu sprawdzenia czegoś tam w tym systemie. Jakież było moje zdziwienie, że ujrzałem ocenę 2.0 z tegoż właśnie egzaminu z którego przed sekundą wyszedłem. Jakim cudem wykładowca to sprawdził tak szybko? Ano nijak. Był to tzw. random. Oceny zostały wpisane przed (lub w trakcie) egzaminu losowo.

Jak myślicie skąd biorą się takie zachowania?
W pierwszym przypadku ewidentnie widać że wykładowcy mają za jakiś mega luz i wolno im wszystko.
Nie są kontrolowanie przez pracodawcę, są bezkarni i sami tworzą swoje zasady, który często są niezgodne z regulaminem uczelni, ale co z tego skoro nikt na to nic nie może poradzić?

Macie podobne doświadczenia?

0

Nie mam podobnych doświadczeń, a 2 lata już studiuję.
Nawet największe kosy i nazywani przez inne osoby ch*** nie byli dla mnie straszni (może to źle ująłem - nie zauważyłem większości tych negatywnych cech). Po prostu musisz umieć z nimi rozmawiać. Ja generalnie chodzę, gdy mam problem, ale "COŚ" wiem na dany temat. Poza tym - często studenci nie słuchają dokładnie co się dzieje i chodzą niedoinformowani. A jak jest problem - najlepiej podejść i grzecznie zapytać. Ba! Warto pytac na zapas - również w kwestii dostępności wykładowcy w przyszłości. W ten sposób unikniesz problemów powyżej opisanych.

Sam się do powyższego stosuję i jeszcze mnie żadna nieprzyjemność nie spotkała.

0

A wg mnie tak jak w firmie Klienta nie olejesz nagle bo Ci się odwidziało mówiąc mu, że sorry ale mógł spytać na zapas czy będziesz dla niego dostępny - tak i na uczelni nie powinno być takiej sytuacji.
Wykładowca to pracownik uczelni. Student to "Klient" uczelni. Uczelnia to miejsce pracy wykładowcy.
Uczelnia powinna kontrolować swojego pracownika i wyciągać konsekwencje gdy ten traktuje Klienta nie tak jak trzeba.

0

Wykładowcom też przysługują urlopy. Zazwyczaj na stronie uczelni i na stronie wykładowcy można sprawdzić kiedy ma urlop. Sprawdziłeś, czy czekałeś na maila z informacją o urlopie?

0

Sprawdziłem, nie był na urlopie...

0

Niektórzy prowadzący też luźno traktują terminy konsultacji ze swojego harmonogramu. Np. jak student się z takim nie umówi wcześniej, to gościa nie ma w gabinecie. Z pisaniem maili do niektórych prowadzących jest naprawdę ciężko, nie wiem, czy to dlatego, że oni są starzy i "niekomputerowi", czy może dlatego, że dostają za dużo spamu. Sam też spotkałem się z takim "celebrytą", który Ciągle ma wyjazdy zagraniczne i jego dyplomanci cierpią - ja się broniłem we wrześniu w zeszłym roku (u kogoś innego), kolega do dziś nie miał fizycznej możliwości się bronić....

Uczelnia jest bardziej klientem wykładowców niż właścicielem. Bez odpowiedniej ilości ludzi z odpowiednimi tytułami zamyka się wydział. Bez odpowiedniej ilości dr habilitowanych (wzwyż) nie można doktoryzować. Mieliśmy jednego profesora, który pracuje na kilku uczelniach i na naszą zajeżdżał gdzieś tak raz na miesiąc. Uczelnia go trzyma bo musieliby znaleźć innego albo zamknięto by wydział. Występuje uzależnienie. On musi figurować na papierach. Podobnie jest z lekarzami i oddziałami szpitala.

2

Promotora trzeba wybierać po prostu mądrze. :)

0
somekind napisał(a):

Promotora trzeba wybierać po prostu mądrze. :)

A jakby tak od dr inż hab oczekiwać mądrości, szacunku do drugiego człowieka i powagi?
Może i faktycznie to za wiele. W końcu jesteśmy w PL.

0

Wiesz... od ludzi uczących się na danej uczelni też można wymagać dojrzałych decyzji, zaangażowania w studia i podążania drogą, którą sobie sami wybrali. A jak jest każdy widzi :D
Zresztą - mi się wydaje, że to jest trochę na zasadzie wzajemności i to też obserwuję - jak się całą sala zachowuje jak bydło, to się ich jak bydło traktuje, czego często byłem świadkiem ZWŁASZCZA wśród dr hab. ;)
Z kolei ten sam gość w rozmowie w cztery oczy, rzeczowo i na temat jest nie do poznania.

2

Ad1 i 2. Zgodnie z prawem, jeśli dzwonią do ciebie służbowo w czasie urlopu, to masz prawo domagać się nadgodzin itp. Teraz jak ktoś wziął urlop to ma prawo nie odpowiadać na maile służbowe. Jest to dla mnie naturalne i oczywiste. Ja na urlopie nawet nie zaglądam do skrzynki pocztowej. Urlop to urlop i każdy ma do niego prawo nawet profesor.
Co do koleżanki, to sorry, ale po pierwsze termin szlifowania pracy minął już dawno temu, jeśli się zawala termin i robi coś na ostatnią chwilę, to trzeba to omówić z promotorem i z nim wszystko ustalić. Tak robią dorośli ludzie. Wtedy promotor mówi, nie mam czasu/idę na urlop wtedy a wtedy, a obecna praca nie spełnia wymogów, więc albo pan/pani teraz ryzykuje z kiepską pracą, albo termin w nowym roku akademickim.

Ad 3. no cóż trafiają się debile, nawet wśród wykładowców.

0

Tak już jest i tego nie zmienisz. A z tym 2.0 nie miałeś szczęścia ja to zawsze na takich cudach typu podrzucanie kartek i która spadnie na stół ma 3.0 korzystam :D

0
balu napisał(a):

Tak już jest i tego nie zmienisz. A z tym 2.0 nie miałeś szczęścia ja to zawsze na takich cudach typu podrzucanie kartek i która spadnie na stół ma 3.0 korzystam :D

A może właśnie powinno się coś tym zrobić? Uczelnia ma w teorii wypuszczać ludzi wykształconych a nie z fartem.

Ale co do punktu drugiego to nie widzę w tym nic złego. Po to są wakacje aby od uczelni odpocząć. Ma do tego prawo student i doktor. Raz miałem już zaliczenie w lipcu bo się wykładowca nie wyrobił i zamiast leżeć z browarkiem na plaży to ganiałem z projektem. Było to bardzo wk... irytujące. Z drugiej strony pewnie to wygląda tak samo. Chce promotor jechać z rodziną nad morze na zasłużone wakacje a tu lata jeden z drugim bo się obudzili na ostatek.

0

No ale @krzysiek050 podobno szczęście sprzyja lepszym. A po drugie przecież tak robią tylko ludzie z jakich idiotycznych przedmiotów z którego i tak będziesz miał prędzej czy później zaliczenie także wiesz :D

Co do drugiego punktu się zgadzam. Jak królewna odkłada wszystko na ostania chwile to są efekty potem.

0

<wiem-coś-o-tym>Bo jak się bierze Ukraińca na promotora to trzeba się spodziewać, że jak wyjedzie to od razu na 2-3 miesiące :)</wiem-coś-o-tym>

0
Froostrat napisał(a):
somekind napisał(a):

Promotora trzeba wybierać po prostu mądrze. :)

A jakby tak od dr inż hab oczekiwać mądrości, szacunku do drugiego człowieka i powagi?
Może i faktycznie to za wiele. W końcu jesteśmy w PL.

A co to ma do tego, co napisałem?

Mądry wybór oznacza poważnego i mądrego promotora, a nie buraka i idiotę.

0
somekind napisał(a):
Froostrat napisał(a):
somekind napisał(a):

Promotora trzeba wybierać po prostu mądrze. :)

A jakby tak od dr inż hab oczekiwać mądrości, szacunku do drugiego człowieka i powagi?
Może i faktycznie to za wiele. W końcu jesteśmy w PL.

A co to ma do tego, co napisałem?

Mądry wybór oznacza poważnego i mądrego promotora, a nie buraka i idiotę.

No właśnie to ma do tego, że ja czemu mamy tracić czas na badanie , który wykładowca jest idiotą.
Czy skoro idę do poważnego człowieka z tytułem doktora, nie mogę mieć pewności, że będzie to mądry człowiek?

0

Zależy co rozumiesz pod pojęciem mądry ?

0

Czy skoro idę do poważnego człowieka z tytułem doktora, nie mogę mieć pewności, że będzie to mądry człowiek?

Niestety nie, nawet profesura nie chroni przed głupotą.

0

Dziwią mnie trochę takie tematy. U mnie na uczelni bardzo popularne było wybieranie sobie najpierw promotora a potem tematu, a nie odwrotnie. W ten sposób łatwo uniknąć dziwnych sytuacji. Ja zarówno na inż jak i mgr miałem bardzo sensowne i pomocne osoby jako promotorów i raczej nie mogę narzekać. Pisząc moją mgr spotkania z promotorką miałem co tydzień (!) :)

2
Froostrat napisał(a):

No właśnie to ma do tego, że ja czemu mamy tracić czas na badanie , który wykładowca jest idiotą.

Wystarczy chodzić na zajęcia, dzięki temu można zorientować się po pierwsze, kto ma wiedzę na jaki temat, i kto ma dobre podejście do studentów.
Wybranie na promotora osoby, której nigdy nie widziało się na oczy, jest bardzo nierozsądne.

Czy skoro idę do poważnego człowieka z tytułem doktora, nie mogę mieć pewności, że będzie to mądry człowiek?

Nie, bo doktor to stopień, a nie tytuł.

I nie masz takiej pewności, bo stopni i tytułów naukowych nie dostaje się za mądrość, tylko za działalność naukową. Błędem polskich uczelni jest to, że do uczania studentów zatrudniają naukowców, a nie wyłącznie dydaktyków.

0

Ten wątek kojarzy mi się z tym skeczem: http://www.uniface.pl/Rekrutacja-na-wesolo-a4958

3

Dodam małą ciekawostkę. Na ZUTcie w szczecinie była pani Dr Hab. (bez nazwiska) która tytuły zdobyła z ekonomii, ale zabrała się za nauczanie informatyki. Wiedzę z tego zakresu miała tragiczną. Zero doświadczenia w praktyce a wszystko pochodziło chyba z artykułów z neta i paru książek. W każdym razie wykładając "technologie internetowe" zaczęła coś klasach w javascript. Ktoś z sali załapał i spytał czy mogłaby na tablicy przedstawić deklarację takiej klasy bo chciałby zanotować. Odpowiedź była krótka - "Tak jak w c" i przeszła dalej.
I teraz cały ten przedmiot stał się przedmiotem "do zaliczenia" bo na wszelki wypadek lepiej było na wykłady nie chodzić. Nie wiadomo co było prawdą a co fantastyką. Cały ten zabieg miał pewnie na celu pozyskanie do kadry dodatkowe tytułu dr hab., w pakiecie z wieloma wadami. Dlatego uczestnictwo w Polsce kuleje.

A teraz coś z drugiej strony. Załóżmy karierę ambitnego człowieka jako wykładowcę na uczelni. Kończy on tytuł doktora i z zapałem bierze się za nauczanie. Jest pełen zapału, ma kupę wiedzy i chęć do nauczania ale pojawia się na drodze pewien demotywator. Na grupę 30 studentów, 10 jest z powołania i słucha go bardzo. Natomiast reszta przyszła na informatykę bo mama powiedziała że synuś się bardzo zna, bo umie przeinstalować windowsa, bo płaca podobno jest niezła i oczywiście bo coś studiować trzeba więc czemu by nie to. I o ile 10 studentów jest w stanie zaliczyć z czystym sumieniem to reszta nadaje się do odstrzału, ale musi ich uczyć. Musi przychodzić w lato na konsultacje żeby odebrać 10 programów pod rząd bo "się uzbierało". A każdy program wygląda tak samo, nawet komentarze się zgadzają. 10 lat kuracji i z człowieka ambitnego mamy zdezelowanego belfra bez wiary w ludzi.

0

Głupoty gadasz @krzysiek050. Jeśli nauczycielowi zaczyna towarzyszyć rutyna to się wypala. Jeśli ktoś się chce nauczyć to się nauczy a jeśli nie to nie proste.

0

@krzysiek050
Masz rację, ale zwróć też uwagę na to, że nie wszyscy muszą się interesować każdym przedmiotem. Jeśli chcę być programistą i elektronika niezbyt mnie interesuje i muszę to zdać. Z reguły na takie wykłady się nie chodzi, jeśli są jakieś projekty, to faktycznie bardzo na odczep, zaliczenie z reguły za któryś z rzędu podejściem - jeśli ktoś tego nie jest świadomy, to faktycznie może myśleć, że zdecydowana część poszła na studia, żeby mieć więcej znajomych na melanże.

0

@hcubyc Ci którzy nie interesują się wszystkimi przedmiotami są zaliczani do tej złotej 10/30. Podejrzewam że nie ma osoby której podobałyby się wszystkie przedmioty. Jeżeli ktoś wykłada filozofię na informatyce bo program zakłada przedmiot humanistyczny to wie że zainteresuje 2 osoby na pełną salę. Jeżeli natomiast mówi o systemach operacyjnych to podoba się czy nie, znać to wypada. Przedmioty typowo informatyczne powinny interesować większość przynajmniej w minimalnym stopniu. Ja pamiętam z autopsji że są ludzie którzy się na informatyków w ogóle nie nadają z takiego czy innego względu.

0
somekind napisał(a):

Wystarczy chodzić na zajęcia, dzięki temu można zorientować się po pierwsze, kto ma wiedzę na jaki temat, i kto ma dobre podejście do studentów.
Wybranie na promotora osoby, której nigdy nie widziało się na oczy, jest bardzo nierozsądne.

Przytocz mi proszę moją wypowiedź na podstawie, której wyciągnąłeś taki wniosek odnośnie wybierania przeze mnie (czy też moich znajomych) promotora.
Wygląda na to, że coś źle napisałem skoro tak to odebrałeś więc chciałbym zdementować.
Zakładam, że nie wyciągasz wniosków z d**y.

0
Froostrat napisał(a):
somekind napisał(a):
Froostrat napisał(a):
somekind napisał(a):

Promotora trzeba wybierać po prostu mądrze. :)

A jakby tak od dr inż hab oczekiwać mądrości, szacunku do drugiego człowieka i powagi?
Może i faktycznie to za wiele. W końcu jesteśmy w PL.

A co to ma do tego, co napisałem?

Mądry wybór oznacza poważnego i mądrego promotora, a nie buraka i idiotę.

No właśnie to ma do tego, że ja czemu mamy tracić czas na badanie , który wykładowca jest idiotą.
Czy skoro idę do poważnego człowieka z tytułem doktora, nie mogę mieć pewności, że będzie to mądry człowiek?

Teoretycznie powinieneś mieć pewność i to nie powinno być tak, że "Ty wybierasz promotora", tylko ci, którzy gościa doktoryzowali powinni go nauczyć odpowiednio funkcjonować albo (w razie swojej porażki dydaktycznej) wywalić, a nie wypuszczać gościa, który się nie nadaje na promotora :D

0

Takie tematy jak ten zniechęcają do zaczęcia studiowania T_T

1
Froostrat napisał(a):

Przytocz mi proszę moją wypowiedź na podstawie, której wyciągnąłeś taki wniosek odnośnie wybierania przeze mnie (czy też moich znajomych) promotora.

A gdzie ja napisałem, że Ty i Twoi znajomi wybierają tak promotora?
Napisałeś bardzo ogólnie:

No właśnie to ma do tego, że ja czemu mamy tracić czas na badanie , który wykładowca jest idiotą.

Więc ja ogólnie odpowiedziałem jak wybierać promotora, żeby nie trafić na idiotę.

0

@krzysiek050 ale jeśli my mieliśmy zajęcia z nauki Lotus Notes'a to powiedz mi, czy na wykład z takiego przedmiotu też byś uważał, że warto chodzić? Od razu powiem, że to AGH EAIIB IS ;)

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1