Kultura pracy w USA

1

Witam,
Pracuję dla firmy z USA i zauwazyłem, że wszystko co zrobię komentują słowami:

"Thanks X. great work"
"Thank you, you are the best/amazing"
"Thank you so much, you did a great job today"
itp.

Ogólnie ta ich komunikacja jest taka super uprzejma i zastanawiam się, czy oni serio mnie chwalą, czy to jest normalna uprzejmość w USA?

Macie jakąś opinię na ten temat? Doświadczenia?

W Polsce nie słyszałem prawie nigdy nic dobrego, nawet jak ratowalem projekt.

1

Normalne, jak się spisałeś to cię chwalą i tyle

1
renderme napisał(a):

W Polsce nie słyszałem prawie nigdy nic dobrego, nawet jak ratowalem projekt.

Ja parę razy usłyszałem i się dziwnie poczułem :( Nie przywykłem żeby ktoś mnie chwalił :D

3

Tak, Amerykanie to całkowite przeciwieństwo Polaków pod tym względem. Jak widzą coś pozytywnego to zawsze powiedzą i pochwalą nawet jeśli prawie nic nie zrobiłeś. Natomiast gdy widzą coś negatywnego to często to przemilczą i powiedzą Ci o tym tylko jak się zaczną robić kłopoty. Z kolei Polacy prawie nigdy Cię nie pochwalą i do narzekania zawsze są pierwsi, ale jak coś jest nie tak to się przynajmniej szybko o tym dowiesz.

40

Taka mają naturę. Amerykańce są przesadnie "mili", nawet w momencie, kiedy nie mają powodu, żeby być.

Jak byłem w 2k18 w Stanach to w Wallmarcie jedna kobieta, której w życiu nie widziałem, zaczęła mnie komplementować, że jestem handsome itp. Podobne sytuacje zdarzyły się kilkukrotnie. Kiedy zapytałem w pracy, czy to normalne, to stwierdzili, że tak po prostu mają. W Polsce nie do przyjęcia - Pomyślałbym, że ćpunka albo laska niespełna rozumu. Co jest poniekąd przykre i wynika właśnie z tej polskiej szarej natury ;p

7

Po prostu ich slowa sluzace chwaleniu maja -1 do mocy w stosunku do tego co myslimy. Czyli takie "ok", "nice", "fine" itp. generalnie oznaczaja, ze od biedy moze byc. Wiec jak zrobisz cos porzadnie/dobrze to dostajesz pochwaly w tym stylu.

Uwaga: Anglicy tak nie maja. A osoby ktore przeprowadzily sie w czasie zycia do USA maja roznie :P

Posluchaj Dave' a z Ameryki:

0

czyli dobrą miałem intuicję, żeby nie traktować takich ocen 1 do 1, jakby mówił to Polak?

@WhiteLightning dziwna ta ich kultura, taka nieszczera.

3

Też zauważyłem różnice w managemencie ludzi z Polski i krajów zachodnich.

Miałem sytuację, że manager z Anglii zawsze do mnie pisał do Teams "crx, masz chwilę pogadać? daj znać w wolnej chwili" - kulturka. A miałem sytuację że manager z Polski potrafił do mnie dzwonić na Teams bez żadnej zapowiedzi, tak o w środku dnia. Miałem też sytuację, jak manager także z Anglii dziękował mi po zakończeniu taska, podobnie jak u Ciebie. Z kolei manager z Polski, jak coś zrobiłem na czas, szybko, w nadgodzinach, to zamiast podziękować to jeszcze się pytał - "a dałbyś radę jeszcze zrobić to?". Podejście do człowieka jak tu tylko go najbardziej wydoić. W sumie coś z tą kulturą pracy jest na rzeczy, bo jako programista wystrzegam się podświadomie polskich managerów.

0

wlasnie z amerykanami jest tak ze ich nie interesuje co jest tylko co bedzie

3

Zwykła kurtuazja zebys poczul sie lepij i zpaierdalał dwa.razy tyle. To samo maja Skandynawowie dopoki nie idziesz po kasę. To taka forma premi.

0

powinniśmy się tego uczyć, ale też przesady: niech to będzie szczere.
Chwalić często i nawet za pierdoły, ale szczerze.

chciałbym się tego nauczyć.

3

Taki sposób użycia języka. Wszystko jest great i awesome. U ludzi z naszej strefy kulturowej budzi to zdziwienie, albo wręcz wk....w, bo nie wiesz czy gadasz z gościem, który przedawkował antydepresanty, czy robi sobie z ciebie jaja. Przyzwyczaisz się. Minus w tym wszystkim taki, że jak naprawdę chcą cię pochwalić, to nagle brakuje środków wyrazu. Pewnie wynika to trochę z ich potrzeby kreowania wizerunku ludzi sukcesu. Jeżeli zapytasz Amerykanina jak mu minął weekend, to tez ci powie, że great, awesome, tremendous czy coś w tym stylu, nawet jak siedział 2 dni w domu, bo pogoda nie dopisała, albo miał biegunkę bo bardzo ostrym żarciu.

W drugą stronę warto pamiętać, że tak jak nikt u nas nie ma problemu z otwartą krytyką, tak u nich jest to trochę inaczej. Zresztą przenika to przez korporacje do nas i zamiast oczywistego w jakiejś sytuacji "zje......ś", lecą dziwactwa w typie "jest tu pewna przestrzeń do poprawy".

Jeżeli już jesteśmy przy różnicach kulturowych, to u mnie pianę na pysku wywołują Azjaci z ich absolutnie przegiętą grzecznością. Godzinne spotkanie organizowane przez takiego gospodarza zaczyna się 15 minutowym chrzanieniem o pogodzie i innych smalltalkowych tematach, przeciąga się o pół godziny, bo trzeba grzecznie podsumować i zapytać każdego, czy już zdążył wszystko powiedzieć. Jako, że mam trochę obsesję na punkcie punktualności i rozwalania mi planu dnia, to na takie akcje mam ostrą alergię, na granicy szoku anafilaktycznego :)

0

A ja z innej beczki zapytam. Poza tematem. Opowiedz coś więcej o tym, jak trafiłeś do firmy w USA? Jak wyglądał proces rekrutacji i jak zarobki % do tych w PL? Sam chce zacząć spoglądać bardziej na zachód i najbliższy rok w tym temacie będzie u mnie gorący.

Możemy się w tym temacie złapać na maila, jeśli nie chcesz tu wątku kontynuować

1

Z krajow gdzie mowi sie po angielsku, najlepiej pracowalo mi sie z Irlandczykami. Oni sa rownie bezposredni jak my, jesli nie bardziej, z drugiej strony zawsze byla fajna atmosfera, do tego pracowali z podobnym zaangazowaniem jak my.

1

@mateuszrus:

Zarobki wyższe, prawie nieosiągalne w Polske.

Prace zalatwił indywidualny pośrednik.

Dużo większy zap@@@ niż w Polsce, lepsze organizacja. Mniej bierze sie urlopów, chorobowych itp.
Kultura duzo wyzsza.

6

Tak, amerykanie mają przesuniętą oś chwalenia/opieprzania i tyle. Jak Polak cię pochwali to jest święto, w Ameryce to norma. Po prostu inna kultura. Nawiasem mówiąc chyba wolę polskie podejście, bo:

  • dużo, dużo mniej zbędnego gadania. W Ameryce small talk na początku każdego spotkania to może być spokojnie 5 min i mówię tu o takim całkowicie wymuszonym, gdzie nie znasz nikogo i gadasz, bo tak się robi
  • bezpośredniość w mówieniu negatywów sprawia, że łatwo wyczaić gdzie dana opinia plasuje się na spektrum narzekania. Co pozwala łatwiej wykrywać błędy i konflikty.

Z takich ciekawostek to przesadny optymizm amerykanów bardzo dobrze współgra z typowymi Hindusami przez co bardzo dobrze ze sobą współpracują do czasu aż ktoś nie powie "sprawdzam"

0

@slsy: No hindusi też mają taką super miłą powierzchowność.

Thank you sir itp:P

0

Mnie w biznesie odpowiada najbardziej amerykański styl. W zasadzie trudno mi się porozumieć z Brytyjczykami, którzy są strasznie zarozumiali i nie rozumieją na czym polega konstruktywna dyskusja. Kiedy przefiltrujesz wypowiedź Amerykanina przez pewien filtr i wzorce, których pewnie będziesz się uczył przez około rok (jeżeli nie pracowałeś z nimi wcześniej), to zauważysz, że są oni bardzo konkretni w dawaniu feedbacku i nie marnują czasu na głupoty.

Strzeż się określeń w stylu "good job". Jeżeli Amerykanin tak opisał Twoją pracę to jesteś bliski zwolnienia. Raz, że Twoja praca jest średnia, a dwa, że gość już jest na tyle zrezygnowany, że nie chce mu się już komunikować feedbacku bo jesteś prawdopodobnie bliski wylotu.

W zasadzie praca z Amerykanami polega na ciągłym dawaniu feedbacku. Ludzie, którzy feedbacku nie dają są określani jako niemili lub wręcz pasywno-agresywni.

0

@twoj_stary_pijany:

Bardzo ciekawe.
W Polsce zwolnienie zwykle jest mega sygnalizowane.

0

@twoj_stary_pijany:

Jesteś w stanie powiedzieć mi coś więcej?
Jakieś złote zasady?
Być bardziej aktywny? Mieć opinie, nie wiem sam...

1

Jest kilka wzorców nad którymi teraz myślałem. Jeżeli miałbym coś powiedzieć z własnego doświadczenia to bym powiedział, że zawsze warto zacząć rozmowę od opowiedzenia czegoś pozytywnego. Nawet jeżeli musisz przekazać negatywny feedback, że coś jest źle zrobione to najpierw znajdź coś co było zrobione fajnie.

Druga moja obserwacja jest taka, że warto odwoływać się do swoich uczuć. Np. "I've got bad feelings about that" oraz "I like that". Amerykanie czasem nie traktują feedbacku poważnie, aż do momentu kiedy ktoś nie odwoła się do swoich uczuć. Wtedy robi się poważnie. To jest coś trudnego do przeskoczenia szczególnie dla Polaków bo Polak zawsze jest twardy i nie okazuje żadnych uczuć.

1
slsy napisał(a):

W Ameryce small talk na początku każdego spotkania to może być spokojnie 5 min i mówię tu o takim całkowicie wymuszonym, gdzie nie znasz nikogo i gadasz, bo tak się robi

twoj_stary_pijany napisał(a):

są oni bardzo konkretni w dawaniu feedbacku i nie marnują czasu na głupoty.

który rabin ma rację?

0

@LitwinWileński: Zależy kogo spotkasz. Ogólnie, z mojego doświadczenia, dla nas small talk kończy się na kropce po "cześć" i z tej perspektywy, to wszyscy są bardziej. Wartościowego feedbacku nie dostałem jeszcze nigdy (~7 lat pracy z USA), ale może to specyfika firmy, albo mój poziom empatii lvl IT.

0

@LitwinWileński:

Z moich obserwacji @twoj_stary_pijany
Ten ich small-talk jest taki minimalistyczny. Jak go zmierzysz to może trwa 2 minuty i to bardziej taka modlitwa: Jak tam weekend - super. U mnie też super. Projekt idzie super, jestesmy wszyscy super, w tym tygodniu czeka nas ciężka praca.

Sync jest natomiast krótszy niż Polsce. W Polsce jest więcej towarzyskich, autentycznych rozmów, jakichś osobistych wstawek, długich żartów, rozkmin ogólnych na temat projektu itp.

Tam raczej trzymaja się harmonogramu, kazdy sie wypowie i do domu.

0

W moim korpo polskim oddziale (amerykańskiej firmy) też się wszystkich bardzo chwali.

0

Pracowalem z niemcami, brytyjczykami, amerykancami i polakami. Najlepiej mi sie pracowalo z amerykancami. Ten ich smalltalk na poczatku jest irytuajacy, jednak jego 'dzialanie' i cale to ich podejscie czuc w long runie mocniej.

0

@nowy_kret_2:

Okey, ale z drugiej strony skąd mam wiedzieć, że są ze mnie serio zadowoleni?
Nie chce wpasc w taką obsesję, że jak piszą "looks great!", to w Polsce spodziewałbym się awansu na kierowniku zarządu, a tutaj zastanawiam się, czy mnie nie zwolnią (hiperbola)

0

@renderme: z czasem wyczujesz. U nas jest zanizone i nacisk na zjeby ze cos zle, u nich jest w druga strone skala przesunieta.

2

Myślę, że powyższe komentarze możemy całkiem zgrzebnie opisać poprzez ideę relatywizmu kulturowego.* Podzbiorem, w tym kontekście, jest socjolingwistyka.

Esencja koncepcji R.K., w ujęciu Herskovits'a to: "Judgements are based on experience, and experience is interpreted by each individual in terms of his own enculturation."

Innymi słowy, próba semantycznej i kulturowej translacji z języka A na język B (tym bardziej, w omawianym przypadku EN <> PL, czyli z germańskiego na słowiański) będzie (niemal) zawsze "derywatem", który w mniejszym lub większym stopniu będzie reprezentować pole semantyczne języka A, niemniej jednak nigdy nie będzie w pełni oddawać wszystkich atrybutów semantycznych i kulturowych. Niemiecki rzeczownik Schadenfreude nie ma bezpośredniego odpowiednika w języku polskim czy angielskim, jego tłumaczenie wymaga ekwilibrystyki semantycznej.

Weźmy pod lupę inny, pozornie trywialny przykład: (1) dziękuję ci kochanie (moja droga/mój drogi). ~ (2) thank you, dear.

I tak, (1) jest wypowiedzią w j. polskim nacechowaną intymnie i emocjonalnie, odnoszącą się przede wszystkim do specjalnej relacji partner(ka)-partner(ka) lub rodzice-dzieci. Natomiast (2) jest wypowiedzią w j. angielskim o charakterze ogólnym i nikogo nie dziwi następujący dialog:

Checkout at M&S

  • Ok, hon', that'll be twenty two pounds fifty.
    (paying in cash)
  • Ok.... and here's your change, my dear.
  • Awesome, have a lovely day.
  • And you, too, have a really great day, me love!
  • Bye, bye!
  • Bye! **

W Lidlu

  • Dobrze, słonko, razem dwadzieścia dwa złote, pięćdziesiąt groszy.
    (płacąc gotówką)
  • Dobrze, i tu twoja reszta, kochanie.
  • Supcio, życzę ci miłego dnia.
  • I tobie też, życzę ci naprawdę udanego dnia, mój kochany.
  • Papatki!
  • Pa!

At Starbucks

  • Your coffee's ready! Can I do anything else for you?
  • Um... can I get a lid for my cup, please?
  • Of course, just a moment and I'll be back with you, ok?
  • Sure, take your time.
  • Here. Is that all?
  • Yeah, I'm good, I'm good.
  • Enjoy you coffee and have a lovely day!
  • Thank you, dear, and you, too, take care!
  • Bye! **

W kawiarnii Starbucks

  • Twoja kawa do odbioru. Co jeszcze mogłabym dla ciebie zrobić?
  • Ee... Cz mógłbym prosić o pokrywkę do mojego kubeczka?
  • Oczywiście, daj mi chwilkę i już za momencik będę z powrotem, dobrze?
  • Jasne, użyj tyle czasu, ile będzie ci potrzebne.
  • Proszę. Czy to już wszystko?
  • Tak, teraz jest mi już dobrze, naprawdę dobrze.
  • Ciesz się twoją kawą i niech twój dzień będzie pięknym!
  • Dziękuję ci, kochanie, i ty też zatroszcz się o siebie!
  • Pa!

Gdybym w ten sposób zwracał się do kasjera/ki baristy/ki i oni do mnie w Polsce, jak w powyższej translacji, prawdopodobnie uznani zostalibyśmy za ekscentryków lub niespełna rozumu, czyż nie?

Reasumując, you can't fit a round peg in a square hole.

/ * Powyższe linki w języku angielskim, ponieważ w wersji polskiej dużo mniej informacji. ** Doświadczenia własne.

1
twoj_stary_pijany napisał(a):

Mnie w biznesie odpowiada najbardziej amerykański styl. W zasadzie trudno mi się porozumieć z Brytyjczykami, którzy są strasznie zarozumiali i nie rozumieją na czym polega konstruktywna dyskusja.

Co to za stereotypizacja? Chyba próba losowa na kilku osobach lub nieszczęście współpracy z trudnymi(?) ludźmi, a więc fundamentalnie nie uzasadnione wnioski? Tak jak i w Polsce, i w Wielkiej Brytanii mamy ludzi, których zachowania odbiegają od konwencji i norm społecznych, natomiast nie wrzucałbym wszystkich do jednego worka, pod egidą bycia "strasznie zarozumiałymi" jako cała nacja.

Niemniej jednak, uważam że (spora?) część Brytyjczyków ma pewne latentne, myślę że nawet często nieuświadomione (lekkie) poczucie wyższości względem ludzi z krajów uważanych za kulturowo, intelektualnie i ekonomicznie mniej rozwinięte, czyli Brytyjczyków w stosunku do Polaków (i innych Słowian czy Południowoamerykańców) albo Niemców do Polaków (i innych Słowian czy Południowoamerykańców).

Sytuacja analogiczna ma miejsce w relacji Warszawiaków do mieszkańców innych (zwłaszcza) mniejszych miast Polski. Taka psychologia człowieka, że często szuka (nie)świadomie percepcji i oceny siebie, która łatwo pozwala czuć się "lepszym". Nikt nie zasłużył i nie zapracował sobie na bycie urodzonym w "lepszym" kraju, posiadaniu "lepszych", wyedukowanych rodziców należących do klasy wyższej, czy odziedziczenia dużego majątku, a jednak ludzie notorycznie eksploatują te niezasłużone i nie zapracowane dobra dla tworzenia iluzji bycia "lepszymi" od innych.

Fundamentalnie, te różnice są jeno epistemologiczne, niestety ludzie tego nie widzą (albo nie chcą wiedzieć), i w ten sposób powstawały i powstają wszelkiego rodzaju nacjonalizmy, które skutkowały działaniami militarnymi od skali lokalnej do wojen światowych.

Jedno z doświadczeń, które mi się przypomina, to menadżer, z którym miałem kontakt parę lat temu, zarządzający polskim oddziałem banku, który z definicji uważał się za lepszego, bo był Brytyjczykiem wyedukowanym w Londynie. Tak, jakby dawało mu to moralną wyższość względem nie-Brytyjczyków. Ta różnica była, co prawda, bardzo subtelna i nigdy nie została zwerbalizowana. Amerykanie, natomiast, z mojego doświadczenia są bardziej down to earth, jako że historycznie są przecież nacją emigrantów, i myślę że to przekłada się na ich sposób bycia, który jest bardziej bezpośredni, naturalny i neutralny w stosunku do ludzi z innych krajów.

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1