Witajcie. Zastanawiam sie czy dobrze zrobilem i co byscie zrobili na moim miejscu.
Otoz miesiac temu dostałem kontrakt zagraniczny za dobre pieniadze, chciałem to potraktowac jako drugą pracę nie rezygnując z obecnego kontraktu(nie przemęczam się w nim i tez dobrze placa).
Napiszę w skrócie jak miało być a jak było:
- Data startu opoznila sie o tydzien bo "w Indiach bylo swieto i nie zdazyli jeszcze zrobic mi ID w systemach". Mimo tego, że data startu była wiadoma 3 tygodnie wcześniej gdy podpisałem umowę.
- J/w opisałem wystartowalem tydzien pozniej, ale był to taki "miękki" start, bo ID nadal nie bylo utworzone wiec otrzymywalem zaproszenia na meetingi na prywatnego emaila i dolaczalem na te meetingi. Oczywiscie moglem robic tylko tyle, co uczestniczyc w meetingach a dostep do wszelakiego kontentu nie mogl byc udzielony na prywatnego maila. W miedzyczasie zapytalem czy bede rozliczany za to normalnie od dnia startu (tego z umowy). Otrzymalem odpowiedz ze bede rozliczany od dnia "miękkiego startu" i bede mial placone tylko za czas spedzony na spotkaniach czyli jakies 3-4h dziennie dopóki "ID nie bedzie gotowe, ale ID juz jest w drodze wiec mam sie nie martwic".
- Warunek kluczowy mial byc taki ze byl(jest) to projekt dla USA wiec na rozmowie z Managerem umowilem sie ze bede pracowal od 14:00 i robil swoje bo oni tak zaczynaja tam prace. Jednak na wstepie otrzymalem zaproszenia na meetingi, z ktorych jeden zaczynal sie o 9:30 CET. Ostatni konczyl sie o 19:45 wiec defakto musialem siedziec ponad 10h dziennie w gotowosci, co kompletnie rujnowało mi dzień.
- Na wstepie otrzymalem zaproszenia na 4 spotkania daily + kilka jednorazowych "workshopow", co w pracy developera jest niedorzeczne (mówię o tych daily), bo niestety nie jestem w stanie pracowac ze swiadomoscia ze co godzine mam jakies spotkanie.
- Miałem dolaczyc jako Senior Developer, a po dolaczeniu okazalo sie ze mialem byc "Co-Leadem zespolu z jakaś hinduską, która niezbyt kumała i nie potrafiła odpowiedziec na moje proste pytania do architektury, którą mi prezentowali.
Nie było mowy o żadnym leadowaniu ani robieniu miekkiego stuffu czy uczenia kogoś (hinduskich juniorów) jak maja pracować albo podstaw technicznych. - Zespół miał pracować w godzinach pracy USA, a okazało się, ze moj team to 4 juniorów z Indii z ich czasem pracy (9:30 CET daily), z ktorych "jeden troche zna pythona, drugi troche SQLa" i razem wspólnymi siłami z nimi miałem tworzyć procesy ładowania danych w EMR przy uzyciu PySparka.
- Na wielokrotne pytania o to kiedy dostanę w koncu to ID i dostep do maila itd otrzymywalem zlewcze odpowiedzi, że "już się robi", "w piatek juz zostało zrobione i czekamy tylko na przekazanie", "będzie dziś podczas overnight processu robione"...
- Miałem tez dostać laptopa, ale ani widu ani słychu po nim. To mi nie przeszkadzało, bo nawet wolę pracowac na swoim sprzęcie.
- W normalnych projektach dostawalem przed czasem startu juz dostepy do systemow wewnetrznych kontraktorni gdzie logowalem timesheet od dnia startu projektu. Tutaj nic takiego nie mialo miejsca, jedynie w/w manipulacja z ID.
Po 2 dniach spędzenia mojego czasu w w/w okolicznosciach zrezygnowalem i zaprzestalem swiadczenia dalszych uslug. Powiedzialem tez ze nie musza mi wyplacac za te meetingi, ale dalej po prostu nie będę pracował w tym projekcie (powiedzialem tez dodatkowo falszywy powod zdrowotny, jakby nie patrzec psychicznie wykonczony bylem po tych 2 dniach).
Zareagowali dosyc pozytytywnie na wypowiedzenie, powiedzieli nawet, ze gdybym chcial, moge za 2 miesiace wrocic gdybym zmienil zdanie i "polepszy mi sie".
Stwierdzilem, ze szkoda marnowac zycie na takie coś siedząc całe dnie w pracy i z takim "teamem" nie nauczę się nic nowego i nie bede mial z tego zadnego pozytku.
Po tych 2 dniach wieczorem moj nastrój był fatalny.
Czy wg Was dobrze zrobiłem?