Ponieważ na początku jest prosty, łatwy i przyjemny, szybko widać efekty i jest "Wow! To naprawdę ja zrobiłem? Ale super! Widać, że to jest właśnie to coś, czym powinienem się zajmować. Lecę na bootcamp!"
...
Frontend to tak naprawdę wielka kupa gnoju przykryta ładnie wyglądającą serwetką. Taki radziecki telewizor, na którym stoi doniczka z kwiatkiem. Później przychodzi babcia, mama czy ktokolwiek, by kwiatek podlać i nalewa za dużo wody... dużo za dużo wody.
to samo chciałem napisać - na początku frontend jest fajny, bo coś widać, coś się rusza, pobudza to kreatywność (niczym kiedyś tryb 13H czy formularze w Delphi). Później jednak im bardziej w las i im bardziej złożone rzeczy się robi, to się okazuje, że frontend to skomplikowane bydlę, może nawet najbardziej skomplikowana mainstreamowa działka programowania (ale o to można się też kłócić, co jest bardziej skomplikowane).
Frontend to taki żywy organizm, gdzie wszystko się odbywa w randomowych momentach i trzeba zsynchronizować stan całej aplikacji używając do tego prymitywów takich jak eventy, promisy, czy callbacki(choćby pod postacią hooków w React). Przy tym oczywiście trzeba to robić w wydajny sposób, bo ułamek sekundy opóźnienia to już za dużo. Nie mówiąc już o całej reszcie, czyli choćby CSS. To nie jest tylko przepływ danych, ale i rendering GUI (już WebGL jest prostszy niż CSS, swoją drogą). Czyli pisanie apek frontendowych to pisanie takiego współbieżnego renderera trochę.
Z drugiej strony frontend pewnie i tak jest prostszy niż apki w C++, gdzie programiści C++ się już sami przyznają, że nikt nie jest już w stanie zrozumieć C++ (przynajmniej takie jest powiedzenie)