Ja to skończyłem, ale to już było parę (prawie 10) lat temu. I teraz tak, miałem porównanie z AGH, bo chwile byłem, ale nie byłem "dość" dobry z matmy, by dostać się na EAIiE (tzw "samogłoski"). Zaczepiłem się na IMiR (ówczesny) by spróbować przejść na fizykę, którą bardzo lubiłem, ale ciężko z tym było po 1-szym semestrze, więc zdecydowałem pójśc na zaoczne na WSZiB.
Z perspektywy czasu nie żałuję i tą ścieżkę bym powtórzył, gdybym cofnął się w czasie z obecną wiedzą.
Dlaczego:
- na informatyce na WSZiB 100% wykładowców to byli Ci z... EAIiE, czyli: dorabiali sobie. Ba, czasem studenci AGH ich łapali po wpisy/poprawki na naszych zjazdach.
- powyższe też oznacza, że poziom nie był niski (choć na pewno tak nie cisnęli jak na AGH)
- na początku było 6 grup po około 20 osób, na koniec 1 stopnia ostała się jedna grupa z 20 osobami - więc samo płacenie nie gwarantowało skończenia jak widać
- limit "podejść" był dużo wyższy niż na studiach dziennych na AGH, czyli jak buliłeś za poprawki to było można więcej prób mieć - płatna każda dodatkowa (poza terminem 0 i 1szym)
Rekordziści podchodzili jak pamiętam z 5 razy, niektórzy po 5-tym dawali sobie spokój z tymi studiami
- tej matmy trochę jednak było, czy to jako odmiana matmy, czy w programowaniu
Więc jak ktoś te studia spróbuje potraktować jak bootcampa, to może się nabić na srogiego kija, jeśli to ma poziom jak za moich czasów.
Podsumowując: pomimo, że wykładowcy na kierunku Informatyka (z wszystkimi przedmiotami) to 100% AGH, to nie "cisnęli" jak na państwowych, ale jak ktoś myślał, że jak zapłaci to się "prześlizgnie", to się srodze mógł zdziwić. Było dużo programowania, w tym embeeded, zdawane przedmioty były z języków: asm (zapomniałem co to za kontroler był), C, C++, Java, Prolog. Dodatkowo przewijał się Perl i Python, ale to sporadycznie i nieśmiało. Generalnie lepiej było radzić sobie z każdym z tych języków, bo potem były problemy na kolosach. Ciekawe laborki, nowoczesny sprzęt.
Generalnie, po "przygodzie" na AGH, WSZiB (rok 2005) to był jak inny świat. Ówczesne systemy SUSZI i SAKE, z których korzystaliśmy (dzienniki elektroniczne, e-learning, etc) po prostu pod względem "organizacyjnym" oznaczały przepaść pomiędzy AGH a WSZiB (na niekorzyść AGH - miałem też info z EAIiE jak to tam wyglądało). Kolejki do dziekanatu? Zapomnij - numerek, potem nadajnik jak w restauracjach. Indeksy wkładałeś i zabierałeś z szuflad w dziekanacie sobie ot tak wchodząc po prostu... niezła odmiana od kolejek w AGH z pytaniem "słucham!?!?!?!" od Pani, że ty już 30 minut czekasz, by tylko indeks odebrać... A AGH wtedy "wprowadzał" kartową legitymacje studencką - wtedy to było tam "killer" feature.