Używanie dual boota jest na dłuższą metę niewygodne, jeśli używasz obydwu systemów na co dzień i chcesz się między nimi przełączać ;)
Jak nie chcesz / nie możesz całkowicie pożegnać się z Windowsem, a jednocześnie zamierzasz często korzystać z Linuxa, to najwygodniejszym rozwiązaniem jest chyba postawienie VM z Linuxem na Windowsie + skonfigurowanie sobie folderów współdzielonych, żeby łatwiej wymieniać pliki między nimi czy np. trzymać sobie wspólne repozytorium i z Windowsa odpalać wszelkiej maści IDE, a pod Linuxem eksperymentować na żywym organizmie.
Na VM postawionej w tym celu nie potrzebujesz nawet interfejsu graficznego i ogólnie polecam takie rozwiązanie - po pierwsze, jest mniej obciążające, a po drugie niejako zmusza Cię do nauki poleceń linuksowych (dodatkowy element edukacyjny :P), a po trzecie - skoro i tak taki VM będzie służył głównie do budowania i odpalania aplikacji czy zabaw z różnymi narzędziami, to w sumie nie ma sensu cackać się z przycinającym się interfejsem tylko po to, by otwierać w nim terminal :P no i jak już się oswoisz z konsolą, to nie będzie Ci straszne wbijanie się na jakieś zdalne serwery w pracy / na studiach / jak postawisz sobie kiedyś jakąś własną aplikację gdzieś-tam wystawioną na świat i będziesz musiał coś zrobić na serwerze.
Poza tym - jak srogo spaprasz sobie na VM, to ją zaorasz i postawisz na nowo. Jak spaprasz coś mając dual boota, to możesz sobie przypadkiem zaorać oba systemy :D
Linux jest o tyle fajny, że jak już ogarniesz z czym się to je, łatwiej jest postawić niektóre rzeczy. Dużo łatwiej jest zainstalować potrzebne biblioteki (czy nawet skompilować ze źródeł, a co!) dowolnym managerem pakietów pod Linuchem dostarczonym wraz z systemem, niż babrać się by te same biblioteki zainstalować pod Windowsem i potem np. walczyć z ginącymi DLLkami i innym badziewiem. Niektóre biblioteki / pakiety / moduły / managery pakietów zwyczajnie nie działają poprawnie pod Windowsem, albo nawet nie mają swojego odpowiednika.