Coaching - fakt czy mit?

0

Czy wg Was wszechobecny i coraz bardziej popularny couching to ściema, czy może potężne narzędzie (nie tylko do zarabiania $$$)?
Czy uczestniczycie w jakiś szkoleniach? Macie swoich guru? Dla kilku moich znajomych takim guru jest Mateusz Grzesiak.
Wielu z was sporo mówi o rozwoju osobistym, ja osobiście zacząłem natomiast rzygać słowem rozwój. Towarzyszy każdej korporozmowie a coraz częściej i rozmowie.
Dla rozpoczęcia dyskusji, podsyłam kilka filmików "motywacyjnych"
Julian z SGH:
Piotr "Zwyciężca" Blandford:

#couching #motywacja #sukces #rozwój

0

wydaj mi się, że działa to podobnie jak sekty tylko ma inną grupę docelową. Może pomóc tym, którzy mają problem z własną wartością. Oczywiście nie każdy może (powinien) być trenerem bo do tego potrzebna jest odpowiednia osobowość (inaczej będzie to wyglądało jak "zwyciężca"). Uważam, że głównie ma to pomóc zarobić kasę "trenerom" a nie poprawić życie "trenowanych".

11

Kolesie z filmików wyglądają jak idioci, ale samorozwój jest jak najbardziej możliwy. Ja w liceum byłem najbardziej nieśmiałym chłopakiem w klasie, ale do tej pory pozbyłem się sporej części nieracjonalnych lęków. Zakładając, że samorozwój polega właśnie na pozbywaniu się nieracjonalnych lęków, trzeba wychodzić poza swoją strefę komfortu by nabrać odwagi. Schemat jest ładnie opisany tutaj: ;)

Rzeczy, których można się nauczyć (samemu, bez żadnego pomocnika) to na przykład:

  • utrzymywanie kontaktu wzrokowego podczas rozmowy z kimkolwiek (to jest podstawa),
  • rozglądanie się bez oporów, np po autobusie czy biurze, tak jak szef rozgląda się po firmie i ogląda pracowników (tyle, że bez długiego przypatrywania się, w końcu nie jesteśmy szefami),
  • zachowanie spokoju podczas werbalnego ataku o różnym natężeniu (to nie musi być silny atak, wchodzi w to też np mniej lub bardziej konstruktywna krytyka),
  • modulowanie szybkości mowy i akcentowania wyrazów tak jak ci pasuje, zamiast mówić monotonnie,
  • luz podczas wypowiadania się - osoby zestresowane czy wystraszone mają podwyższony ton głosu, co nie brzmi fachowo,
  • mówienie zdecydowanym tonem, ale tak jak równy z równym, bez siadania na kogoś,
  • skrócenie czasu zastanawiania się czy coś powiedzieć lub planowania tekstów do wypowiedzenia - ludzie odważni są spontaniczni,
  • odporność na presję otoczenia, czyli brak niepotrzebnego zamartwiania się gdy np zrobiliśmy jakąś gafę, ktoś nas nie lubi za to co mówimy, chcemy zrobić coś czego inni ludzie nie robią (np rozciąganie się w biurze), ktoś odrzucił naszą propozycję, a wszyscy to widzą, etc
  • ogólne wyluzowanie i zdynamizowanie ruchów (ślamazarny i sztywny nie jesteś sobą : P),
  • pozytywne nastawienie jako standardowe zachowanie, bez czekania, aż ktoś inny poluzuje atmosferę,

W zasadzie wszystkie powyższe podpunkty można by podpiąć pod odporność na presję otoczenia (czasami to wyimaginowana presja). Ta odporność to bardzo praktyczna umiejętność i można ją wyćwiczyć samemu. Polecam :]

Sam samorozwój to pewnie szersza sprawa, ale najpierw trzeba sobie poradzić z nieracjonalnymi lękami, by ułatwić sobie zdobycie kolejnych osiągnięć.

0

Swojego czasu wygrałem szkolenie z umiejętności miękkich (nagroda za jedną z najlepszych PREZENTACJI, żeby było śmieszniej. To samo już powinno stanowić o kompetencjach miękkich). Generalnie sam bardzo się rozwinąłem i uważałem, że wystąpienia publiczne i prezentacje to moja mocna strona. Ale paru ciekawych rzeczy się jednak dowiedziałem (w tym tricków też).

Powiem tak - tzw. "couch", którego musiałbym regularnie odwiedzać, to dla mnie ściema. Natomiast w takie szkolenie jak to na którym byłem (3-4 godziny rozmowy w większej grupie, praktycznego spojrzenia na swój styl prezentowania i wyłapanie paru szczegółów, które moga psuc odbiór) - dla mnie na plus.

0

tylko takie małe sprostowanie do mojej poprzedniej wypowiedzi - pisząc to miałem na myśli wszelkich "kouczów" do których należy chodzić ciągle.

1

W dużej części ściema. Nastawiona na wyciągniecie kasy od różnych łosów, co mają jej za dużo, a za mało wolnego czasu. W niewielkiej części to co opisał @Wibowit, ale to działa od lat w postaci pomocy psychologicznej.

Inna sprawa dlaczego ściema działa. IMO, ponieważ "kołcz" stojąc trochę z boku jest wstanie przeanalizować pewne zachowania oraz organizację życia klienta i wprowadzić w nim pewne zmiany, które mają charakter optymalizacji. W efekcie "działa", bo ktoś taczkowemu w końcu taczkę załadował.

5

Coaching to ściema, która pozwala przesunąć odpowiedzialność za nasze niepowodzenia na coś innego. Daje wymówkę do tego, żeby nie szukać przyczyny w sobie, tylko na zewnątrz. Coache przekonują, że sprzedadzą nam patent na to co robić, żeby świat zewnętrzny spełniał nasze oczekiwania. Coachowie produkują masę darmowych treści np. video w którym prezentują rzeczy ogólnie znane jako prawdy objawione. Przekonują, że oni wiedzą, znają sposób, drogę na skróty itd. Wszystko po to żeby złapać jak największą ilość klientów i zachęcić ich do wykupienia płatnego szkolenia lub indywidualnych konsultacji.

Myślę, że umieszczanie nazwiska tego szarlatana pierwszej wody Grzesiaka w temacie coachów to pomyłka, ma tyle wspólnego z coachem co Rutkowski z detektywem. Grzesiak i Rutkowski weszli na kolejny "level", bardziej sprzedają swoją osobowość niż jakieś faktyczne umiejętności.

Dziwię się, że taki temat pojawia się na forum programistycznym. Przecież każdy programista wie ile godzin przesiedział nad kompilatorem i dokumentacją, wie ile razy mu się coś nie skompilowało i ile razy poniósł porażkę nim odniósł sukces. Nikt z nas nie stał się programistą dzięki jednej książce, jednemu wykładowi na uczelni czy dzięki jednemu patentowi, który dostaliśmy od jakiegoś trenera. To wymagało od nas poświęcenia olbrzymich ilości czasu, motywacji, a nawet nieprzespanych nocy. Niektórzy musieli się do tego zmusić, inni sami wpadali w cug programowania, ale generalnie wymagało to przede wszystkim naszej własnej pracy, a nie pracy kogokolwiek innego. Oczywiście podczas nauki zadawaliśmy pytania, porównywaliśmy się z innymi, dawaliśmy swoją pracę pod ocenę, ale to my sami musieliśmy przestawić swoje myślenie na właściwe tory i załapać do tego "zajawkę".

4

Owszem, programista wiele godzin przesiedział nad komputerem, by uzyskać wysokie umiejętności, ale jestem przekonany, że większość programistów miała sukcesy w programowaniu już od samego początku. Na starcie sukcesem może być nawet samodzielne zaklepanie pętli wypisującej choinkę. Robisz małe kroczki, widzisz, że ci się udaje i poznając świat programowania planujesz coraz to kolejne rzeczy do ogarnięcia. Widzisz też, że inni w twoim wieku (zakładając, że wcześnie zaczynałeś) nie urodzili się profesjonalistami i też robią takie małe kroczki jak ty. Czujesz, że się do tego nadajesz tak samo jak inni entuzjaści programowania, a ciągłe sukcesy motywują.

Sprawa się jednak zmienia kiedy chcesz spróbować czegoś nowego bądź zmienić coś w sobie gdy już nieco podrosłeś bądź jesteś już dawno dorosły.

Wrócę na chwilę do nieśmiałości - przez całe życie byłem przekonany, że ludzie dzielą się na nieśmiałych i na odważnych i jest to pewnym sensie naturalne, z tym się rodzimy - tak to się zwykle przedstawia. Tymczasem jest to moim zdaniem bujda. Ludzie dzielą się na takich co nie mają nieracjonalnych lęków oraz takich którzy takie lęki mają i jeszcze sobie z nimi nie poradzili. Nie ma generalnie jakichś znaczących różnic między osobami odważnymi, a nieśmiałymi, typu różnica wzrostu, grubość łapy, płeć czy np wykonywany zawód. Problem siedzi w głowie, a negatywne nawyki można zniwelować nabierając nawyków pozytywnych.

Jednak nie tylko sposób bycia jest czymś co traktujemy jako naturalne i niezmienne. Problemem jest też np zmiana branży czy nowe hobby. Jeżeli jesteśmy dorośli i chcemy spróbować czegoś nowego, a brakuje nam pewności siebie to szybko się zniechęcamy widząc, że bardzo dużo nam brakuje do doświadczonych rówieśników, a dystans jakoś szybko się nie chce zmniejszyć. Myślimy, że się nie nadajemy. Stąd np tematy na tym forum typu "mam 30 lat, czy warto iść w programowanie?" Nie pomaga też komunistyczna mentalność wg której na początku życia powinno wybierać się to co się chce robić i gdzie chce się mieszkać, a następnie całe życie mieszka się w jednym mieście i pracuje w jednej pracy.

Myślę, że popyt na magiczne zaklęcia wynika właśnie z powszechnego przekonania, że rodzimy się z szeregiem psychicznych ograniczeń oraz specjalnych zdolności i to nas definiuje. Talentu może i nie da się nabyć (chociaż wątpliwe, byśmy nadawali się tylko do jednego zawodu), ale psychicznych ograniczeń można się pozbyć i obalić np podział na śmiałych i nieśmiałych, czy np nadających się do jakiegoś sportu lub nie. Magiczne zaklęcia mają pomóc osiągnąć konkretny cel bez ogólnej zmiany sposobu bycia.

A magicznymi zaklęciami zajmują się też nawet znane osoby. Niedawno widziałem filmik: Tomasz Kammel radzi, jak poradzić sobie z tremą. Mówi o tym, żeby skorzystać z niewidocznej pomadki do ust, czy trenować przemówienie przy włączonym odkurzaczu. To jest bez sensu, bo ogólną pewność siebie można wyrabiać na co dzień, zamiast szukać sztuczek na każdą okazję.

0
Wibowit napisał(a):

Jednak nie tylko sposób bycia jest czymś co traktujemy jako naturalne i niezmienne. Problemem jest też np zmiana branży czy nowe hobby. Jeżeli jesteśmy dorośli i chcemy spróbować czegoś nowego, a brakuje nam pewności siebie to szybko się zniechęcamy widząc, że bardzo dużo nam brakuje do doświadczonych rówieśników, a dystans jakoś szybko się nie chce zmniejszyć. Myślimy, że się nie nadajemy. Stąd np tematy na tym forum typu "mam 30 lat, czy warto iść w programowanie?" Nie pomaga też komunistyczna mentalność wg której na początku życia powinno wybierać się to co się chce robić i gdzie chce się mieszkać, a następnie całe życie mieszka się w jednym mieście i pracuje w jednej pracy.

Z jednej strony lewica jest od głaskania po główkach i mówienia "wszystko będzie dobrze", "każdy może być kobietą/mężczyzną/programistą", "wszyscy mamy takie same IQ". A z drugiej strony mam wrażenie że gadanie tych couchów podchodzi pod prawicowość "każdy może osiągnąć sukces, wystarczy ciężka praca", ogólne nastawienie na sukces itd.
Tyle, że osobiście uważam całe to gadanie za ściemę. Ci, którzy mają osiągnąć sukces, osiągną go bez pomocy couchy, bo mają w sobie cechy, które wcześniej czy później doprowadzą ich do takiego stanu (przy odpowiednim szczęściu). Ci natomiast którzy sukcesu i tak nie osiągną, bo poza chodzeniem na szkolenia i ubieraniem koszul nic nie potrafią, będą tylko powiększać konto trenera.

Wibowit napisał(a):

Nie ma generalnie jakichś znaczących różnic między osobami odważnymi, a nieśmiałymi, typu różnica wzrostu, grubość łapy, płeć czy np wykonywany zawód. Problem siedzi w głowie, a negatywne nawyki można zniwelować nabierając nawyków pozytywnych.

Nie ma też różnic między białymi ludźmi a czarnymi :] Takie różnice są, chociażby kobiety z natury są lepsze w kontaktach międzyludzkich. Niektórzy rodzą się tacy, drudzy inni. Mamy jakieś pole manewru, ale ograniczone.
Jeśli chodzi o tą odwagę, to jest to np często uwarunkowane niemal genetycznie. Osobniki silniejsze fizycznie, bez żadnych chorób, mogą bardziej zdawać się na sytuacje wymagające ryzyka, ponieważ lepiej poradzą sobie w razie niepowodzenia, niż osobniki słabsze. Osobniki słabsze sporo muszą nadrabiać intelektem i muszą mieć wszystko lepiej przemyślane, by zmniejszyć stopień ryzyka, co wiąże się ze sporym ograniczeniem spontaniczności. Ogólnie mam tu na myśli bardziej sytuacje w rodzaju odwaga przed napadem na bank czy przed upolowaniem maczetą niedźwiedzia.

0

W przypadku programowania tysięcy porażek nikt nie liczy, ponieważ szybka poprawka i kod się kompiluje. Poza tym łatwo się z nimi oswajamy, ponieważ nikt poza nami ich nie widzi i możemy je szybko usunąć. Jednak porażki są nieodłączną częścią nauki programowania i to jest fakt. Większość błędów szybko usuniemy, ale zdarzają się poważniejsze problemy spędzające sen z powiek. Częste sukcesy odnoszą tylko programiści, którzy mierzą zamiary na siły, a nie po Mickiewiczowsku odwrotnie. Jeżeli ktoś od razu porwie się na pisanie nowego systemu operacyjnego, to wiadomo jak to się skończy...

W przypadku nauki innych umiejętności porażki nie są takie łatwe do usunięcia, stąd wydaje się nam, że to jest dużo trudniejsze do nauczenia niż programowanie, a wcale tak nie jest. Podobnie mamy tendencję do porywania się od razu z motyką na słońce, a powinniśmy zacząć od czegoś małego. Jeżeli nieśmiała i nieobyta osoba skompromituje się w towarzystwie, to nie może podejść za pięć minut i spróbować jeszcze raz. To często paraliżuje nas przed wyjściem ze strefy komfortu i zmianą swojego zachowania. Tymczasem nigdy się niczego nie nauczymy, jeżeli nie popełnimy iluś błędów po drodze.

Te psychiczne ograniczenia to po prostu strach przed porażką wynikający z braku obycia naszego umysłu z jakąś czynnością. Żeby nasz umysł zaczął pracować jak umysł programisty po pierwsze musi minąć odpowiednia ilość czasu na ćwiczeniu, po drugie musimy popełnić jakąś ilość porażek po drodze i co ważne musimy się z tymi porażkami oswoić, po trzecie musimy mierzyć zamiary według sił. Każdy z nas przez to przechodził i powinien o tym pamiętać podczas nauki innych rzeczy, ponieważ ten proces wygląda analogicznie.

2

Nie ma też różnic między białymi ludźmi a czarnymi :] Takie różnice są, chociażby kobiety z natury są lepsze w kontaktach międzyludzkich. Niektórzy rodzą się tacy, drudzy inni. Mamy jakieś pole manewru, ale ograniczone.

Kobiety przede wszystkim bardziej interesują się życiem innych niż mężczyźni, a mężczyźni raczej wolą mieć wspólne tematy do dyskusji niż gadać o banałach. Zagajanie rozmowy na zasadzie "kim jesteś? czym się zajmujesz w pracy, po pracy, gdzie byłeś na wakacjach? ale ładna torebka, gdzie ją kupiłaś?" itp itd ma dużo większą szansę niż próba szybkiego znalezienia wspólnego tematu do rozkmin, stąd kobiety gadają więcej/ częściej/ z większą ilością osób. Możesz potrenować i pogadać o banałach z mniej lub bardziej przypadkowymi ludźmi (stałymi/ dawnymi znajomymi, znajomymi z pracy, ludźmi z którymi jedziesz 3h pociągiem, ludźmi na konferencji, itd), wtedy nabierzesz swobody w zagadywaniu. Mi jednak ciężko się zmusić do takich rozmów, bo wydaje mi się to bezsensowne. Taki dysonans poznawczy - z jednej strony uważam, że to by się przydało, a z drugiej strony myślę, że to bez sensu i nie chce mi się.

Jeśli chodzi o tą odwagę, to jest to np często uwarunkowane niemal genetycznie. Osobniki silniejsze fizycznie, bez żadnych chorób, mogą bardziej zdawać się na sytuacje wymagające ryzyka, ponieważ lepiej poradzą sobie w razie niepowodzenia, niż osobniki słabsze. Osobniki słabsze sporo muszą nadrabiać intelektem i muszą mieć wszystko lepiej przemyślane, by zmniejszyć stopień ryzyka, co wiąże się ze sporym ograniczeniem spontaniczności. Ogólnie mam tu na myśli bardziej sytuacje w rodzaju odwaga przed napadem na bank czy przed upolowaniem maczetą niedźwiedzia.

"Odwaga przed"? Chyba "strach przed"?
Ja nie miałem na myśli latania z maczetą, ale strach nieracjonalny, czyli strach przed rzeczami, które z logicznego punktu widzenia nie powinny mieć negatywnych konsekwencji. Jeśli czegoś nie zrobiłeś, bo się bałeś to zastanów się potem czy ten strach był racjonalny.

0

Coaching działa tylko na osoby o pewnym profilu psychologicznym, podatne na manipulacje. Tak jak sekty, reklamy tabletek i politycy twierdzący, że zostaniesz milionerem jak tylko na nich zagłosujesz

1

Jeśli ktoś jest zakompleksionym i nieśmiałym osobnikiem, takie rzeczy mogą mu pomóc- nie ważne czy to działa, ważne, by ów osobnik uwierzył, że działa- łatwiej owemu będzie wyjść poza strefę komfortu, co zawsze dodaje pewności siebie i leczy kompleksy.
Nie korzystałem nigdy z usług "coacha", ale dużo czytałem swego czasu i trochę sobie poprzestawiałem w głowie- doświadczenie pokazuje, co jest wartościowe, a co tylko chwytem marketingowym.

0

Czego oczekujecie od coachingu, że twierdzicie że nie działa? W sensie: w czym zawodzi?

1 użytkowników online, w tym zalogowanych: 0, gości: 1